Zamykamy blog. Do odwołania.

Zamykamy blog. Do odwołania.

18 dni! Tyle dokładnie zostało mi do wyjazdu do szpitala. I tak, z jednej strony się cieszę, bo niesamowicie jestem ciekawa tego małego człowieczka, który kopie mnie nocami po żebrach, kiedy kibluję przed komputerem. Tak swoją drogą to dziękuję Bogu, że tę bezsenność na mnie zesłał, bo przynajmniej jestem w stanie wtedy nadrabiać zaległości i pisać książkę. Premiera będzie szybciej niż się spodziewasz :) Znam już nawet termin pierwszego spotkania autorskiego w Warszawie!!! Przyjedziesz do mnie? :) Ale zanim to wszystko nastąpi, będziemy musieli zamknąć na jakiś czas blog całkowicie. Do odwołania.

Ten rok pomimo tego, że od stycznia na blogu właściwie cisza, narzucił mi takie tempo, że czasem łapię zadyszkę. Zazwyczaj pozytywną, chociaż nie powiem… przeciągnięcie się kwestii remontowych na ten rok, rozpieprzyło cały mój misterny plan i właściwie to to, co dzieje się teraz, jest następstwem opóźnień ekipy remontowej. Nie wyrobiłam się z napisaniem ostatniej części #BakusiowegoLoveStory, ze zrobieniem obiecanego Live’a na FB, pokoik Milenki nadal nie jest gotowy, chociaż miałam Ci go pokazać już pod koniec stycznia. Przed nami jeszcze wykończenie sypialni i klatki schodowej z korytarzem na piętrze. Wszystko przeciągnęło się przez znienawidzony przeze mnie czynnik – czynnik ludzki…

W sypialni nadal mamy zimno i jak się okazuje zimno będziemy mieli bo teraz jest już zbyt zimno na prace remontowe. Od czasu kiedy wysłaliśmy reklamację (już taką potwierdzoną badaniami kamerą termowizyjną bo na słowo nikt nie chciał się nad tym tematem pochylić) minął ponad rok. Wyobraź sobie jaka złość mnie bierze na samą myśl o tym, że OD ROKU tak ważny problem nie został załatwiony. Wieje nam z okien, które Panowie robią od momentu, w którym się wprowadziliśmy i nadal temat nie jest skończony… a jako wisienkę na torcie odkryliśmy w sypialni grzyb… którego usunięcia też się nie doczekaliśmy. Nic dziwnego, że Mati cały czas choruje. Na szczęście udało nam się przenieść go ze spaniem do drugiego pokoju. Tak, tak! Nasz dorosły czterolatek w końcu dał się przekonać do spania na swoim dorosłym łóżku, w swoim dorosłym pokoju :) Tyle, że za jego łóżkiem jest takie magiczne gniazdko elektryczne, którym tak wieje wiatr, że jak się przystawia wiatraczek, to wiatraczek się kręci!!! Czujesz to?! Tam też najprawdopodobniej jest już cała ściana kolankowa w grzybie… Pięknie prawda? Maciek alergik grzybowy, Mati alergik grzybowy, ja w ciąży a za chwilę noworodek na pokładzie i kuźwa grzyb! Czujesz to? Także łączę się w bólu ze wszystkimi dziewczynami, które opowiadały mi na IG swoje ekscesy budowlano-remontowe. Jeśli Ty też takie masz wiedz, że nie jesteś sama :)

Na szczęście to co zależy tylko i wyłącznie od nas, dzielnie pchamy do przodu. Udało nam się wyprzedać i rozdać sprzęty i ciuszki, które do tej pory zalegały w przyszłym pokoju Milenki. TUTAJ jest druga część wyprzedaży, która trwa już tylko do środy do 22:00. Jest tam wózek – spacerówka Quinny, jest fotelik Romer, są moje lokówki i pozostałości ciuszków i butów na chłodniejsze dni. Zajrzyj na naszą Bakusiową „wyprz”, może akurat znajdziesz tam coś co Ci się przyda. A jeśli znasz kogoś z okolic Warszawy, kto szuka mebli do pokoju dziecięcego to daj temu komuś cynk, bo my tam wystawiliśmy szafę i komodę o wartości 3200 zł za 1300 zł bo tak bardzo chcemy je już sprzedać :) Są super, tyle, że my już swoim starym systemem postanowiliśmy wykorzystać przestrzeń w pokoju Mili (o matko, moja córeczka będzie małą MILI!!! Muszę sobie zrobić przerwę na płacz ze wzruszenia ——— wróciłam) :) No więc zrobiliśmy tam meble na wymiar i taką bajerancką szafę, że kiedy mam większy dołek z powodu opóźnień wszystkiego co możliwe, staję przed tą szafą i ładuję swoją pozytywną energię radością z tego, że tak świetnie to wszystko wymyśliliśmy. Nie mogę się już doczekać żeby Ci pokazać efekt końcowy. Jest bajkowo! Czekamy już tylko na oprawę okien i oświetlenie iii… MAMY TO! Pokoik Milenki gotowy :) (a nie, przepraszam… jeszcze reklamacja fotela…)

