Wielkie, świąteczne nieporozumienie, którym karmimy nasze dzieci…

Wielkie, świąteczne nieporozumienie, którym karmimy nasze dzieci…

Nieporozumienie, przekłamanie… a właściwie to świąteczny nonsens. Tym właśnie karmimy nasze dzieci, zabierając Świętom Bożego Narodzenia ich prawdziwy urok i ideę. Abstrahując już od podstawowego wymiaru świąt BOŻEGO NARODZENIA, co opisałam w TYM wpisie, świadomi lub mniej, uczymy nasze dzieci, że Mikołaj przyjdzie tylko wtedy, kiedy będą grzeczne. Oczywiście nikt nie wpada na to, że w ciągu całego roku jakoś nie pamiętamy o Mikołaju, więc grudzień staje się miesiącem – sprawdzianem. Bo przecież trzeba zasłużyć na prezent.

 

Wiesz co? Beznadzieja jak dla mnie. Serio beznadzieja. Bo w tym wszystkim zapominamy o całej idei obdarowywania. O pokazaniu dziecku, z czego czerpiemy największą radość. Przypomnij sobie swoją reakcję na otrzymany od męża prezent. Pamiętasz te uczucia? Ups? Nie? A pamiętasz jakie uczucia towarzyszyły Ci podczas obserwowania miny męża, kiedy to on otwierał prezent od Ciebie? To są emocje! To się zapamiętuje! Ten moment, kiedy zastanawiasz się, czy znasz tę osobę na tyle dobrze, żeby swoim prezentem sprawić jej największą przyjemność!

Nie chodzi mi o to, że mamy teraz uczyć dziecko, że ma tylko dawać, a samo nie ma prawa cieszyć się z otrzymanego prezentu, albo że nie powinno na prezent w ogóle liczyć. Nieee! Ja nawet nie mam nic przeciwko drogim i wyczesanym prezentom. Idea Świętego Mikołaja, który obdarowuje w szczególności dzieci, które szczególnie sobie upodobał jest piękna! Uwielbiam ten zwyczaj, uwielbiam związane z nim emocje, ale ZDROWE EMOCJE. To, że dziecko wierzy w Mikołaja, nie stoi na przeszkodzie nauczenia go, że Boże Narodzenie to czas obdarowywania i dziękowania innym, za cały ubiegły rok.

My na przykład wytłumaczyliśmy Matiemu, że Mikołaj zajmuje się w pierwszej kolejności dziećmi. Ale nie zawsze się wyrabia, bo dzieci na świecie jest coraz więcej. O dorosłych już nie wspominamy, a przecież dorośli też kiedyś byli dziećmi i nadal chcieliby dostać jakiś prezent na święta. Dlatego właśnie, przygotowujemy prezenty również od siebie. Żeby nie było smutno reszcie domowników. I właśnie tym robieniem prezentów innym, pośrednio zasługujemy sobie na piękny prezent dla nas. Bo dobro wraca.

No i powiedz mi, że nie jestem genialna? No powiedz! :) Usiadłam sobie jednego wieczoru i przemyślałam ideę Bożego Narodzenia. Mati jest już w takim wieku, że pora na wprowadzenie jakiejś logiki w tym wszystkim, bo to już są chwile, których będzie pamiętał coraz więcej. W tę ideę wpisuje się pięknie i wiara w Mikołaja i podejście dorosłych.

DAWAĆ, NIE BRAĆ… radość z otrzymanego prezentu jest fajna, ale umówmy się – powierzchowna. Radość z dawanego prezentu to już zupełnie inny wymiar szczęścia. Taki, który pozostaje w sercu na wiele, wiele dłużej. I tego właśnie warto uczyć dzieci od najmłodszych lat.

kapsel-tymbarka-blog-dla-kobiet8

kapsel-tymbarka-blog-dla-kobiet2

kapsel-tymbarka-blog-dla-kobiet1

kapsel-tymbarka-blog-dla-kobiet5

kapsel-tymbarka-blog-dla-kobiet6

kapsel-tymbarka-blog-dla-kobiet4kapsel-tymbarka-blog-dla-kobiet3