Przerabiałam już wszystko. Były próby przegryzienia pasów od fotelika (wyobraź sobie jak bosko wygląda widok dziecka nieświadomego posiadania blokady w postaci… żeber i kręgosłupa). Były spazmatyczne płacze, sina skóra od „zanoszenia się”, jazda samochodem z kierownicą w jednej ręce bo druga musiała zabawiać pasażera. O wyjściach na spacer nie wspomnę. Raz wózek fajny raz niefajny. Raz na rękach, raz na rowerze… ostatecznie zawsze wyglądało to tak, że co nie wyniosłam z domu to ciągnęłam za sobą niosąc obowiązkowo młodego na rękach pchając wózek i ciągnąc za sobą jeszcze rower np. Do momentu kiedy nadszedł „ten dzień”. Dzień, w którym wszystko stało się prostsze.
Tak proste, że aż wstyd…
Wiesz co zaobserwowałam „tego dnia”? To, że Mati zaczął obdarzać uczuciami zabawki. Do tej pory traktował je jako przedmiot do sprawdzenia, do naciskania, szeleszczenia. Brumkiem się jeździło, drewniane warzywka się kroi, za kółeczko motylka się ciągnie albo szeleści się skrzydełkami. I przyznam się szczerze, że ja tak samo odbierałam zabawki do tej pory. One miały COŚ ROBIĆ. W samochodzie wieszałam mu jakieś kolorowe gadżety od zawsze. Na wózku dyndały jakieś dyndoliny, nad łóżeczkiem fruwały fruwaliny itd. To przyciągało jego uwagę. Taki był plan. Ale nie spodziewałam się, że kiedyś zabawka zacznie służyć do kochania, do bycia towarzyszem podróży. Wstyd… dopiero kiedy zobaczyłam uczucie, którym nie wiadomo skąd, nagle Mati zaczął obdarzać wybrane zabawki, przypomniało mi się jak ja bardzo kochałam koalę „z Niemczech” od Taty i jak bardzo płakałam nad jego kalectwem po upraniu go w pralce (stracił oko). I nagle wszystko stało się takie proste…
Mali Bohaterowie
Zabawka zabierana w podróż to taki Mały Bohater, który wybawia nas – rodziców z Potężnych Tarapatów. Bo dziecko, które nie potrafi zająć się niczym podczas podróży samochodem to meeeega tarapaty, dziecko, które jest znudzone spacerkiem i ma ochotę popodróżować na rękach mamy i nie obchodzi go co ta zrobi z siatami z zakupami, rowerem i wózkiem to jeszcze większe tarapaty. A wystarczą proste tricki jak ten: „Matunio a pokaż jak motylek lata?” Voila!
Szaleństwo! Z resztą Ty pewnie to znasz. Chyba każde dziecko dociera do momentu, w którym zaczyna obdarzać jakimś wyjątkowym uczuciem poszczególne zabawki. I groźnie wyglądający pies groźnie wyglądającego przechodnia już nie jest taki interesujący dla Pączka. Z wchodzenia do stawu w parku też już nie ma tyle radości no bo co wtedy zrobić z motylkiem? Kwa-Kwa motylka uprowadzi jak on będzie w wodzie i co to będzie? Pączek ma zawsze takie przerażenie w oku kiedy wyobraża sobie, że mógłby swojego przyjaciela motyla gdzieś zostawić na pastwę losu. To już ten wiek. Już to widać. Coś pięknego! A jak już stwierdza, że wejdzie do wózka. Noł problem. Rączki wolne bo zabawka cały czas jest przy nim. Wisi sobie grzecznie gdzieś na barierce (jak to nazwać? barierka, rączka, pałąk? wyleciało mi z głowy) :) Nevermind. Ważne, że wisi i nie trzeba nigdzie upychać :)
Podróże Brumkiem
Nie chce mi się zabierać 10 tysięcy zabawek do samochodu. I tak każda ląduje na podłodze bo nie sposób utrzymać w trakcie jazdy po polskich drogach czegokolwiek nawet dorosłemu. W ogóle jak się patrzę na tego biedaka czasem to taaaak mi go szkoda :( Siedzi toto biedne, przypięte tymi pasami, plecy spocone, ruszyć się nie może na milimetr. Jak mu się koszulka zawinie podczas wkładania do fotelika i nie zauważę to jedzie biedak całą podróż i nawet nie potrafi powiedzieć, że mu niewygodnie. Tabletów na siedzeniu jeszcze nie próbowałam. Może kiedyś, jak już będzie w stanie powiedzieć, że mu niedobrze. Będę wiedziała, że to od patrzenia w jeden punkt przez godzinę. Na razie radzimy sobie kolorowymi zabawkami, które mogę przyczepić do siedzenia, do wieszaka w oknie. Chyba im raźniej razem w tej klatce we dwójkę bo większych protestów ostatnio nie słyszę :) Jak Pąki ma ochotę Szopa przytulić to mu go odczepiam. Poprzytula, polata nim (szopy przecież latają nie?), pobawi się ile mu się będzie chciało i pokazuje paluszkiem „tu” a ja na komendę przyczepiam przyjaciela podróży z powrotem w to samo miejsce. Mała rzecz a cieszy. I malucha i rodziców.
