Oczekując…

Oczekując…

Nie da się. Po prostu się nie da myśleć o niczym innym na finiszu ciąży. Może to przez to, że jestem już tak niedołężna i pokraczna we wszystkim co robię, że nie sposób jest choćby na sekundę zapomnieć o swoim stanie? A może po prostu 9 miesięcy oczekiwania to długo? A właściwie to 3 lata i 9 miesięcy! A gdyby to była w ogóle nasza pierwsza ciąża? Gdyby nie było z nami Matiego? Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić… Nie wiem jak i czy w ogóle dałabym radę tyle czekać… Bo ja od zawsze marzyłam o rodzinie. O mężu. O dzieciach. O romantycznym domku gdzieś za miastem i białej huśtawce na tarasie. I o tym, że na tym tarasie powstanie kiedyś książka. Wyobrażasz sobie co ja właśnie czuję? Bo ja jestem momentami wręcz oszołomiona tym co się dzieje. Bo jestem żywym dowodem na to, że marzenia naprawdę się spełniają! Jedno po drugim! I nie mam żadnego przepisu na to co zrobić żeby się ziściły oprócz tego, że trzeba zaufać. A to, na co nie mamy wpływu puścić po prostu wolno.

Książka się kończy. Nie wiem jak ja to zrobiłam, ale zostały mi do napisania tylko 3 rozdziały i zakończenie. Wszystko wskazuje na to, że naprawdę wyrobię się do końca lutego. Później zostaną już same techniczne aspekty typu okładka, skład graficzny czy kalendarz promocji. Remonty i odgracanie domu w toku. Szablon bloga nareszcie nabiera kształtów, chociaż co prawda przesunął się niemiłosiernie w czasie, ale najważniejsze jest to, że jest w dobrych rękach i już niedługo będziesz mogła oglądać nas bez uciążliwych problemów. Wszystko idzie do przodu. Może nie w takim tempie, w jakim to planowałam, ale ważne, że DO PRZODU. Dzisiaj spędziliśmy cały dzień w szpitalu na wizytach u przeróżnych specjalistów i naszym pierwszym KTG. Rodzinnym KTG, tak jak sobie to wymarzyłam. Bo ten poród ma być zupełnie innym doświadczeniem niż ten z Matim. Już się nie boję zadawać pytań. Chcę być przygotowana na wszystko. Chcę, żeby tym razem, poród był naszym rodzinnym świętem, a nie generatorem stresu. Doświadczenie z Matim daje mi względny spokój ducha w zakresie opieki nad noworodkiem, a druga cesarka to w sumie też już chyba mniejszy stres niż pierwsza. No i świadomość tego, że tym razem nie będę sama. Że będzie ze mną Maciek. Nie wiem czy dla Ciebie samotność w szpitalu też była tak przytłaczająca, ale wierz mi, to była dla mnie trauma. A teraz? Teraz nie mogę się już tego wszystkiego doczekać, pomimo tego, że moja odporność na ból porównywalna jest do mojej silnej woli w tłusty czwartek :) Aktualnie największym generatorem stresu jest wielka niewiadoma pod tytułem KARMIENIE PIERSIĄ. Ale wierzę w to, że już sama zmiana okoliczności dużo zdziała. W końcu podobno laktacja siedzi bardziej w głowie niż w piersiach :) Zgodzisz się z tym?

Dzisiaj odebraliśmy też ostatnie gadżety do pokoiku Milenki, więc wszystko wskazuje na to, że jeszcze w tym tygodniu pokażę Ci materiał z miejsca, które tyle czasu pozostawało tylko w w sferze moich marzeń. Kiedy wchodzę do tego pokoju, czuję namacalnie, że już niedługo nasza rodzina się powiększy. Że do naszego teamu dołączy ktoś nowy. Dziwne to uczucie, wiesz? Przyzwyczaiłam się już do naszej trójki. I kiedy patrzę na poniższe zdjęcia i myślę sobie, że super fajnie, wydrukuję je sobie w jakimś wielkim formacie i powieszę na ścianie, po chwili do mnie dociera, że przecież to nie jest nasza kompletna rodzina… Przecież w drodze jeszcze siostrzyczka Matiego – ktoś, kto do tej pory był tylko zbiorem moich myśli i od czasu do czasu bólem w żebrach. A teraz, kiedy od naszego spotkania dzielą nas już nie miesiące, a dni, zaczynam sobie wyobrażać jej buźkę, jej minki, zaczynam czuć jej zapach… O Boże! Ja za chwilę będę mamą dwójki dzieci!!! Będziemy mieli synka i córeczkę, a Mati nie będzie już jedynakiem! Uszczypnij mnie!!!

Nie wiem czy przeżyłam w życiu większe emocje niż pojawienie się Matiego. Nie. Nic nie może się z tym równać. A teraz, pomimo tego, że zadbaliśmy z Maćkiem o masę rzeczy, których nie byliśmy świadomi przy Matim, nadal czeka nas wielka niewiadoma. Ale taka piękna niewiadoma. Taka, na którą czekaliśmy tyle lat. Nasze marzenie lada chwila się spełni… I chociaż nasze życie, zamiast zwolnić przed tym ważnym wydarzeniem, nabrało jeszcze szybszego tempa, to poddajemy się temu tempu i robimy to wszystko oczekując tylko jednego… Tej ciszy, kiedy nasza rodzina się powiększy. Tego momentu, kiedy wszystko się zatrzyma i chociaż przez chwilę nie będzie już ważne nic. Tylko nasza… CZWÓRKA.

PS. Nie wiem ile czasu jeszcze potrwa to nasze blogowe zawieszenie. Możliwe, że coś tam uda mi się wrzucić niedługo bo mam kilka wpisów w zanadrzu, ale w razie czego, wiesz gdzie nas szukać prawda? TUTAJ jesteśmy w miarę aktywni :)

Jak myślisz, kto przygotował zdjęcia do tego wpisu? :) BINGO! Nasza niezastąpiona Monika Serek! Monia! Standardowo SZTOS :* Obejrzyj więcej zdjęć Moniki –> TUTAJ. Ofertę Moniki znajdziesz –> TUTAJ.