Zasnął… złamał mi się kręgosłup, ale udało mi się go uśpić. Babcia kiedyś opowiadała mi, że dzieciom gotowało się „makowinę” żeby poszły spać. A rodzice … w pole. I co? Że niby czasy się zmieniły? Ja żeby „oporządzić” na blogu też muszę najpierw to małe uśpić bo przecież z „żywym” się nie da nic zrobić. Muszę spróbować tej „makowiny” ;)
Po co mi to dziecko? Mogłabym teraz siedzieć gdzieś na obiadku służbowym na drugim końcu świata albo spijać drinki z kokosa na plaży na Kanarach. Mogłabym przeżywać ekstazę związaną z powodzeniem milionowego kontraktu w pracy. Mogłabym gonić po pracy na siłownię, po siłowni na saunę a po saunie na sushi z mężem (a tak, żeby wszystko było na „s”). A w weekendy moglibyśmy chodzić do kina, jeździć konno albo kupować masę rzeczy na „k” w centrach handlowych… no bo co tu robić z nadwyżką kasy?
Mogłabym tak wiele… Liter w alfabecie wystarczyłoby na całe życie. Mogłabym, ale NIE CHCĘ! Nic i nikt nie jest w stanie dać mi tyle szczęścia! Tyle uśmiechu. Tyle emocji. Tyle … (mam się znów zacząć bawić się w alfabet?:)
Po co mi to dziecko? Po to, żeby uczyło mnie życia. Czad… niespełna 9-miesięczne dziecko uczy życia 27-latkę. Tak. Moje dziecko nauczyło mnie już wiele (uwaga – nie będzie tu żadnego górnolotnego strzępienia „klawiatury”):
Spacery…
Nigdy nie lubiłam „samego” spacerowania. Rower, rolki, cokolwiek – byle nie na nogach, byle nie bez celu. Teraz wyjście do centrum handlowego to nowa okazja do pokonania kilometrowych dystansów z wózkiem. „Bo dziecko pooddycha, bo się prześpi, bo poogląda świat”. I pomimo bąbli na stopach (nie ma buta, który nie zrobiłby mi odcisku) i zakwasów dzień później, nagniatam z tym wózkiem przez pół miasta zamiast wsiąść w samochód, zrobić swoje i wrócić.
Świat jest taaaaaki ciekawy!
Chcę pokazać małemu wszystko. Dosłownie wszystko. Pcham ten wózek i jadaczka mi się nie zamyka. O! Zobacz – ptaszek, drzewko, listki, trawka, samochód, Pan i Pani, piesek, parasolka… bla, bla, bla :) Widzę żywe zainteresowanie mojego dziecka, zastanawiam się co mu się w tym tak bardzo podoba i nagle dociera do mnie, że te liście na drzewie tak pięknie powiewają na wietrze, pszczoła na mleczu jest ciekawsza niż „Na dobre i na złe” i „M jak Miłość” razem wzięte ;) a pies aportujący kijek hipnotyzuje mnie na długie minuty.
Czas ucieka tak szybko
Trzeba wykorzystać ten czas, który mamy maksymalnie. Już nie odkładam czegoś „na później”. Chcę zrobić wszystko na raz. Jak najwięcej. Kiedy mały śpi uwijam się jak mrówka żeby wykorzystać każdą chwilę. Nie – nie szaleję. Sprawia mi to przyjemność. Kiedy pod koniec dnia, padnięta kładę się spać, mam świadomość tego, że spędziłam go produktywnie. Zrobiłam to, to i to. Nagle, minuty skradzione Panu Zegarowi, które mogę poświęcić na zrobienie kawy, prania czy napisanie kolejnej notki na bloga są cenniejsze niż niejeden skarb. Spędzenie ich przed telewizorem albo na oglądaniu filmików na Joe Monster byłyby profanacją!
Drugie dzieciństwo
Dzięki temu małemu szkrabowi przenoszę się znów do krainy snów, bajek, dziecięcych zabaw. Skaczemy razem na łóżku, czytamy sobie bajki, układamy klocki, rzucamy do siebie piłką. I kiedy widzę ten sześciozębny uśmiech i piękne dołeczki przypomina mi się jakim szczęściem było dla mnie podrzucanie piłki „za dzieciaka” czy przytulanie się do świeżej pościeli. Moje dzieciństwo traktuję teraz jak dobrą ściągawkę. Włączam szare komórki, przewijam wstecz i przypominam sobie co sprawiało mi najwięcej radości, czego żałuję, że nie zrobiłam. Dziecko daje nam szansę na przeżycie naszego dzieciństwa jeszcze raz. Ze zdwojoną siłą. Bo cieszy się wtedy dwójka dzieci – to, które widzimy i mamy przed sobą oraz to, którym na zawsze pozostaniemy w środku.
Niedawno wymyśliłam sobie taką teorię, że nasze życie składa się ze ściśle powiązanych ze sobą etapów. Po dzieciństwie przychodzi okres młodzieńczy (pierwsze miłości, plany, oczekiwanie na dorosłość). Kiedy już jesteśmy tymi „dorosłymi” obywatelami zaczyna się czas studiów, uniezależnienia od rodziców, czas poszukiwania własnego ja, szalonych imprez, przygód. Ale to się kiedyś nudzi. Masz już pracę, weekend w końcu nie przynosi ochoty na kolejną imprezę, wycieczkę czy inną aktywność. Zaczyna się robić… nudno? :) Wtedy pojawia się dziecko, które przenosi nas do krainy snów i marzeń, umiejętnie odwraca naszą uwagę od aktualnych problemów związanych z pracą, pieniędzmi i wszystkim tym, czym w rzeczywistości nie powinniśmy się przejmować. Znów stajemy się dziećmi. Chociaż na chwilę. I to nam pozwala przetrwać ten najtrudniejszy okres w naszym życiu. Okres, który bez dziecka stałby się pewnie dla większości z nas bezsensowną gonitwą za tym co materialne, co w ogólnym rozrachunku wcale więcej szczęścia nam nie podaruje. Dalej żyjemy na pełnych obrotach, ale jest balans. Jest równowaga. I nagle ten czas znudzenia sobotnim wyjściem, chwilami sam na sam z mężem i wszystkim tym co wydawało nam się takie powszechne, nudne, pospolite staje się znów czymś wyjątkowym. Kochasz swoje dziecko, uwielbiasz spędzać z nim czas, ale chwila tylko dla rodziców, chwila samotności w wannie wypełnionej po brzegi pianą i zwykła książka odzyskują tą magię, o której kiedyś zapomniałyśmy. Bo było ich aż tyle, że nam spowszedniały. I okazuje się, że dzięki dziecku twoje życie składa się z samych wyjątkowych chwil. Wyjątkowych chwil z dzieckiem, wyjątkowych chwil z mężem, wyjątkowych chwil z przyjaciółmi, wyjątkowych chwil w samotności… . Nagle posprzątanie domu przynosi satysfakcję (bo udało mi się w końcu to zrobić), sukcesy w pracy dają 100 razy więcej radości (bo dajemy radę na tylu poziomach życia). Dziecko to dar. Nie jest ławo, nie jest prosto, ale dla ludzi, którzy nie zajmują się wiecznym narzekaniem na życie jest dodatkowym, pozytywnym kopem do działania.
