Impreza urodzinowa Matiego – niekończące się pasmo nieszczęść (a na koniec promyk słońca).

Impreza urodzinowa Matiego – niekończące się pasmo nieszczęść (a na koniec promyk słońca).

To były pierwsze uroczyste urodzinki, które organizowaliśmy dla Matiego. Po trzech latach w końcu mieliśmy warunki do zorganizowania imprezy urodzinowej, którą mieliśmy zapamiętać wszyscy. To miała być pamiątka dla naszego synka i okazja do rodzinnego biesiadowania. Miało być pięknie. Wyszło trochę inaczej :) Mogłam Ci pokazać nasze uśmiechnięte buzie na tle boskich dekoracji i słodkości, ale zrobię coś lepszego. Napiszę Ci jak było naprawdę… Trzymaj się mocno siedzenia :)

Jesień latem? Mówisz i masz!

Tego jeszcze nie było. Środek lata… a pośrodku tego lata… jesień. Nie chciałam w to wierzyć. Tydzień przed imprezą kupiliśmy piękny, okrągły pawilon ogrodowy, zamówiliśmy okrągły stół na 12 osób, piękny biały obrus, białe „ubranka” na krzesła a w dniu imprezy grzałam jeszcze do Warszawy po żółte kokardy i słoneczniki na stół, żeby część „biesiadna”, idealnie pasowała do stołu ze słodkościami, który zamówiłam TUTAJ i całego wystroju, którego motywem miały być balony. Żółto-niebiesko-szare balony symbolizujące marzenia i bujanie w obłokach :) No i były marzenia (niespełnione) i obłoki (deszczowe), które nie pozwoliły nam na rozłożenie się na podwórku. A właściwie to pozwoliły, ale tylko po to, żeby wygonić nas ulewą (która tak btw. miała być tylko przelotnym deszczykiem), zmoczyć super wygodne krzesła z poduchami i przebić o siatkę już na wstępie srebrną trójkę – balon, który miał być częścią dekoracji. W ogóle coś nas te balony nie kochały bo z planowanych 100 udało nam się napompować tylko 7. Wiatr był tak wredny, że porywał nam każdy napompowany balonik wprost na ostrą siatkę i kończył jego żywot wielkim !BUM! Bum w międzyczasie zrobił też Mati… czołem… na podłogę, serwując sobie dorodnego guza tuż przed przyjazdem gości. Jak się bawić to się bawić c’nie? :)

Nie dam się!

Po dziesięciu zmianach decyzji i przenoszeniu wszystkich gadżetów w tą i nazad postanowiliśmy świętować w domu. Wyobraź sobie mój krwawiący zmysł estetyczny, kiedy na prostokątny stół kładłam okrągły obrus a Maciek donosił z podwórka niepasujące do reszty krzesła (no ale na czymś trzeba było gości posadzić prawda?). Całe szczęście, że dziewczyny ze Sweet Celebration wydrukowały piękne tło za stół ze słodkościami więc chociaż ta część wystroju pozostała niezmiennie piękna. Chociaż nie wszystkie ozdoby udało nam się upchnąć na tak małej przestrzeni a w pośpiechu na girlandzie, zamiast MATI ułożyłyśmy z literek… MTAI :) :) :) Bhawo my! :)

girlanda urodzinowa

Szoł mast goł on.

Po chwilowej załamce życiowej i próbie zajedzenia się na śmierć arcysłodkimi piankami z arcypięknych słoi, podniesiona na duchu przez najlepszą urodzinową ekipę ever postanowiłam, że jakiś durny deszczyk nie zepsuje mojemu dziecku wspomnień. Nie popełniliśmy żadnego błędu. Nikt nie spodziewał się takiej pogody pośrodku lata. Zamówiliśmy najpiękniejsze dekoracje ever, najsłodsze słodkości ever ever, zatrudniliśmy najlepszego szefa kuchni w postaci mojej mamy, kupiliśmy najlepszy prezent urodzinowy jaki może sobie wymarzyć trzyletni pasjonat motoryzacji… DAMY RADĘ!

slodki stol na urodziny tort urodzinowy

trzecie urodziny tort z girlanda tort balony dekoracje urodzinowe dla dziecka ozdoby urodzinowe babeczki urodzinowe babeczki z piankami sloje dekoracyjne ciasteczka balony urodzinowe ciasteczka pompony dekoracyjne tort dla chlopca

