Zielona granica

Zielona granica

Wyszłam… w końcu wyszłam. Idę… dyszę, ale idę. W uszach nadal mi dzwoni, pot spływa strużką po czole. Udało mi się jakoś ubrać to małe rozdarte, nieszczęśliwe „bo tak o tej godzinie ma” dziecko. Resztkami sił, jedną ręką przygotowałam prowiant i wszelkie spacerowe atrybuty. Jedną, bo przecież na drugiej musi się zagnieździć ciekawskie bejbe żeby obserwować i sprawdzać jakość wykonywanych przez mamę czynności.

Czapka zdjęta sto tysięcy razy z głowy, butów już mu nawet nie zakładam – drugi Cejrowski się szykuje. Standardowo poszukiwania smoczka, 3 powroty bo telefonu/pieluszki/parasolki/reaktora atomowego/telewizora/nart zapomniałam. Oj taaaak. Zawsze się znajdzie coś, o czym da się zapomnieć. Co tu się będę rozpisywać… Każda z nas przeżywa swój osobisty koniec świata przed wyjściem na spacer prawda? :)

Ale za chwilę o tym zapomnę. Pot wyschnie, serce się uspokoi, uśmiech wróci na twarz. Znów będę rozkoszować się zielonym parkiem i widokiem zainteresowanego wszystkim co się rusza i nie rusza synkiem. Razem z „zieloną granicą” formatuje się moja pamięć krótkotrwała. Razem z „zieloną granicą” uspokaja się mój oddech. Razem z „zieloną granicą” przypominam sobie o tym, że spełniło się moje wielkie marzenie – mam dziecko. Zdrowe, piękne, uśmiechnięte, wymarzone dziecko. Obrazek, który wyobrażałam sobie tyle razy przemierzając te parkowe ścieżki w samotności nagle stał się rzeczywistością. I niedowierzam. Bo marzenia rzeczywiście się spełniają. Trzeba tylko wiedzieć o czym marzyć ;)

Trzeba też wiedzieć na co zwracać uwagę w życiu. Bo jeśli skupiałabym się na tym, że przez pół godziny dziennie mam istny armageddon i najchętniej pieprznęłabym ten wózek w kąt i schowała się gdzieś głęboko pod kołdrę to rzeczywiście… macierzyństwo to orka, kamienie i wyboje. Ale czym jest pół godziny męczarni w stosunku do 3 godzin spokojnego spacerowania, wygrzewania się w słońcu i obserwowania mojego własnego, osobistego dziecka :)

Albert Einstein stwierdził kiedyś, że najważniejsze pytanie jakie może sobie zadać człowiek to: „Czy wszechświat jest nam przyjazny?”. Dla mnie jest. Nie wymagam od wszechświata żeby był dla mnie przyjazny 24 godziny na dobę. Ja nie jestem idealna. Dlaczego mi wolno być nieidealną a innym nie? Pogoda nie zawsze musi być ładna, dziecko nie zawsze uśmiechnięte, mąż nie zawsze musi trafić z prezentem na rocznicę a piękna sukienka w sklepie nie musi leżeć na nas idealnie. Najważniejsze to pamiętać o tym i skupiać się na tym co dobre w naszym życiu.

Ja też miewam gorsze dni, też mi się nie chce czasem otwierać oczu o poranku. Też mam zmartwienia, problemy, wyrzuty sumienia, stresy i obawy. Ale się nie daję. Tak po prostu sie nie daję. Kiedy myślę o moim mężu, dziecku skupiam się na tym co dobre. I taką zasadę staram się stosować w stosunku do wszystkiego i wszystkich.

Polecam wszystkim mamom, które uważają, że skupianie się na tym co dobre w naszych dzieciach, rodzinie i życiu jest czymś nienaturalnym i „lukrowym” (uwielbiam to określenie:)). Bo przecież to TRUDY MACIERZYŃSTWA są dopiero czymś prawdziwym. Prawdziwe jest i to co dobre i to co złe. Od nas zależy na czym się skupimy. Ja pamiętam o tym, że życie mam tylko jedno. Nie chce mi się roztrząsać nad tym co złe. Nie mam na to czasu :)

_DSC7760

_DSC7745

_DSC7731

_DSC7769

_DSC7779

_DSC7884

_DSC7780

_DSC7793

_DSC7798

_DSC7742

_DSC7738

_DSC7848

_DSC7723

_DSC7811

_DSC7812

_DSC7746

Bakuś:

Kapelusz – ZARA

Legginsy – ZARA

Bluzka – TEX

Chustka – Miminki

Kocyko – śpiworek :) – Miminki

Kocyko – śpiworek pokażę Wam jeszcze oddzielnie bo zasługuje na wpis poświęcony tylko jemu. Wymyśliłam sobie taki kocuś z suwakiem, który będę mogła używać podczas naszych spacerków w dwojaki sposób (jako śpiworek i jako kocyk). Miminki moje wymysły zamieniły w coś namacalnego!!! Uwielbiam takie firmy. Uwielbiam takich ludzi. Koniecznie do nich zajrzyjcie. Nie widziałam nigdy piękniejszej oprawy graficznej strony!!! Jeszcze raz, gdyby nie chciało się Wam przewijać :)