Posiadanie dziecka, choć jest z założenia irracjonalnym instynktem, to najlepsze co może nam się w życiu przytrafić. Pamiętajcie o tym, kiedy będziecie zmieniały dziecku zapaćkaną PRZE-śmierdzącą kupą pieluszkę i przewróci Wam się na boczek wcierając wszystko w świeże prześcieradło. Ja pamiętam, dzięki czemu łatwiej mi się uśmiechnąć w tej dramatycznej chwili. „Wróci tata z pracy to zmieni” hue hue hue. Low Ju Maciunio! Taki żarcik na koniec <3
Buty Ecco :). Też mam problem z odciskami (nawet buty stricte sportowe robią odciski!) wyjątkiem są te firmy Ecco. Można znaleźć ładny model (wbrew pozorom – wykonalne ;)) – jakieś trampeczki – i śmigać w nich na spacery ;).
Mnie obcierają nawet japonki… na małym palcu :) Jak nie palec to podeszwa… Nie próbowałam jeszcze tylko „na Cejrowskiego” :)
bozie mam to samo!!! Nienawidze nowych butow bo zawsze cierpie, odciski pojawiaja sie wszedzie nawet na podeszwie stopy. Butow ecco tez nie probowalam,pomysle
Dwa pierwsze zdjęcia – jakbym widziała Lidkę jeszcze niedawno :) Teraz całuje z zamkniętą buzią, chociaż zdarza jej się przywalić matce w łeb :) ale teraz jeszcze łapie za brodę albo policzek i obraca moją głowę do siebie (patrz mama na mnie!). Ostatnie zdjęcia – oooooj matka, matka. Szaleju się najadłaś? :P
Wpis świetny. Mnie moje dziecko wciąż uczy jeszcze jednego – anielskiej cierpliwości. Przy kolejnych chrupkach, ciastkach, ba! parówkach wgniecionych starannie w dywan, przy kolejnym mleku wylanym na kanapę, przy kolejnym pasie tapety zerwanym dla zabawy – ręce opadają i serio muszę sobie powtarzać, że to moje dziecko i przecież je kocham.
Och tak, dopiero jak się ma dziecko, docenia się jakie życie jest piękne :-)
A jak się nagle docenia figurę sprzed ciąży ;)
Ja sobie powtarzam jak litanię, że kocham moje dziecko jak wstaję do niego 3 raz z rzędu a na dworze ciemnica :) No najgorsze są dla mnie te wstawania nocne…
Ja sobie sama narobiłam problemu. Mąż pojechał, a ja sama spać nie umiem, więc nawet na śpiocha Lidkę przenosiłam do siebie i dopiero jak się do niej przytuliłam to zasypiałam, więc teraz po Lidkę trzeba przyjść i spać z nią bo inaczej będzie się drzeć o.O nawet jak mąż przyjeżdża, to idę małą uspokoić w nocy i budzę się o 5 o.O także póki co mam noce przespane, ale jak mąż powróci (lub my do niego pojedziemy) to będę miała meeeega problem… za to czy ciemno czy jasno, godzina 6-7 i mały terminator łapie mnie za rzęsy i ciągnie do góry wydając z siebie to swoje diabelskie „heheeeeee” :D
Tyyy to długie masz te rzęsy ;) :*
eee tam długie, ona po prostu wszędzie wciśnie te łapska :D
A tak w ogóle to heeeej :) http://dziewczynkazguzikiem.blogspot.com :P
Moja Zosienka 8miesieczne…zalozoenie bylo ze bedziemy chodzic na spacerki-kocham spacerki,ale Zosia nie kocha wozka!Obraca sie,wychodzi,szarpie pasy..sztuka przejechac z nia 200m-najchetniej na rekach by zwiezdzala,a ja juz mam 5miesieczny brzuszek i sama ledwo sie dzwigam.Mam nadzieje,ze nastepny dzidzius pozwoli mamie na spacerki,bo jak mam wyjsc z Zosia to szlag mnie trafia po 5minutach od wyjscia i paraliz lapie juz na sama mysl.Wrzeszczacego dziecka tez nie da sie wiez na spcerek..;/
Znam ten ból :) Ja czasem więcej przejdę z małym na rękach pchając wózek niż z małym w wózku :)
cieszy mnie, że w dzisiejszym zagonionym, bezuczuciowym świecie, czytam takie notki!! dziękuję:)
:) cieszy mnie, że w dzisiejszym zagonionym, bezuczuciowym świecie komuś podobają się takie notki :) <3
No właśnie, po co nam te dzieci… Jednak kiedy już je mamy, to oderwać się od nich nie można, bo takie to słodkie, maluśkie i takie nasze :) Doskonale Cię rozumiem, bo byłam w bardzo podobnej sytuacji. Życie na wysokich obrotach, praca, podróże, duża odpowiedzialność, a tu trach, siedzę w domu, zmieniam pieluszki, robię głupie miny do mojego bąbla i znam już przeznaczenie tych wszystkich „dzieciowych” rzeczy, o których istnieniu wcześniej pojęcia nie miałam (patrz Gadżet stulecia :)
Pozdrowienia od Kieruskowej mamy 6- miesięcznego Stasia :)
Oj te odciski też coś o tym wiem;p I tez ostatnio miałam taką rozkminę, że jakbysmy byi sami to teraz bylibyśmy w stadninie albo w kinie a tak idziemy na spacer :P ale teraz uwielbiam spacery z moją księżniczką bardziej niż cokolwiek innego. Pomimo że śniadanie jem o 12 jak nie zapomnę, ziemniaki strugam wszędzie gdzie tylko sie da żeby obiad był na 14 i wymieniać mogłbym bez końca ;p Ale i tak ją kocham najbardziej na świecie i oczywiście męża też;)
Fajne podejście masz do tego wszystkiego. A niestety większość woli najpierw karierę, potem dzieci.
