Po co mi to dziecko?

Po co mi to dziecko?

Zasnął… złamał mi się kręgosłup, ale udało mi się go uśpić. Babcia kiedyś opowiadała mi, że dzieciom gotowało się „makowinę” żeby poszły spać. A rodzice … w pole. I co? Że niby czasy się zmieniły? Ja żeby „oporządzić” na blogu też muszę najpierw to małe uśpić bo przecież z „żywym” się nie da nic zrobić. Muszę spróbować tej „makowiny” ;)

Po co mi to dziecko? Mogłabym teraz siedzieć gdzieś na obiadku służbowym na drugim końcu świata albo spijać drinki z kokosa na plaży na Kanarach. Mogłabym przeżywać ekstazę związaną z powodzeniem milionowego kontraktu w pracy. Mogłabym gonić po pracy na siłownię, po siłowni na saunę a po saunie na sushi z mężem (a tak, żeby wszystko było na „s”). A w weekendy moglibyśmy chodzić do kina, jeździć konno albo kupować masę rzeczy na „k” w centrach handlowych… no bo co tu robić z nadwyżką kasy?

Mogłabym tak wiele… Liter w alfabecie wystarczyłoby na całe życie. Mogłabym, ale NIE CHCĘ! Nic i nikt nie jest w stanie dać mi tyle szczęścia! Tyle uśmiechu. Tyle emocji. Tyle … (mam się znów zacząć bawić się w alfabet?:)

Po co mi to dziecko? Po to, żeby uczyło mnie życia. Czad… niespełna 9-miesięczne dziecko uczy życia 27-latkę. Tak. Moje dziecko nauczyło mnie już wiele (uwaga – nie będzie tu żadnego górnolotnego strzępienia „klawiatury”):

Spacery…

Nigdy nie lubiłam „samego” spacerowania. Rower, rolki, cokolwiek – byle nie na nogach, byle nie bez celu. Teraz wyjście do centrum handlowego to nowa okazja do pokonania kilometrowych dystansów z wózkiem. „Bo dziecko pooddycha, bo się prześpi, bo poogląda świat”. I pomimo bąbli na stopach (nie ma buta, który nie zrobiłby mi odcisku) i zakwasów dzień później, nagniatam z tym wózkiem przez pół miasta zamiast wsiąść w samochód, zrobić swoje i wrócić.

Świat jest taaaaaki ciekawy!

Chcę pokazać małemu wszystko. Dosłownie wszystko. Pcham ten wózek i jadaczka mi się nie zamyka. O! Zobacz – ptaszek, drzewko, listki, trawka, samochód, Pan i Pani, piesek, parasolka… bla, bla, bla :) Widzę żywe zainteresowanie mojego dziecka, zastanawiam się co mu się w tym tak bardzo podoba i nagle dociera do mnie, że te liście na drzewie tak pięknie powiewają na wietrze, pszczoła na mleczu jest ciekawsza niż „Na dobre i na złe” i „M jak Miłość” razem wzięte ;) a pies aportujący kijek hipnotyzuje mnie na długie minuty.

Czas ucieka tak szybko

Trzeba wykorzystać ten czas, który mamy maksymalnie. Już nie odkładam czegoś „na później”. Chcę zrobić wszystko na raz. Jak najwięcej. Kiedy mały śpi uwijam się jak mrówka żeby wykorzystać każdą chwilę. Nie – nie szaleję. Sprawia mi to przyjemność. Kiedy pod koniec dnia, padnięta kładę się  spać, mam świadomość tego, że spędziłam go produktywnie. Zrobiłam to, to i to. Nagle, minuty skradzione Panu Zegarowi, które mogę poświęcić na zrobienie kawy, prania czy napisanie kolejnej notki na bloga są cenniejsze niż niejeden skarb. Spędzenie ich przed telewizorem albo na oglądaniu filmików na Joe Monster byłyby profanacją!