Po wypełnieniu żołądków i podaniu gościom kawki w specjalnie zakupionej na tą okazję porcelanowej zastawie nadszedł czas na zdmuchiwanie świeczek na torciku fotografowane przez tatę aparatem z wyjątkowo naładowaną baterią i radosne „sto lat” nagrywane przez tatę chrzestnego telefonem… z pamięcią, która zapchała się do reszty chwilę po zakończeniu nagrania (dzięki Boże, że oszczędziłeś mi tego stresu i zapchałeś pamięć telefonu PO a nie PRZED). No to co? Dmuchando i śpiewando tak? Dawaj jubilata na ręce, dawaj świeczki w tort, dawaj powietrze w płuco, żeby świeczki równo się zdmuchnęły, dawaj zaczynamy śpiew iiii… płacz. No kuźwa płacz rozumiesz to? Tak się wszyscy wczuli, tak się wydarli, że biedne dziecko zamiast rozedrzeć się z nami w radosnym STO LAT, rozdarło się w żałosnym ŁEEEEEEEEEE… Maciek nie wiedział czy robić dalej zdjęcia, Dawid nie wiedział czy dalej to nagrywać, ale ja poczułam w tej chwili, że to jest właśnie TO. To jest właśnie rzeczywistość. Chcę pokazać mojemu dziecku za kilka lat jak bardzo się staraliśmy i jak dużo napotykało nas przeciwności losu. W tym momencie zszedł ze mnie calutki stres. Zrozumiałam, że to ode mnie zależy jak do tego wszystkiego podejdę i co zechcę z tego wszystkiego wyciągnąć. Dawid nagrywał, Maciek fotografował, wszyscy śmialiśmy się z małego płaczka i całej sytuacji. Po chwili przyszedł czas na wymarzony prezent i … kolejne salwy śmiechu.

urodzinowe swieczki zdmuchiwanie swieczek sto lat bakusiowo

Ups…

„Ups” tak właśnie Maciek skomentował kolejną wtopę, kiedy zauważyłam, że samochód, który tak skrzętnie ukrywaliśmy przed Matim przez całe 24 godziny podarowaliśmy dziecku… bez fotela :) Miała być fura i skóra a biedaczysko zaaferowane prezentem siedziało na podłodze :) Kolejne „ups” wypowiedzieliśmy już wszyscy razem, kiedy okazało się, że mała Nikolka też chce pojeździć samochodem a mały Mati wcale nie ma ochoty wpuszczać kobiety za kółko swojej nowej fury. Na szczęście Nikolka zadowoliła się miejscem po prawicy kierowcy. Kryzys zażegnany.

bakusiowy tata

samochod mercedes dla dziecka samochod zabawkowy samochod dla dziecka

Tu du du du du du du du… Dyskoteka gra!

Goście dopisali. Niezależnie od pogody, od tego ile stłukło nam się talerzy i naczyń żaroodpornych, niezależnie od tego że zapomniałam dokupić lodów do szarlotki serwowanej przez mojego teścia a mleko w ekspresie skisło mi 3 razy… było SUPER :) I to jest właśnie piękne. Pomimo tego, że nie udało nam się zrobić wymarzonego garden party a łzy w oczach Matiego pojawiły się nie ze wzruszenia a z przerażenia naszym „sto lat”, pomimo tego, że nie zdążyłam się nawet pomalować żeby ładnie wyjść na sweet foci z moim trzyletnim jubilatem a moją kreację zmoczyła ulewa… BYŁO PIĘKNIE. Tort pieścił zmysł smaku, dekoracje zmysł wzroku, niekończące się salwy śmiechu zmysł słuchu a kiedy patrzyliśmy się na tą dwójkę (w chwilach zawieszenia broni) serca zalewała fala lukru…

Bo nie ważne jest JAK i nie ważne jest GDZIE… ważne jest Z KIM <3 Dziękujemy Wam kochani za to, że byliście z nami :* Podobno z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach… jesteśmy żywym zaprzeczeniem tej teorii. Na zdjęciach powychodziliśmy jak pasztety :) Nadrabiamy w realu ;)

optymistycznie bakusiowo

Na zdjęciach gościnnie wystąpiła Nikolka – gwiazda bloga optymistycznie.eu – moja córeczka chrzestna <3

Dekoracje – TUTAJ

Słodkości – TUTAJ