Świetny wpis (dopiero odkrywam Waszego bloga). Zostałam Mamą nagle, niespodziewanie, nieplanowanie mając 21 lat. To był szok, koniec dotychczasowego luźnego życia i choć czasem tęsknie za „starymi czasami”, nicnierobieniem, imprezami z kolezankami itp. to kiedy czytam takie posty lub patrzę na śmiejącego się Jasia to „stare czasy” wydają mi się takie nudne i bezsensowne. W takich chwilach rozumiem, że Jaś nadaje mojemu życiu sens, jest moją największą radością i inspiracją (też blogujemy, żeby uchwycić ulotne chwile) i choć czasem nie chce mi się wstawać w nocy to nie zamieniłabym mojego matczynego życia na żadne inne :) Pozdrawiamy :)
Strasznie się wzruszyłam czytając tą notkę. Poczułam aż zapach tej świeżej pościeli …Uwielbiałam się w nią jako dziecko zapadać :)
Pięknie napisane!
Pozdrawiam
Story of my life:) Normalnie jakbys czytala mi w myslach :) Buziaki <3
Jak to po co :) żeby na starość tę szklankę wody podało!
Więcej takich matek – świat byłby prostszy! Teraz jest bardzo skomplikowany przez niedobory miłości.
Cześć dziewczyny. Czy możecie mi wskazać do kogo mam się udać z problemem jaki mam w głowie?
Otóż, nie chcę mieć dzieci. Jak bym na codzien słyszał wrzask dziecka to, wybaczcie te słowa, ale strzelił bym sobie w łeb. serio. Chce z kimś porozmawiać. Jestem człowiekiem który często lubi spędzić czas w samotności. Bywały całe weekendy, że nikogo nie widywałem. Obecnie mam fantastyczną dziewczynę, którą chyba będę musiał zostawić gdyz ona ma silną potrzebe macierzyńska w przeciwieństwie do mnie… Mam 30 lat i nie mam najmniejszej ochoty poświęcać komuś 24h :P.
problem? to nie jest problem że nie chcesz mieć dzieci, po prostu jeśli tego nie czujesz nie zmuszaj się bo skrzywdzisz tym i ewentualną partnerkę i dziecko.. dziecko to nie zabawka ani przymus że muszę je mieć bo tak społeczeństwo nakazuję…
Od 3 tygodni nabieram dokładnie tego samego przekonania :) Jest cudownie, ciężko (choć podejrzewam, że to dopiero początek, haha), ale głównie cudownie :) i rzeczywiście czuje pełnię satysfakcji, jak wykorzystując chwilę, jak Mila śpi, zrobię pranie, włączę zmywarkę i jeszcze zostanie trochę czasu na zlecenie!
Świetny tekst!!! Ja z moim najmniejszym(trzecim) 7-miesięcznym łobuziakiem spaceruje tak jat ty! Super jest to życie, dzięki tym małym szkrabom. Dzięki, że dzięki tobie, przypomniałam sobie o tym!!!
Droga autorko bloga :) nie zdarza mi się pisać lub też odpisywać komentarzy na blogach matek, gdyż sama matką jeszcze nie jestem, nie mniej jednak owy temat nie przeszedł mi koło przysłowiowego nosa, jako osoba bezdzietna póki co z wyboru, spostrzegam niektóre rzeczy (tak mi się wydaję) obiektywnie. Dlatego też nie chciałabym abyś ty jak i inne kobiety udzielające się na blogu poczuły się przez moje stwierdzenia atakowane. Domniemam iż jest to blog w miarę otwarty, nie tylko polegający na tym iż „miłe” lub „wygodne ” komentarze są wyświetlane a te nie zbyt „wygodne” kasowane… Tak jak już pisałam wcześniej jestem osobą bezdzietną z wyboru, aby nie było podpinania łatki; nie jestem starą panną z kotami, której nikt nie chcę, (tak o dziwo mam męża) nie jestem też typem wychudzonej „suki” wykrwawiającej się na ołtarzu kariery, lubię bardzo dzieci szczeg. takie w wieku od 10 lat w górę, lubię moje przyjaciółki które dzieci mają i ogólnie nie mam nic do osób dzietnych, nie mniej jednak irytuję mnie trochę taka moda na usilne udowadnianie całemu światu że macierzyństwo jest naj naj na świecie i podpisywanie pod to miliona superlatyw. „Po co mi to dziecko” napisałaś, wydaję mi się, że powodów jest tak samo wiele co kobiet, z tego co zauważyłam to 40% to są po prostu wpadki, choć szokuję mnie ta liczba, gdyż dostęp do antykoncepcji jest w dzisiejszych czasach bezproblemowy. Wpadka wymusza szczególnie na kobiecie z barku dostępnej u nas legalnej aborcji, do podjęcia wyzwania jakim jest macierzyństwo czy się tego chce czy nie, i nie zawsze a raczej zazwyczaj „tatuś” znika. Jak zwykle borykać się musi z tym „problemem” kobieta, pytanie „po co mi to dziecko” zamienia na „stało się to teraz dobra mina do złej gry” nie zawsze kobieta jest szczęśliwa, nie zawsze ta wpadka wywala jej świat do góry nogami pozytywnie, wiele razy nie radzi, sobie, płacze, ma żal do siebie do dziecka do całego świata, zaczyna wtedy przy innych zakładać maskę silnej, samotnej matki, która tak kocha to dziecko, dba, pcha ten wózek… choć nie radzi sobie, ale pocker face do społeczeństwa i jak z karabinu wywala masę oczywiście soczystych stwierdzeń typu „tak, teraz jestem prawdziwą kobietą”. Piszesz że życie towarzyskie, imprezy i ogólnie życie bezdzietne to NUDA… i wtedy przychodzi ten moment kiedy na świat należy powołać bobasa…. Póki co nie wiem co jest nudniejsze, wypad do kina czy pół dnia katowania w tv rybki mini mini, nie wiem czy nudniejszy jest kojący szum tataraków nad jeziorem czy szum laktatora, nie wiem czy nudniejszy jest spontaniczny wyjazd w góry o 2.00 w nocy czy stresująca wycieczka na pogotowie bo maluch ma gorączkę, mogłabym wymieniać w kółko… moje życie nie jest NUDNE czy puste, może właśnie dlatego jeszcze nie zdecydowałam się na „po co mi to dziecko” Nie uważam iż dziecko jest potrzebne aby pokochać spacery, czy zachwycić się przyrodą, nie sądzę też że należy w dorosłym życiu rezygnować z wewnętrznego dziecka, bo bajki można a nawet należy czytać w każdym wieku, nikt przecież w bibliotece nie zabroni nam wypożyczenia Czerwonego Kapturka bo jesteśmy po 30-stce i nam już nie wypada. Czas ucieka szybko i dzieciatym i nie dzieciatym, tak my bezdzietni nie leżymy bykiem, bardzo często jesteśmy w domu gościem, po pracy ja też muszę coś ugotować, posprzątać, nastawić pranie .. i wracam do pracy jako freelancer (jestem grafikiem) Od 4 lat nie miałam urlopu, ciągle muszę się doszkalać aby nie wypaść z obiegu, nie chciałabym aby mój mąż zatyrał się na śmierć i mnie utrzymywał, dlatego staramy się na wzajem wspierać finansowo. Piszesz że imprezy są w pewnym momencie nudne, to zależy z jakimi ludźmi się bawimy, moje przyjaciółki dzieciate jak się wyrwą do nas na domówkę to tak jakby przysłowiowego Pana Boga za nogi złapały, wiele razy po 2 lampkach wina mi się żalą że są zmęczone tą monotonią, mąż bierze nadgodziny aby było za co dziecko utrzymać, bo nie każdy wygrywa w totka, jednej mąż śpi u brata bo mu płacze dziecka w nocy przeszkadzają a ma bardzo odpowiedzialną pracę przy dźwigu i nie może chodzić niedospany, ogólnie to temat dzieci jest tematem tabu i to postawionym przez moje dzietne koleżanki które o dziwo chcą na tych NUDNYCH imprezach odpocząć psychicznie od dziecka choćby na godzinkę bo dłużej szanowny „tatuś” nie wytrzyma sam z owocem miłości… on ledwo wysiaduję godzinę a one mi płaczą na ramieniu że się cofają, że chcą aby już ich pociecha miała z 8 lat itp., pytam się ich wtedy to dlaczego to dziecko sobie zrobiliście..? odpowiedzi są dość … głupie…. ” bo wiesz no jedno to NALEŻAŁOBY mieć”, albo „no wszyscy w koło mają..” jedna to mnie naprawdę zszokowała „bo chciałam wiedzieć jak to jest być w ciąży, poczuć się PRAWDZIWĄ KOBIETĄ” lub „rodzice nas namawiali”, „wpadliśmy” , i wisienka na torcie „bo co tu dalej robić”. Co tu dalej robić.. właśnie z NUDY, bezproduktywnego i mało ambitnego życia powołało się w tym przypadku dziecko…dziecko czasoumilacz a raczej czasopochłaniacz, dzień za dniem leci, nikt cię nie wypytuję czy gdzieś pracujesz, czy masz jakieś hobby itp. NUDA była NUDA się skończyła, nikt nie popatrzy na mnie jak na nieroba, bo pod blokiem mam ławkę „mamusi” nierobów które mają po 3 dzieci bo im się do pracy chodzić nie chcę o czym bardzo otwarcie mówią, co 3 lata następne.. są też rekordzistki które dzieci odsyłają do przedszkola i dalej nic nie próbują zmienić w swoim NUDNYM życiu… „moje dziecko będzie robić na twoją emeryturę!!” krzyczą do mnie.. cóż póki co wasze dzieci szanowne sąsiadki… mają edukację, leczenie i wiele innych rzeczy z moich pieniędzy, a nikt mi nie zagwarantuję że gdy dziecko dorośnie nie wyjedzie w świat robić na emeryturę Niemca czy Anglika… Dzieci rodzicie dla siebie, nie dla mnie czy kraju, to wasz wybór, wasza radość i udręka jednocześnie, rodzicie czasami pod presją społeczną, z nudnego życia, z niechęci pójścia do pracy, z wpadki, z chęci na siłę zatrzymania faceta (lub facet kobiety) i doprowadzenia go „brzuchem” do ołtarza, rodzicie bo „już czas”.. czemu tak rzadko słyszę… Chcę dziecko bo chcę mieć kogoś dla siebie, cząstkę mnie i kogoś kogo kocham w tym małym ciałku, chcę mieć dziecko bo pomimo trudu jaki mnie czeka pragnę tego wyzwania i poniosę za to konsekwencję. Nie ma dla mnie trudniejszej rzeczy na tym świecie jak wychowanie drugiego człowieka, poświęcenie mu się bezgranicznie, gdzie nie masz pewności czy to dziecko będzie ładne, mądre, zdolne, zdrowe.. itp. a kiedy idzie coś nie tak to właśnie TY kobieto zostajesz sama, facet ma prawo uciec, ma prawo zniknąć z waszego