Styczniowe wakacje, zgodnie z naszym założeniem z zeszłego roku, spędziliśmy z Maćkiem tylko we dwoje. I od razu mówię, że komentarze w stylu: „zostawiłaś dziecko wyrodna matko” spływają po mnie jak po kaczce, bo wiem, że takie wakacje, odpowiednio rozegrane, przynoszą same korzyści. My poprosiliśmy rodziców Maćka, żeby przyjechali do Matiego, do nas. Dzięki temu Mati nie czuł, że gdzieś go wywieźliśmy i zostawiliśmy. Po prostu był u siebie. Ok. Nie było nas, ale miał za to kompana do zabaw od świtu do nocy, w postaci dziadzia Zdzicha, który dostarczył Matiemu więcej rozrywki niż my potrafimy mu zapewnić we dwoje :)
Wakacje bez dziecka
O zaletach wyjazdu bez dzieci chyba nie muszę mówić. Zrozumieją mnie szczególnie te dziewczyny, które już takie podróże mają za sobą. Tęsknisz jak szalona, bo nie da się przecież zapomnieć o własnym dziecku, ale po wieczornych rozmowach z Matim na messengerze, wiedziałam, że wszystko jest okej, więc po 3 dniach od wylotu, przestałam rozpamiętywać i przełączyłam się w tryb „takich chwil u nas mężu jak na lekarstwo-korzystajmy”. No i cóż ja mogę Wam powiedzieć? Wróciliśmy wypoczęci, zakochani i szczęśliwi, że chociaż tydzień mogliśmy spędzić skupiając się tylko na nas. Tydzień wystarczy. Zdecydowanie. Na 14 dni (które opłacają się przy takich dalekich kierunkach bardziej) nie dałabym rady wyjechać bez dziecka. Zapłakałabym się na śmierć. Z resztą, nie wiem jak to by było, gdybyśmy mieszkali w części głównej hotelu, gdzie aż roiło się od dzieciaczków. My byliśmy w tak zwanej „Nirvanie”, do której dzieci nie miały wstępu. Cisza, spokój, nawet muzyka nie grała przy basenie. Relaks przez wielkie „R”.
Pamiętam, jak w zeszłym roku działały na mnie dzieci na Teneryfie. Popłakałam się kilka razy z tęsknoty. Tym razem łzy poleciały mi tylko w restauracji, w której obok mnie, siedział na krzesełku chłopczyk niesamowicie podobny do Matiego, który jadł sobie z rodzicami makaron palcami :) Obstawiam więc, że ta „Nirvana” zrobiła sporą robotę. Jak wyglądał nasz hotel zobaczysz TUTAJ. Napisałam meeeega obszerny wpis, w którym opisuję Le Meridien Ile Maurice, w którym spędziliśmy nasze rajskie wakacje.
Jeśli masz możliwość wyjazdu na Mauritius tylko z mężem, nie nastawiaj się raczej na nocne imprezy poza hotelem, w zasięgu ręki. Autobusy przestają tu kursować około 17 (tutaj się szanuje czas wolny od pracy, nadgodziny nie są mile widziane) :) Ewentualnie możesz zamówić sobie taksówkę i pojechać do Grand Baie. Tam podobno (bo nie sprawdziliśmy) znajduje się nocne centrum rozrywkowe wyspy. Nas jakoś nie ciągnęło do nocnych szaleństw. Chyba pojechaliśmy zbyt zmęczeni. W zupełności wystarczał nam cudowny śpiew wokalistek, w głównym, hotelowym barze.
Jako, że pojechaliśmy na wakacje z Magdą, nie obyło się bez wycieczek po restauracjach i jedzenia niecodziennych dla mnie potraw, typu kalmary (Dopóki nie strzelały jak guma z majtek, jadłam dzielnie.), homary (Bałam się zrobić nawet zdjęcie.) czy serce palmy (Jeśli cała palma umiera, tylko po to, żeby można było zjeść z jej „sercem” tak zwaną sałatkę milionera, to ja dziękuję. Szału ni ma.) Za to był jeden szał. Nie jedzeniowy, bo ja się nie znam i raczej długo jeszcze nie poznam, ale MIEJSCÓWKOWY! Piękna restauracja Bella Amigo, dookoła której rozpościera się meeeeega wielki ogród, a zaraz po zjedzeniu obiadu, zamiast espresso, możesz sobie popływać w basenie… obok stolika :) Maciek skorzystał. Ja zjadłam tyle, że bałam się, że pójdę na dno, albo, że mnie utopi jakaś klątwa ciążąca nad zjadaczami serc palmy ;) O patrz, tutaj na dole trzymam to serce w łapce. Jeszcze bije ;)
W ciągu dnia wygrzewaliśmy się przy hotelowym basenie albo dla odmiany na plaży zaraz obok basenu ;) Jeździliśmy też sporo po wyspie. Wyspa ma mniej więcej 60 km wzdłuż i 50 wszerz, a linia brzegowa to dokładnie 161 km, więc nie traciliśmy czasu na długie dojazdy. Niezależnie od tego, gdzie będziesz stacjonować… masz wszędzie blisko :) Opcje podróżowania są 4. Autobusy (nie polecam, bo kursują tylko do 17), wynajem własnego samochodu (nie polecam, bo ruch jest lewostronny i trochę stresujący), z wynajętym kierowcą (niewiele droższa opcja od wynajmu samochodu, super wygoda i niczym nieograniczony czas, który w naszym przypadku zaowocował setkami pięknych zdjęć) i tańsza alternatywa dla wycieczek z kierowcą – wycieczki organizowane przez biuro podróży. Wycieczki z biurem podróży polecam szczególnie pasjonatom aktywnego odpoczynku. Rainbow ma w swojej ofercie oglądanie wyspy ze spadochronu, przyczepionego do motorówki, wycieczkę łodzią podwodną, albo skuterem podwodnym, wyprawy trekkingowe, nurkowanie klasyczne, katamaran, motorówka… do wyboru do koloru.
Jeśli wolisz poruszać się po lądzie, nie martw się. Mauritius Cię nie znudzi. My postanowiliśmy obejrzeć najświętsze miejsce na wyspie – jezioro Grand Bassin, które znajduje się w kraterze wulkanu. Przy jeziorze stoi najstarsza świątynia hinduistyczna i olbrzymi (50 metrów) posąg Śiwy (obok którego powstaje już kolejny taki olbrzym). Trafiliśmy akurat na jakieś obrzędy religijne w świątyni i przy kolejnych posągach. Obserwowałam na przykład jakiegoś temtejszego duchownego, który do kokosa zbierał zły urok, rzucony przez jakiegoś nieprzyjaciela, na biednego wiernego. Muszę przyznać, że nasze obrządki, w porównaniu z hinduistycznymi, są najbardziej powściągliwe ;) Kokosy latały dookoła mnie wszędzie :) Natomiast przed posągiem Śiwy, też trafiłam na parę, która składała ofiarę. Mieli ze sobą kadzidełka, jakieś mleko z supermarketu i same pyszności, które rozbijali na jakimś „niby jajku” z kamienia. Ach… mam sporo zdjęć z tej świątyni, ale stwierdziłam, że nie będę pokazywała światu prywatności osób, które przyszły się pomodlić. Ja nie chciałabym, żeby ktoś mi cykał fotki w kościele a później pokazywał jako ciekawostkę etniczną, pomimo tego, że u nas się kokosami nie rzuca :) Tak wiec z bólem serca, zostawiam część zdjęć w naszej prywatnej fototece, a Ciebie zapraszam na wycieczkę po Grand Bassin.
Fajna świątynia znajduje się również we wspomnianym wcześniej Grand Baie. To stamtąd mam zdjęcie tego starszego Pana, który pilnuje, żeby odwiedzający świątynię zostawili jakiś datek i dwie przepiękne hinduski, które kapitalnie zapozowały mi do zdjęcia. Jeśli będziesz w tej świątyni, przejdź na drugą stronę ulicy i koniecznie pozdrów je od „Malłiny Łakusioło” ;)
Na wyspie możesz też zobaczyć gigantyczne lilie wodne w Ogrodzie botanicznym w Pamplemousses, wodospady w Black River (które sobie akurat zniknęły podczas naszego pobytu, bo nie było deszczu) :), możesz też popłynąć katamaranem na piękną wyspę Ile aux Cerfs, albo poopalać się na Trou-aux – najpiękniejszej plaży świata wg. World Travel Awards. Możesz też pojechać do najzabawniej nazwanego miasta na świecie (to już moje odznaczenie) – Curepipe, gdzie bedziesz mogła podziwiać panoramę wyspy z najwyższego punktu widokowego, jakim jest wulkan Trou aux Cerfs. Serio… nawet jeśli nie weźmiesz dziecka, nie będziesz narzekała na brak wrażeń :)