Drugie dzieciństwo

Dzięki temu małemu szkrabowi przenoszę się znów do krainy snów, bajek, dziecięcych zabaw. Skaczemy razem na łóżku, czytamy sobie bajki, układamy klocki, rzucamy do siebie piłką. I kiedy widzę ten sześciozębny uśmiech i piękne dołeczki przypomina mi się jakim szczęściem było dla mnie podrzucanie piłki „za dzieciaka” czy przytulanie się do świeżej pościeli. Moje dzieciństwo traktuję teraz jak dobrą ściągawkę. Włączam szare komórki, przewijam wstecz i przypominam sobie co sprawiało mi najwięcej radości, czego żałuję, że nie zrobiłam. Dziecko daje nam szansę na przeżycie naszego dzieciństwa jeszcze raz. Ze zdwojoną siłą. Bo cieszy się wtedy dwójka dzieci – to, które widzimy i mamy przed sobą oraz to, którym na zawsze pozostaniemy w środku.

Po co mi dziecko (3) Po co mi dziecko (2) Po co mi dziecko (4) Po co mi dziecko (5)

Niedawno wymyśliłam sobie taką teorię, że nasze życie składa się ze ściśle powiązanych ze sobą etapów. Po dzieciństwie przychodzi okres młodzieńczy (pierwsze miłości, plany, oczekiwanie na dorosłość). Kiedy już jesteśmy tymi „dorosłymi” obywatelami zaczyna się czas studiów, uniezależnienia od rodziców, czas poszukiwania własnego ja, szalonych imprez, przygód. Ale to się kiedyś nudzi. Masz już pracę, weekend w końcu nie przynosi ochoty na kolejną imprezę, wycieczkę czy inną aktywność. Zaczyna się robić… nudno? :) Wtedy pojawia się dziecko, które przenosi nas do krainy snów i marzeń, umiejętnie odwraca naszą uwagę od aktualnych problemów związanych z pracą, pieniędzmi i wszystkim tym, czym w rzeczywistości nie powinniśmy się przejmować. Znów stajemy się dziećmi. Chociaż na chwilę. I to nam pozwala przetrwać ten najtrudniejszy okres w naszym życiu. Okres, który bez dziecka stałby się pewnie dla większości z nas bezsensowną gonitwą za tym co materialne, co w ogólnym rozrachunku wcale więcej szczęścia nam nie podaruje. Dalej żyjemy na pełnych obrotach, ale jest balans. Jest równowaga. I nagle ten czas znudzenia sobotnim wyjściem, chwilami sam na sam z mężem i wszystkim tym co wydawało nam się takie powszechne, nudne, pospolite staje się znów czymś wyjątkowym. Kochasz swoje dziecko, uwielbiasz spędzać z nim czas, ale chwila tylko dla rodziców, chwila samotności w wannie wypełnionej po brzegi pianą i zwykła książka odzyskują tą magię, o której kiedyś zapomniałyśmy. Bo było ich aż tyle, że nam spowszedniały. I okazuje się, że dzięki dziecku twoje życie składa się z samych wyjątkowych chwil. Wyjątkowych chwil z dzieckiem, wyjątkowych chwil z mężem, wyjątkowych chwil z przyjaciółmi, wyjątkowych chwil w samotności… . Nagle posprzątanie domu przynosi satysfakcję (bo udało mi się w końcu to zrobić), sukcesy w pracy dają 100 razy więcej radości (bo dajemy radę na tylu poziomach życia). Dziecko to dar. Nie jest ławo, nie jest prosto, ale dla ludzi, którzy nie zajmują się wiecznym narzekaniem na życie jest dodatkowym, pozytywnym kopem do działania.

Posiadanie dziecka, choć jest z założenia irracjonalnym instynktem, to najlepsze co może nam się w życiu przytrafić. Pamiętajcie o tym, kiedy będziecie zmieniały dziecku zapaćkaną PRZE-śmierdzącą kupą pieluszkę i przewróci Wam się na boczek wcierając wszystko w świeże prześcieradło. Ja pamiętam, dzięki czemu łatwiej mi się uśmiechnąć w tej dramatycznej chwili. „Wróci tata z pracy to zmieni” hue hue hue. Low Ju Maciunio! Taki żarcik na koniec <3

Po co mi dziecko (6) Po co mi dziecko (7) Po co mi dziecko (1)