życia,ty nie możesz oddać go do bidula, czy hospicjum bo sobie nie radzisz, gdybyś to zrobiła musiałabyś z tego kraju wyjechać bo by cię zlinczowali… wiele razy słyszę iż osoby bezdzietne z wyboru to zadufani egoiści, a ci co nie mogą mieć dzieci z przyczyn fizycznych to już ok.. bo oni chcą ale nie mogą… moje życie jest nudne i puste, nie jestem kobietą.. natomiast ci co nie mają i nie będą mieć to mają życie ciekawe choć nieszczęśliwe…. im na starość na pewno ktoś poda szklankę wody… w hospicjum.. mi natomiast nie.. ale i wielu dzietnym którzy całe życie flaki z siebie wypruwali na dzieci zostają sami.. córka w USA syn w Szwecji.. a starą matkę dogląda sąsiadka za dolary.. bo po co córce starej matce tyłek wycierać… PO CO MI TO DZIECKO to nie same ochy i achy, to największy strach jaki istnieje, kiedy gorączkuje, kiedy nieszczęśliwie się zakocha, kiedy stwierdzają autyzm, kiedy ucieka z domu, kiedy próbuję narkotyków.. ja nie dojrzałam do takiej odpowiedzialność nie z egoizmu ale ze świadomości że prócz pięknych chwil jest bardzo dużo tych niepewnych i męczących… ale swego życia za nudne nie uważam.. i smutno mi trochę iż autorko bloga dopiero przy macierzyństwie odkrywasz tak cudne acz prozaiczne rzeczy jak spacer, czy powrót do dzieciństwa. Chciałabym aby ten komentarz choć długi i nużący nie był odbierany jako atak.. opisałam tu pewne fakty z którymi miałam do czynienia.. moje obserwację.. życzę miłego dnia :)
Fajny post, zaciekawił mnie tytuł i się nie zawiodłam. Pani Viki napisała ciekawy komentarz. Miałam kiedyś podobne myślenie, kiedy jednak poczułam że to już czas na potomka i urodziłam wszystko się zmieniło. Nie wystarczą opowiadania dzieciatych koleżanek to trzeba samemu przeżyć. Wtedy można zrozumieć ten post i autorkę. Pozdrawiam
Przypadkowo trafilam na wpis, gdzie zacytowany byl Pani komentarz i tak mnie zaciekawil, ze postanowilam go odszukac i przeczytac w calosci. Ja do konca studiow bylam tego samego zdania, co Pani, a juz wtedy znalam swojego obecnego meza. Pamietam jak dzis dzien kiedy moje kolezanki zaplanowaly sobie, ze obie beda w ciazy w tym samym czasie, bo tak byloby super! – o dziwo udalo im sie! I meczyly mnie kiedy ja bede w ciazy, bo wtedy jak bylybysmy we 3 to juz w ogole bylby odjazd! O zgrozo! A ja popatrzylam na nie z takim politowaniem i strachem w oczach jakby mial mi sie swiat zawalic. Dzis – 6lat pozniej, mam cudowna 2 letnia coreczke, ktorej pragnelam najbardziej na swiecie, a to uczucie przyszlo samo i tak jak pisze autorka bloga – tylko matka jest w stanie to zrozumiec, pomimo, ze „tamto” moje zycie bylo mega rozrywkowe to obecne zycie kocham bardziej :). Pozdrawiam i zycze bardziej wyluzowanych kolezanek :)
Do Pani Viki,
Byłam Tobą. Jeszcze rok temu… Całe życie byłam Tobą i nigdy nie chciałam mieć dzieci. Moj życie i odczucia były jak cały Twój tekst. Poprostu byłam Tobą!
Mam 32 lata a mój synek 5 miesięcy (sama nie wierzę, kiedy to mówię lub piszę). Ciąża nie zmieniła mojego podejścia, a mieszkam w kraju w którym „pozbycie się problemu” jest całkowicie legalne i pokrywane przez ubezpieczenie. Piszesz wpadka? Jak to możliwe? No widać możliwe. . Nawet światowym kobietom po 30, zabezpieczajacym się w najlepszy możliwy sposób – się zdarza. I widać tak miało być, miałam zajść w ciążę mimo, że nie powinnam, miałam donosic choć nie musiałam.
Dziś jestem szczęśliwa patrząc na istotę obok mnie. Nie jestem nawiedzona mamunia celebrujaca każdą kupkę i dopiero uczę się kochać moje dziecko, ale bezmiar miłości jaki przede wszystkim dostaję od niego.. Nie ma tamy, ktora mogłaby to zatrzymać. Powiem Ci tylko, że nikt nie mógł mi wytłumaczyć dopóki sama tego nie poczułam. Nie w ciąży, nie po porodzie, teraz. Moje życie wcześniej było super i tęsknię za nim, ale moje życie teraz też jest super, tylko to jest inne super. Choć pracuję na pełen etat (i pracowałam do samego porodu a wróciłam do pracy 2 tygodnie po porodzie). Mam przyjaciółki z którymi spotykam się minimum 2x w tygodniu, siłownia, książka, mój mężczyzna, właśnie wróciliśmy z Hiszpanii (z maluchem oczywiście), zaraz lecimy na urlop do Polski. To jak wygląda nasze życie zależy od nas i to jakimi będziemy mami też.
Jeśli tu wrócisz i przeczytasz ten komentarz to wiedz, że dla mnie bycie mamą to nie bycie prawdziwą kobietą, ale odnalezienie czegoś o czym nie wiedziałam, że mi go brak.
pozdrawiam i życzę Ci podążania drogą, którą wybierzesz, bez oglądania się na innych.
