Ta jedna rzecz, której zazdroszczę niedzieciatym koleżankom.

Ta jedna rzecz, której zazdroszczę niedzieciatym koleżankom.

Uwielbiam być żoną. Za żadne skarby nie zamieniłabym się z moimi koleżankami-singielkami. Nie mam ochoty na szalone nocne imprezy bez mojego męża, bo w sumie to z nim bawię się najlepiej. Nie mam ochoty na robienie czegokolwiek bez mojego męża. Z pracy, która umożliwiała mi zwiedzanie świata zrezygnowałam z błahego powodu – bo tęskniłam. Za mężem… i synem. A właściwie to synem i mężem. Wkurzają mnie obaj codziennie z milion razy, męczą, denerwują i co-tyleńko, ale kiedy wieczorem patrzę się na moich dwóch prywatnych mężczyzn, którzy są moi i tylko moi, uśmiecham się sama do siebie. Kocham ich.

Kocham niesamowicie mojego synka, który potrafi w jednej chwili zrobić mi awanturę o to, że dzisiaj znów nie ma jego urodzin, a po chwili powiedzieć, że mam go przytulić, bo mu smutno bo go zdenerwowałam.

Uwielbiam buszować po sklepach w poszukiwaniu nowych ciuszków dla niego i robić mu prezenty, owiane opowieścią o tym, że był tak dzielny podczas naszej tygodniowej wizyty w szpitalu, że z chmury zszedł Mikołaj i dał mi ekstra prezent za odwagę.

Uwielbiam tańczyć z nim do latynoskich rytmów i przyglądać się jak nieporadnie próbuje kręcić bioderkami i wymyślać kolejne niezdarne figury taneczne.

Uwielbiam z pełną premedytacją nucić pod nosem „Ty jesteś ruda” i czekać, aż włączy mu się śpiewanie tego samego na nieświadomce, podczas układania puzzli. Muzykalna dusza z tego Mateusza ;)

Uwielbiam grać z nim w karty, w jego wymyślone gry, w których już na starcie jestem na straconej pozycji. No, ale podobno kto nie ma szczęścia w kartach, ten ma szczęście w miłości. Potwierdzam! Ja przegrywam zawsze z Matim, a Maciek ze mną :P

Uwielbiam robić mu urodzinki kilka razy w roku i patrzeć jak klaszcze w dłonie, zachwycony dziesiątym w tym roku „sto-lat” i zdmuchującym zawsze tę samą świeczkę.

Uwielbiam świętować z nim Dzień Żeby, chociaż nie znoszę gadów czy bardziej przyjemny Dzień Soku, który właściwie to jest dzisiaj :)

Uwielbiam spontaniczne wypady na piknik, tylko po to, żeby pokazać Matiemu co to ten piknik jest, bo Ciocia Marta w przedszkolu powiedziała, że jak jest ciepło to się robi piknik i Matunio też chce i mamo, tato, zróbmy piknik… No to zróbmy ten piknik! Dzień Soku, Festiwal Magnolii czy Dzień Motyla Kapustnika… nie ważne. Zawsze można to ubrać w jakąś fajną historię, którą taki maluch chłonie każdym zmysłem. 4 lata to taki ciekawy wiek… to taka ciekawość świata. To przygoda, za przygodą… I ja, jako matka, mogę w tym bezkarnie uczestniczyć. Wkroczyć ponownie w ten dziecięcy świat. Zapomnieć o tym wszystkim co smutne i złe, bo przecież dziecka szkoda swoimi problemami obarczać.

Uwielbiam być mamą. Za żadne skarby nie zamieniłabym się z moimi niedzieciatymi koleżankami. Gdybym miała cofnąć się w czasie, zrobiłabym znów to samo. Krok po kroku. Nie zmieniłabym nic. Niczego nie żałuję, niczego moim koleżankom, które dzieci jeszcze nie mają nie zazdroszczę. Oprócz jednego… one, mają tę przygodę dopiero przed sobą. A mi ucieka dzień za dniem. Moje dziecko za chwilę skończy 4 lata. Ani się obejrzę, a będzie miało 8… a później 18… a później to już nawet nie będzie dziecko… takie jak teraz.

Dlatego korzystam z tych chwil, w których jestem mamą dziecka przez wielkie „D”, przymykam oko na niedospanie i chwytam tyle ile mogę. Ile mi jest dane. Bo dzieciństwo swojego dziecka ma się tylko raz. Jeden raz…

Dzisiejsze zdjęcia zrobiliśmy podczas pikniku, o którym marzył Mati. To był piknik z okazji Dnia Soku. I jeszcze do tego wymyśliliśmy, że dzisiaj jest pierwszy dzień w roku, w którym można puszczać bańki :) Dobre co? Po prostu puszczasz wodze fantazji i obserwujesz, jak Twoje dziecko chłonie wszystko, o czym mu opowiadasz i co mu pokazujesz. Dzień Soku to idealny pretekst na przekonanie dziecka do picia soków, a w ten sposób przemycenie owoców i warzyw bo w sokach 100% jest wszystko to, co w owocach, bez dodatku cukru czy innych substancji słodzących, barwników i aromatów. Sok to dodatkowo fajna sprawa, bo nie tylko zawiera wszystkie substancje odżywcze, witaminy i minerały, co w owocach, ale jeszcze w znacznie wygodniejszej formie. Nie trzeba myć, kroić, obierać – wkładasz do torby i w drogę! I na piknik! ;) Takie trochę SMART rozwiązanie dla zabieganej mamy ;)

Dla dziecka każda okazja jest dobra, żeby zrobić coś ciekawego. Innego. Nie podwieczorek przy stole w kuchni, a na trawce, na kocyku, w formie pikniku. Nie bez okazji, a właśnie w otoczce jakiegoś wydarzenia. Dzień Soku to idealny pretekst do urozmaicenia codziennej rutyny, ale też przypomnienia sobie i dziecku o dobrych nawykach żywieniowych. Twoje dziecko właśnie takie wydarzenia zapamięta. Te małe, ale inne od wszystkiego. Działaj. Masz tylko jedną szansę na to, żeby Twojemu dziecku zaserwować piękne dzieciństwo… a sobie macierzyństwo. <3

 

 

Wpis wspiera kampanię „Soki i musy – witaminy w wygodnej formie”finansowaną z budżetu Unii Europejskiej, Rzeczypospolitej Polskiej oraz ze środków Funduszu Promocji Owoców i Warzyw, stanowiących wraz z wkładem finansowym członków wkład własny KUPS.

Zajrzyj na stronę sokiimusy.eu. Znajdziesz tam fajną, darmową grę z owockami i warzywami – VitaSMART. Poniżej linki do ściągnięcia bezpośrednio na telefon: