Mój sekretny sposób na szczęście

Mój sekretny sposób na szczęście

Moje życie do usłanych różami nie należało. No chyba, że weźmiemy pod uwagę kolce. Wtedy zgadzam się w 100% Gęsto utkany różany dywan :) Szkoła życia, którą odbierałam właściwie od najmłodszych lat na szczęście już za mną. Wreszcie mogę powiedzieć, że jestem naprawdę szczęśliwa. I nie myśl sobie, że to dlatego, że problem zniknął, że udało mi się go rozwiązać. Niestety tak kolorowo nie jest i chyba już nigdy nie będzie. Wiesz co zrobiłam? ODPUŚCIŁAM… Przestałam zadręczać się tymi sprawami, na które nie mam wpływu.

 

Należę do osób, które muszą mieć wszystko szybko, już, na pstryknięcie palców. Jeśli podejmują jakieś wyzwanie muszą zrobić je na maksimum swoich możliwości, w jak najkrótszym czasie. Wyczerpujące, nie powiem, ale z drugiej strony… obfitujące w efekty. I dopóki tym motorem byłam ja sama, wszystko szło gładko. Gdyby ode mnie zależały losy całego świata, utopia stałaby się rzeczywistością. Serio! Niestety tak nie jest i nigdy nie będzie. No i co kurdę z tym fantem zrobić? Ano właśnie NIC. Bo i tak nic nie zmienisz. Bo masz wpływ tylko na siebie i swoje zachowania. I na to, jak przyjmujesz to, co Cię w życiu spotyka. Malvinio Coelho taki trochę ze mnie, co nie? :) Do brzegu Bakusiowa, do brzegu!

Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że nie zbawię świata i pewnych rzeczy nie przeskoczę nagle okazało się, że zniknęły moje zmartwienia. A jak nie ma zmartwień to co zostaje? Ano prawdziwe, stuprocentowe szczęście. Zaczęłam analizować różne sytuacje pod kątem tego, czy mogę coś zmienić, czy nie. Jeśli mogę – działam. Jeśli nie – odpuszczam. Po prostu odpuszczam. Tym prostym sposobem posprzątałam moją głowę z masy śmieci, które zabierały mi energię, irytowały, dręczyły. A, że kobieta myśli nawet wtedy, kiedy śpi, o czymś kurczę myśleć musiałam. Negatywne myśli świadomie od siebie odrzucałam i jakoś tak mimowolnie energię myślową zaczęłam pożytkować na analizowaniu tego co dobre w moim życiu. Jakoś tak naturalnie to wyszło wiesz?

W ten oto sposób przestałam zadręczać się zarówno tematami dużymi jak i pierdołami. Przestałam tracić energię na rozkminianie dlaczego niektóre koleżanki opowiadają o mnie historie wyssane z palca i obrabiają mi tyłek, a później jak gdyby nigdy nic się do mnie uśmiechają, udają że się lubimy… potrafię już nazwać zazdrość zazdrością, zawiść zawiścią, a fałszywość fałszywością. Wiem, że takie osoby chodzą po tym świecie i wiem też, że ja ich nie zmienię. Po co więc marnować na ten problem swoją energię? Nic to nie da.

Tak samo jak nic nie da wydzieranie się zza kierownicy na niedzielnych kierowców, którzy ślimaczą się na lewym pasie. To jest domena mojego Maćka. Wjeżdża na dupę, klnie jak szewc i liczy na to, że ktoś, kto jedzie 40 na godzinę po lewym pasie, mając pusty prawy, w ogóle zerka w lusterko :) Nie zerka! Bo albo jest starą babcią, która boi się otworzyć oczy i jedzie na oślep, albo młodą siksą, która opowiada swojej koleżance, że jej się paznokć złamał. Nie wszyscy powinni dostawać prawo jazy. To się zgadza. Ale na kurzy odwłok, tak jest i tak już będzie! Jak mi się spieszy to trąbię. Po to mam klakson. Nie ma opcji żeby ktoś nie zjechał. Nawet jeśli jedzie z zamkniętymi oczami, to uszy nadal działają.

W podobny sposób podchodzę do polityków, którym z założenia nie ufam i nie tracę energii na rozkminianie dlaczego podejmują taką a nie inną decyzję. Na wybory chodzę. Wybieram zawsze mniejsze zło. Tyle mogę zrobić i tyle robię.

Nie oglądam też telewizji. Bo nie lubię. Nie podobają i się głośne reklamy, upolitycznienie stacji telewizyjnych (WSZYSTKICH, tylko jedni skrajnie w lewo, drudzy skrajnie w prawo), głupie programy dla półmózgów… ja to wszystko widzę i wiem, że to jest, ale wiem też, że tego nie zmienię.

Ba! Ja nawet na pogodę nie narzekam wiesz? No bo co ja zrobię, że śnieg jest, ale nie na te święta, na które bym chciała, albo że złota polska jesień jest krótsza w stosunku do pluchy. No nic kurdę nie zrobię. Jedyne co mogę zrobić to wyprowadzić się do ciepłych krajów i wierz mi, że mocno się nad tym zastanawiam. To jest do zrobienia tylko trzeba mieć na to dobry plan. I ja wolę myśleć o tym jak tu zorganizować sobie życie, żeby kąpać się w basenie w ogrodzie palmowym w listopadzie, niż rozkminiać, dlaczego pogoda w Polsce to taka bicz.

Nie rozkminiam też dlaczego natura obdarowała mnie jasnymi rzęsami, podczas gdy moja przyjaciółka ma takie wachlarze, że jak zamyka oko to mi zasłony fruwają w oknach. No co ja zrobię? Nic! Jedyne co mogę, to znaleźć najlepszą w okolicy Paulinę, która mi te rzęsy o jakich marzyłam co miesiąc dokleja :) Nie zastanawiam się też dlaczego ta sama przyjaciółka ma takie grube włosy, podczas gdy ja, podczas zaplatania warkocza, muszę uważać, żeby nie wyrwać włosa, bo mi zostaną dwa na głowie. Dbam o to co mam i cieszę się, że jeszcze jest z czego tego warkocza upleść. Długo miałam też kompleks w związku z tym, że mam okrągłą buzię. Och jak ja uwielbiam kościste twarze! Swego czasu bardzo poważnie myślałam o operacji plastycznej, ale na szczęście strach wziął górę. Nauczyłam się po prostu tę moją patelnię konturować, a teraz to już właściwie wychodzi na to, że to mój atut jest bo mi lat odejmuje! Dziękuję Ci Boże, że się wtedy nie zdecydowałam na to piłowanie ryjka! Nie ma to jak okrągłe, dziewczęce lico na starość :)

Rozumiesz już o co mi chodzi prawda? Życie potrafi być piękne, nawet to z niedoskonałościami. Wszystko zależy od tego na czym się skupiamy. I mówi Ci to prawdziwy człowiek czynu. Malwina Waleczne Serce :) Ale waleczne tam, gdzie coś się da wywalczyć. Jak to mówią, Wisły kijem nie zawrócisz. Święta prawda. I ja tej prawdy w życiu się trzymam. I Tobie też polecam. Naprawdę działa! Mówi Ci to dziewczyna, która jeszcze 5 lat temu twierdziła, że nie ma czegoś takiego jak szczęśliwe życie. Że są tylko chwilowe okresy, kiedy wychodzi słońce, ale to wychodzące słońce od razu przypominało jej o tym, że w drodze kolejna burza… A jednak. Wystarczy tylko zmiana nastawienia i zużywanie energii na to, na co mamy wpływ :*