Anna – kobieta, manager, partnerka, przyjaciółka, siostra, córka i MAMA :-)
Teraz nei trzeba gotować – w aptece masa preparatów na „dobry” sen dziecka :P
Dopiero po komentarzu pani Viki pytanie „Po co mi to dziecko?” nabrało mocy. Ale… To tak jak „Po co mi ten facet?” mogę mieć innego co miesiąc… nie będę się martwić, że mnie zostawi zdradzi czy coś mu się stanie w drodze do domu… będę taka samo wystarczalna finansowo… I można w nieskończoność wymieniać te BZDURY! Człowiek ma wewnętrzną potrzbę miłości, której nie można zdefiniować :-) pozdrawiam Martyna
Młoda mama, konkubina, introligator poligra., przyszłoroczna maturzystka (lepiej późno niż wcale), siostra, ciocia cudownej ósemki
Nie chciałam dziecka. Potem chciałam a nie mogłam. No to znów nie chciałam. Skoro nie to nie. Świat jest tak piękny i fascynujący, nie trzeba być rodzicem by być szczęśliwym. Jakoś przyjęłam bez większego bólu. A potem wyrosłam całkiem z chęci bycia matką i też dobrze. I stało się. Na teście dwie kreski. Cieszyłam się przez chwilę, a potem zdałam sobie sprawę że to burzy wszystkie moje plany. Psychicznie źle znosiłam ciążę, fizycznie za to znakomicie. Rozczarowana też byłam bo chciałam mieć córkę, ale usg powiedziało coś innego.Bardzo źle zniosłam poród, ale zakochałam się w moim synku od pierwszego wejrzenia. No po prostu z niezadowolenia, wkurzenia i niechęci do dziecka od razu weszłam w tryb bezgranicznej miłości. A co do mam które są tak bardzo poszkodowane, cofają się, a tatisiowie nie mogą posiedzieć z dzieckiem dłużej niż godzinkę, tych mam z opowieści Pani Viki, to co za partnerów sobie te kobiety wybrały? Jak można chcieć lub pozwolić sobie na posiadanie dziecka z takim facetem? Mój mąż został po raz pierwszy z Młodym jak dzieć miał tydzień. I to nie na godzinę a cały dzień i nadal zostaje co dwa tygodnie całe dnie jak ja idę na zajęcia, pomaga Kiedy może, gotuje obiadki. Ja mogę wyjść, iść do kina, na zakupy, z koleżanką na kawę czy wieczorem na bezalkoholowe. Dziecko to nie kula u nogi, coś zabiera ale ILE DAJE. A po co mi to dziecko? Bo odkąd je mam uśmiecham się częściej, swój czas potrafię lepiej zorganizować, mam więcej energii choć jestem ciągle niewyspana, bo odkryłam w sobie nieograniczone pokłady miłości nie tylko do syna ale i do męża, bo każdy dzień jest dla mnie cenny, bo w końcu się NIE NUDZĘ każdy dzień to nowe wyzwanie, Nowa radość, Nowy uśmiech. Pozdrawiam wszystkie szczęśliwe mamy :-)
Droga Viki, całe szczęście- w naszym kraju kobiety nie mają prawnego obowiązku zostania matkami. Jeśli Ty nie czujesz chęci bycia matką, wolisz organizować sobie czas zgodnie z własnymi „widzimisię”, a opieka nad dzieckiem wydaje Ci się być drogą przez mękę, to może rzeczywiście lepiej byłoby, żebyś pozostała na tym etapie, na którym się obecnie znajdujesz. Po co męczyć siebie i małą istotkę. Decyzja o powiększeniu rodziny musi być dobrze przemyślana i poparta dużą chęcią, miłością, wrażliwością i instynktem. Jeśli kobieta podjęła tę decyzję zbyt pochopnie, z tradycji, za namową kogoś tam, lub „natura” za nią zadecydowała, to rzeczywiście może się w tej sytuacji nie odnaleźć i czuć się jak w potrzasku. Natomiast, jeśli kobieta czuje mega-chęć aby zostać mamą, z niecierpliwością wyczekuje maleństwa, to ta dziecinka jest spełnieniem jej marzeń i największą radością. I właśnie ta radość i miłość daje jej siłę do tego, żeby przetrwać wszystkie trudne chwile. Bo nie ma co się oszukiwać- wychowywanie dziecka to ciężka harówa, ale jeśli się kogoś kocha, to nieprzespane noce i inne bolączki nie wydają się takie straszne. A satysfakcja i miłość, jaką się wtedy odczuwa jest zaj……e ogroma :) Niestety, nie zrozumiesz tego, póki nie zostaniesz matką. Poza tym, nie oszukujmy się, nie tylko wychowanie dziecka, ale też inne czynności w naszym życiu wymagają z naszej strony ciężkiej pracy, żeby osiągnąć zamierzony cel i być usatysfakcjonowanym. Sęk w tym co kogo satysfakcjonuje. Dziwi Cię, że ktoś (w tym przypadku autorka bloga) odkryła pełnię szczęścia przy dziecku, że na nowo przeżywa dzieciństwo itd., ale tak właśnie jest- żyjąc w ciągłym pędzie pracy, krocząc po szczeblach kariery itd., nie mamy czasu na celebrowanie natury i czytanie „Czerwonego Kapturka”, a opiekując się dzieckiem, na chwilę zatrzymujemy się w miejscu, łapiemy duży oddech i odczuwamy różnego rodzaju pozytywne emocje. Poza tym….pędząc w tym wyścigu z innymi, człowiek zatraca się w tym świecie, w świecie, w którym często rzeczy materialne są ponad drugim człowiekiem, ponad rodziną. Praca przeminie, kariera przeminie, a człowiek zostanie sam w kapciach przed tv, a jak się ma dzieci, to ma się z nich niejednokrotnie pociechę, pomoc, radość…z czasem wnuki i całe mnóstwo miłości…..i samotność, która jest najstraszniejszą z najstraszniejszych rzeczy wydaje się być taka odległa…