Dziękuję Lamaze Polska za zaproszenie mnie do współpracy. A takie miałam opory! Przyznaję się bez bicia – uważałam, że Mati już nie będzie się interesował takimi kolorowymi zabawkami dla bobasów. A to nieprawda. Mati je pokochał. Tuli, całuje, nosi ze sobą po domu, zabiera na spacery. Fantastyczny widok! Mam tylko nadzieję, że jak w końcu pojawi się to młodsze Matuniowe rodzeństwo, pokocha je bardziej niż Motyla i Szopa i podzieli się zabawką ;)
Chciałam Was jeszcze zaprosić na nietypowe konto instagramowe @malibohaterowie :) Muszę poznać tą kreatywną osobę, która wymyśla te scenki :) To jest właśnie kwintesencja mojego wpisu. Nie trzeba miliardów zabawek zapakowanych w trzy walizki. Podróżować można z jedną, ukochaną, która dziecku dodaje otuchy, uczy pierwszej nieskomplikowanej przyjaźni a rodzicom daje odrobinę spokoju i przyjemne ciepło na serduchu kiedy widzi pozytywne emocje swojego dziecka.
A Twoje dziecko ma już swojego pierwszego „przyjaciela”? W jakim wieku zauważyłaś, że dziecko zaczyna obdarzać swoje zabawki uczuciami? Ja miałam wtedy 27 lat… (wybacz ten suchar… musiałam dodać coś głupiego chociaż na koniec, bo nie byłabym sobą ;) Oczywiście pytam o wiek dziecka :D
Moja Olinka niedawno zaczęła dawać buziaki maskotkom. Największym zainteresowaniem (no bo w sumie to nie wiem czy nie jest za „młoda” na uczucie-9 mieszków ma)darzy misie. I jak jej jakiegoś futrzaczka podstawiam i mówię „Zobacz Ola Miiiisio” to ona słodko zwija usteczka i mówi Mmmmmii i daje całuska. Takie to słodkie! Chociaż ostatnio całowała również główkę treningową (taką straszną,realistyczną której używam do facepaintingu). No ale może pomyliła ją ze mną po prostu :)
Zabawki z Lamaze są świetne .Kupiłam je w anglii mam motyla i kotka.powiem szczerze, że Gabi ma je od kiedy miała pół roczku. Rozwijają zmysły , mają żywe kolory, szeleszczą i ciekawią malucha. Motylek ma lusterko i dodatkowo piszczy :-) teraz Mała ma 2.5 roku i wciąż je kocha .nieodłączny element podróży .bez kotka nie ma wyjścia z domu :-)
A owszem, ma. Poszewki na poduszki, sztuk cztery. Do niedawna chodzil wszędzie z dwoma kompletami pościeli ale poszwy na kołdrę schowałam, bo prawie trzyletnie dziecko niosące cztery poszewki i dwie poszwy w rozmiarze 200x200cm wyglądało dziwnie….
Hahahaha u nas do spania obowiązkowo mięciutki jasiek pachnący rodzicami :)
Made my day! :D
Super te zabawki wyglądają, takie kolorowe i milusie ;)
Ja też miałam, nawet nadal mam, swoją ukochaną zabawkę, to Simba z Króla Lwa, też przywieziony z Niemiec ;)
Z Niemczech! ;)
Z Niemiec! Coś przywiezione z Niemiec, a coś jest w Niemczech.
A jak ja mam „z niemczech” to mam zwrócić? :(
Każdy ma swoje ulubione zabawki, które pamięta przez całe życie. Nieraz taka zabawka znaleziona po kilkudziesięciu latach wywołuje nawet łzy :)
Z Lamaze mamy ośmiornicę i misia, który jest zdecydowanie ulubionym przytulakiem Tadzia, ale na okazywanie miłości jeszcze poczekamy :)
Też miałam pełno „mądrych” zabawek ale od jakiegoś czasu mojemu Maksikowi (kończy 2 lata w dniu 26,07) wystarczy ze powiem ze bierzemy „miśka daśku” bo mu będzie smutno i to też działa……sam wybiera który z pluszaków jest akurat w tym momencie najbardziej smutny….a reszta mądrych zabawek leży i czeka…..
Tez mieliśmy takiego pluszaka, Kicię z Boba Budowniczego. Fifi brał go wszędzie, kotek zwiedzał z nim wszystkie półki w sklepach, parapety, ławki… aż któregoś dnia chyba został w którymś ze sklepów albo gdzieś na jakimś chodniku :( i teraz Fifi mówi tylko: „jestem gapa, zgubiłem Kicię” :(
U nas każde nowe autko z jakąś syreną typu : wóz strażacki, policja czy karetka, w tym momencie są best of the best i tego się trzymamy na razie, ale dzieci maja swoje etapy i tylko patrzymy jak sobie coś nowego upatrzy, aby przypadkiem nie zapomnieć zabrać z domu :)
a jak dla mnie mega ta fotka złączona z trzech (czterech?) w jedno :D jak to zrobić ? :D Plisssa proszę o przepis Mamoo! ;)
Michaś ma 13 miesięcy i na razie brak miłości do zabawek. Mam nadzieję, że niedługo „pokocha” jakąś która będzie w stanie zająć go w czasie podróży wózkiem, samochodem….
Do zabawki radziłbym jeszcze dorzucić pieluchę, coś do picia, coś do jedzenia i mokre chusteczki!
I już zestaw skompletowany ;-)