Dostaję bardzo dużo pytań o to jak się czuję na finiszu (to jest super miłe… nie spodziewałam się, że tyle dziewczyn będzie o mnie pamiętało!). Ale wiesz co jest najlepsze? Nie bardzo wiem co mam na nie odpowiadać bo w sumie to ja nie wiem jak się czuję :) Chcąc nie chcąc, musiałam zaliczyć wizytę w szpitalu. Nie będę też oszukiwała, że to nocne kiblowanie nie pozostawia po sobie śladu bo jednak za dnia nie da się tak po prostu odsypiać i nie reagować na to co się dzieje. Nie daj Bóg zapomnę wyciszyć telefon, albo tablet (bo na tablecie jest to samo konto i jak nie odbieram telefonu, to mi ten dziad potrafi dzwonić gdzieś z szuflady – przeklęta technika). No, ale koniec końców… czekam na spełnienie mojego wielkiego marzenia, na które tyle czekałam. Nikt nie mówił, że będzie lekko. Ba! Idąc tropem poprzedniej ciąży, mogłoby być o 19 kg ciężej! (11 na plusie jak na razie, chociaż twarz spuchła mi już niesamowicie, a mój nos wygląda jak kartofel na sterydach).

Cały czas jest z nami Mati (obustronne zapalenie płuc zakończone antybiotykiem, a po chwili jelitówka) więc oprócz niekończących się remontów mamy jeszcze nasz wulkan energii w domu – jedyny osobnik, który cieszył się z bałaganu, bo mógł dzięki temu bezkarnie zasuwać po salonie rowerem (właśnie wyszli panowie od okien, podobno już nie wieje, podobno nie urwie się nam już skrzydło balkonowe i podobno czeka nas rozpusta w postaci działających klamek… w co nie wierzę, bo słyszę to od 3 lat). Ale nie poddajemy się! 28 lutego mieliśmy wznosić toast (o matkooo, ale bym się napiła prawdziwego szampana aaaaajjjjj!) za skończoną książkę i zakończone remonty, niestety już dzisiaj dowiedzieliśmy się, że remont klatki schodowej i korytarza na górze przesunie się na kolejny tydzień. Czasem się zastanawiam czy nie zadzwonić do szpitala i nie poprosić o przełożenie terminu chociaż o tydzień :) Wiesz, tak jak kiedyś się pukało do pokoju nauczycielskiego z oczami kota ze Shreka, prosząc o przełożenie sprawdzianu :)  Nieeee… niech się wali i pali, ale ja chcę już tę moja małą córunię mieć po tej stronie ;) Chcę już ją przytulić. Chcę zobaczyć jak wygląda… O matko znów szykuje się przerwa na płacz…

Oprócz prac nad domem i projektami typu książka, czy kilka innych niespodzianek, trwają też prace nad blogiem i jego kulejącym szablonem (czynnik ludzki AGAIN! Tym razem podziękowania należą się webmasterowi, który ponad rok nie miał czasu poprawić swojego autorskiego kulasa, który z dnia na dzień sypał się coraz bardziej… no, ale wiesz… zapłaciliśmy więc w sumie to po co się przejmować tym, że coś co się sprzedało ma wady. Na szczęście teraz jesteśmy już w dobrych rękach). Co by nie było, z powodu prac remontowych, które musimy przeprowadzić również na blogu – zamykamy się do odwołania. Pojęcia nie mam kiedy znikniemy z powierzchni internetu. Pojęcia też nie mam kiedy na nią znów wypłyniemy, ale jedno jest pewne. Nie masz się czym stresować. WRÓCIMY NA 100%.

PS. Fajnie, że się dzieje. Fajnie, że jest ciekawie, ale wiesz co Ci powiem w tajemnicy? Tęsknię za tym zwykłym, przyziemnym pisaniem wpisów. Za pogaduchami w komentarzach… Nie wyobrażam już sobie życia bez bloga… bez Ciebie :*

PPS. A jeśli będziesz za mną tęsknić tak jak ja za Tobą… Zajrzyj do mnie na IG. Tam wrzucam Instastories więc łatwiej Ci będzie przeżyć tę naszą rozłąkę ;) No bo będzie Ci mnie brakowało prawda?! Spróbuj powiedzieć, że nie! :) IG –> TUTAJ.