mi również bardzo sie podoba wpis co prawda nie czytam na bieżąco bloga ale niektóre jego wpisy które mnie zainteresują i akurat pojawiają sie na mojej tablicy na facebooku ,ogólnie uważam że blog jest fajny ciekawy a jego przekaz prawdziwy i poruszający,Zazdroszcze niektórym mamą takim jak ty tego że potrafia być takimi mamami kochać tak swoje dziecko umieć mu sie oddawać i poświecać i dzielic swoją radością z innymi pisząć takiego bloga.Ja sama jestem mamą mam 22 lata urodziłam w wieku 20 lat moja córeczka ma 2 i pół latek ale do tej pory nie potrafie nie raz odnależć sie w tej roli nie czuje sie taką mamą nie chciałam miec dziecka jeszcze nie teraz uważam że to jeszcze nie czas niewiem czy wogóle chciałam mieć dzieci a jeśli juz to dopiero za jakiś czas nie śpieszyło mi sie jeszcze ale niestety nie myślałam dopiero myśli sie po fakcie i teraz dopiero z partnerem uważamy i sie zabezpieczamy a jesteśmy już razem 4 lata dopiero zaczynaliśmy sie spotykać cieszyć sobą gdy pojawiła sie mała ale jedyną pozytywą jaka widze jest to że to nie z kimś przypatkowym i z miłości bo kochamy sie mocno i jesteśmy razem. dla niego to tez był szok i pewnie zaskoczenie bo pomimo iż ma 33 lata nie myslał być tatusiem a miał przedemna pare kobiet ale nie myśleliśmy o tym żeby usunąc czy coś cieszyliśmy sie on chyba bardziej. wspierał mnie i dbał o mnie i to mi chyba pomogło w czasie trudnej ciaży i tej nowej sytuacji teraz jest świetnym tatusiem i wspaniałym partnerem kocha nas obie i traktuje jak księżniczki a mała jest córeczka tatusia on lepiej sobie z nia radzi i od początku wszystko przy niej robi kąpie robi fryzurki (: świetnie sobie radzi ja zaś od począdku z lękiem i obawa podchodze do wszystkiego jestem wrazliwa i troszke tak ciezko wszystko znosze i ze wszystkim sobie radze i z tąd moje przekonanie że nie nadaje sie do roli matki choc jak to każdy mówi trzęse sie nad nią i przesadzam zamartwiając sie kazda drobnostką to w sytuacjaach gdy juz ta zbuntowana dwulatka mnie wyprowadza z równowagi nie radze sobie kompletnie i w tych sytuacjach mam jej naprawde dość i myśle jak fajnie było gdy jej nie było a kłóciłam sie jedynie i złościłam na rodzeństwo a i ciezko mi gdy musze sie dzielić moim najdrozszym skarbem jakim jest mój partner z nią nieraz rywalizujemy o niego o jego przytulenie pieszczoty mała jest cwana i równie zazdrosna i to mnie niekiedy drażni no i to że nie mozemy mieć tych chwil tylko dla siebie rodzina pomaga zabierają ją wtedy mamy chwile wytchnienia ale ostatnio coraz rzadziej i dopiero gdy uśnie mamy czas tylko dla siebie i po calym dniu bywamy naprawde wyczerpani gdyz to istny diabełek ostatnio stała sie straszna potrafi dać popalić kłóci sie krzyczy dominuje nad nami chciałabym bo wiem że juz czasu nie cofne ale zeby to sie skończyło zeby juz była samodzielna i na tyle duża zeby dała odpocząć naszym zszarganym nerwą (: i nie chce mieć narazie wiecej dzieci to nie na moją psychike i wrażliwą nature to trzeba czuć nie żebym od razu była zła matka czy coś bo jakoś męcze sie juz te dwa lata dbam . wychowuje. karmie i pomimo że nie jesteśmy jakoś bogaci niczego jej nie brakuje sobie odmawiamy by ona miała no i są też momenty które nie tyle celebruje jakoś szczególnie ale potrafie dostrzec jak mała mówi kocham cie tuli sie i lgnie do mnie czy do niego i gdy woła mamusiu albo sie wygłupiamy i gdy sie śmieje w głos i z każdym dniem umie coraz wiecej w szybkim tęmpie sie rozwija a przypadkowi ludzie ją chwalą i podziwiają i mówią miłe słowa bardzo łatwo zdobywa sobie sympatie innych ludzi wystarczy ze sie uśmiechnie czy jak to nie raz robi zaczepia ludzi a kazdy ją ubóstwia i obdarowuje słodkościami to jest zabawne i fajne zarazem bo w pewnym sensie to nasza zasługa ze ona jest taka jaka jest i ludzie to dostrzegają.pozdrawiam (: i gratuluje świetnego bloga
Dziękuję Ci, że do mnie zaglądasz. Serio czuję się zaszczycona, że poświęcasz mi tą chwilę raz na jakiś czas <3 :*
Świetny tekst;)a dyskusja bardzo ciekawa,postanowiłam i ja coś od siebie dodać,jestem szczęśliwą mamą 9 mc Zosi,ciekawej świata istoty,która nie lubi tracić czasu na s?en;)?po co mi to dziecko? Cóż dla mnie największe szczęście i duma oraz ogromna lekcja cierpliwości,powoli kończe swòj urlop macierzyński ale czadu spędzonego z córką nie zamieniła bym na nic, jej uśmiech wynagradza wszystko, śeiat bez tych maluchów jest baardzo szary,
Miłego dnia!:)
W
Ja też należę do tych kobiet którym do macierzyństwa się nie spieszyło. Życie które prowadziłam bardzo mi odpowiadało ( praca, szkolenie się, imprezy ze znajomymi, wycieczki, spontan w każdym wydaniu… to było moim życiem, moim natchnieniem). Ale w końcu po usilnych namowach męża zaszłam w ciążę. Urodziłam córeczkę ( zawsze, ilekroć kiedyś sobie pomyślałam że urodzę dziecko to właśnie chciałam mieć córeczkę) … i nie odkryłam nic twórczego, nie poczułam fajerwerków, świat odbieram tak jak wcześniej odbierałam. Moje życie nie nabrało sensu, bo ja zawsze wiedziałam że moje życie ma sens ;) A i jeszcze jedno, wiele z moich koleżanek twierdzi, że… jedyne co im w życiu wyszło to ich dzieci! No proszę!!! A teraz dla koleżanek które będą chciały rzucać we mnie hejtem! KOCHAM swoją córkę, zrobię wszystko żeby czuła się kochana, żeby nic jej w życiu nie brakowało!!!Choć z drugiej strony brakuje mi mojego wcześniejszego życia, ale robię wszystko żeby poukładać je po nowemu. Od porodu minęło 6 miesięcy, uczymy się z córcią życia na wzajem ona mnie, a ja ją :) Dodam że nie jestem młodą mamą. W maju br skończę 31 lat. No i jeszcze chciałam poruszyć jedną ważną kwestię. PROSZĘ WAS przestańcie ciągle pisać jakie to macierzyństwo jest piękne. No chyba, że jestem jakaś inna. Ale ja po poradzie bardzo źle się czułam ( miałam cesarkę) Przez pierwsze 2 tygodnie człowiek chodzi jak inwalida do tego dochodzi ból, boli cię wszystko. A dzidzia potrzebuje opieki 24 h ! Do tego dochodzi strach o maleństwo. Boimy się o wszystko: a to za długo śpi, za mało zjadło, kupki nie zrobiło, chyba ma temperaturę, itp. Mogłabym tak pisać i pisać. Noc myli się z dniem, poniedziałek z sobotą. Jest się zmęczonym psychicznie i fizycznie! Tatuś, nawet najbardziej chcący pomagać po chwili oddaje ci dziecko bo u niego płacze, a u ciebie nie Nosz k*****! Jedno jest pewne, dziecko zmienia życie!
Gdy urodziłam dziecko, to dopiero wtedy zrozumiałam, jak bardzo kocha mnie moja mama. Świadomość tego bardzo mnie wzruszyła. Nie ma bardziej mocnego i wybuchowego uczucia niż miłość matki. Po prostu nie ma. I to prawda, życie składa się z różnych etapów, ja miałam to szczęście, że każdy z nich lubiłam. Od dzieciństwa do szalonego życia dwudziestokilkulatki, potem młodej mężatki i w końcu matki. I choć uwielbiałam te imprezki na spontanie, wakacje gdziekolwiek na końcu świata i brak zobowiązań, to bez żalu wszystko to zostawiłam na rzecz Córeczki, która zabrała mi sporo, ale dała o wiele więcej. Dlatego będę z uporem maniaka powtarzać, że macierzyństwo to najpiękniejsze chwile w moim życiu mimo, że często jest też ostrą jazdą bez trzymanki.
Popieram słowa Marty, macierzyństwo jest trudne ,,,ja należę do tych kobiet, które nie oczekiwały dziecka, może o nim myślały , ale jeszcze nie teraz,,jeszcze jest czas, Obecnie mój syn ma prawie 6 miesięcy , a ja od tego czasu, gdy jest na świecie , nie śpię, czuję się trochę jak w klatce, tęsknie za moją wolnością , bo w sumie jestem z dzieckiem non – stop ,,,,moja ciąża nie była lekka, męczyłam się fizycznie i nie chce więcej być już w ciąży …Kiedy dowiedziałam się , że będę mamą byłam zła, smutna , przestraszona i nie chciałam ,,,gdybym mogła bym to odłożyła w czasie , mówiono mi , że nie będę mieć łatwo , żeby zajść w ciąże , a zaszłam ,….nie było fajerwerków , gdy moje dziecko przyszło na świat, nie było łez i wzruszenia ,,,po porodzie siłami natury przez miesiąc dochodziłam do siebie, a tu jeszcze dziecko, które Ci krzyczy pod nosem i teściowa ze swoimi dobrymi radami, miałam ochotę wyjść i walnąć drzwiami , zostawić wszystko ,,
Dziś staram się zrozumieć mego syna i pogodzić się z obecną sytuacją , na pewno chce wrócić do pracy i znajdować czas dla siebie ,,,nie chce być tylko kurą domową , od porodu tak naprawdę jeszcze nie odpoczęłam i mam w sobie wiele sprzecznych emocji,,,kocham moje dziecko, zadbam o nie , żeby miał to co mu w życiu potrzebne , ale będę czekać dnia jego samodzielności jak zbawienia ,,,wiem , że teraz będę każdego dnia się o niego martwić i to trochę przeraża , ale wiem też , że da mi pewnie wiele radości i dużo mnie nauczy ….
W 100 % się zgadzam! I z wieloma komentarzami też! Macierzyństwo to zupełnie inna kobieca strona; inna twarz kobiecości. I własne macierzyństwo otwiera też oczy zrozumienia dla własnej mamy. Nie będę się powtarzać i dublować komentarzy…ale tego po prostu trzeba doświadczyć, inaczej nie można zrozumieć.
Do Izy-Samotnym można być nawet mając rodzinę.
jak sie ciesze, że nie mam jeszcze dzieci. ten post jest paradoskalnie depresyjnym wymiarem posiadania dzieci
Dzieci to nasze największe Szczęście , to dzięki nim mam po co żyć :-) Ekstra wpis i piękne zdjęcia :-)
Gdy moja córeczka się urodziła były emocje, łzy i wielkie szczęście -wszystko razy dwa- i Mamy, i Taty. Po paru tygodniach uświadomiliśmy sobie że wtedy, to co to była za miłość, TERAZ to dopiero ją kochamy! I choć nie znoszę tekstów pt.:”nie zrozumiesz dopóki sama nie będziesz mamą” itp., to pamiętam że wtedy pomyślałam: „O rany! Czyli to właśnie TAK kochają mnie moi rodzice! W życiu nie sądziłam że mogą mnie aż TAK BARDZO kochać!”. I już się cieszę z tego, że za x lat moja córeczka zrozumie jak bardzo my ją kochamy:) jeśli będzie chciała mieć dzieci;)
A co do partnerów to na pewno trzeba mieć trochę szczęścia, ale tu chciałabym trochę przywrócić pani Viki wiarę w ludzi: Istnieją mężczyźni odpowiedzialni, którzy instynkt tacierzynski mają rozwinięty tak mocno jak niejedna mamuśka swój macierzyński. Mój mąż gdy ja, będąc w drugiej ciąży, nie mogę funkcjonować (nudności , wymioty i inne atrakcje), robi wszystko w domu. Opiekuje się 1,5 roczną córką, gotuje dla niej, dla mnie i dla siebie, utrzymuje w domu porządek i do tego wszystkiego pracuje zawodowo (choć na szczęście ma pracę „z domu”-inaczej ciężki byłby mój los). Ideały istnieją, tylko trzeba dobrze poszukać;) życzę każdej kobiecie takiego męża jak mój!
Mając dziecko też można chodzić na siłownię.
Nie jestem jeszcze mamą. Kończę szkołę średnią nie jestem w stałym związku nie pracuje
Nie ma warunków na dziecko
Osobiście bardzo boję się że przyjdzie taki moment w moim życiu i się zaskoczę. Mimo że to tylko obawy coś co ciągle siedzi z tyłu glowy. Kurde dziecko..i co dalej? Strach przed odrzuceniem i wzięciem odpowiedzialności chyba tego boję się najbardziej. Boję się że nie trafię na godną osobę kogoś z kim bez wahania pokonam wszystko że damy radę nie zostawi… stworzymy rodzinę.DOM taki swój mały szczery
Wokół mnie jest tyle nieudanych rodzin. Największy strach jaki mam to że podzielę ich los