Mauritius z dzieckiem
Za rok, chcielibyśmy polecieć tam już z Matim. Na razie zobaczyliśmy to, co „dorosłe”. Za rok, stawiamy na rodzinne eksplorowanie wyspy. Wtedy już przez 2 tygodnie :) Research zrobiliśmy sobie już świetny. Jest tutaj park wodny w Belle Mare, olbrzymi Park Casela, w którym pokażesz dziecku dzikie zwierzaki w bardziej naturalnych warunkach, niż w warszawskim zoo. Jet farma krokodyli i olbrzymich żółwi (chociaż te olbrzymie żółwie, to my akurat ustrzeliliśmy w Pamplemousses). Jeśli masz w miarę spore dziecko, możesz też zafundować mu pływanie z delfinami. I to nie w jakimś basenie, tylko w naturalnych warunkach. No, ale to raczej nie jest rozrywka dla 4-latka, więc w przyszłym roku, jeszcze sobie to odpuścimy :)
Styczeń to u Maurytyjczyków szczyt sezonu. Zaraz po nowym roku, kończą się u nich wakacje i dzieci idą do szkoły po ponad dwumiesięcznej przerwie. Jak na szczyt sezonu, muszę przyznać, że aura jest cudowna. Pamiętam wakacje w Egipcie, kiedy nie dało się oglądać piramid, bo z czoła spływały na oczy strugi potu. Pamiętam wakacje w Tajlandii, kiedy od wilgoci zardzewiał mi zegarek (tani był, nie ma co szkodować zegarka, ale wyobraź sobie jak tam było wilgotno!!!), a ubrania, które wyciągałam z szafy, były po prostu MOKRE! Kolejna ważna kwestia to choroby, dzikie zwierzęta i robale. Oprócz moskitów, które nie dawały nam spokoju wieczorami, nie ma się czego obawiać. Oczywiście, że lepiej uważać na wodę z kranu, ale my piliśmy przez cały wyjazd napoje z hotelowym lodem i żadne z nas, nie przeżyło rewolucji żołądkowych. W Tajlandii, na oknach pokoi hotelowych straszyły przyklejone do okien ostrzeżenia, o „możliwości wtargnięcia niebezpiecznych zwierząt do pokoju, jeśli otworzysz okno”. Na Mauritiusie (oczywiście jeśli rozmawiamy o jakimś sensownym hotelu), nie masz się czego obawiać. Jeśli masz w pokoju mikro-gekona, to świetnie, bo podobno zjada wszystkie czekające na nocny żer moskity, a poza tym… żadnych kudłatych pająków, anakond w łóżku… NUDA ;)
Aaaa! Zapomniałabym o jeszcze jednym świetnym miejscu! Park Narodowy Chamarel i siedmiokolorowa ziemia. Ja wrzucam Ci zdjęcia, które robiliśmy przy dosyć niesprzyjających warunkach oświetleniowych, ale podobno, podczas super słońca, te kolory wybijają się jeszcze bardziej. Fajny widoczek… taki… kosmiczny :) No i zaraz obok masz wodospady… niewielkie (ten NIESZCZĘSNY brak deszczu), ale są :)
Mauritius z przyjaciółką
Wiem, że to najmniej prawdopodobny scenariusz, ale muszę powiedzieć Ci jedno. JEŚLI JEDNAK, wybierzesz się tam z przyjaciółką, nie naróbcie sobie wstydu, opalając się topless. Mauritius ze względów religijnych nie jest specjalnie przychylny gołym cyckom na słońcu :) Nocnego życia nie zażyłam, więc nie wiem jak ono wygląda, ale wiem, że możesz się tam czuć bezpieczniej niż w Egipcie :) 50% społeczności to hindusi, 30% to chrześcijanie, a islam to tylko 14% populacji, więc szanse na to, że Cię koleżanka sprzeda za 10 wielbłądów marne (z resztą, nie mają tam wielbłądów, a nie wiem, czy jest jakieś inne zwierzę, które byłoby wymienne na kobietę) ;)
Jeśli jednak nastawiasz się na wyjazd relaks, spa, regeneracja, masaże, bicze wodne, maseczki z pyłu wulkanicznego i inne smakowitości, sprawdź po prostu ofertę dobrych hoteli, które świadczą takie usługi. U nas na przykład była cała gama masaży, z której najbardziej zapamiętałam masaż „pregnant to be”, ale tak jak wspominałam Ci w pierwszym wpisie, wolałam nie ryzykować, bo stwierdziliśmy z Maćkiem, że jeśli ten masaż robi facet, to może lepiej sobie odpuścić, żeby nie przywieźć z Mauritiusa dziecka z hinduską kropką na czole ;)
NIESPODZIANKA :)
Niezależnie od tego, w jakiej konfiguracji postanowisz wybrać się na wakacje (nie tylko na Mauritius), jeśli zdecydujesz się wyjechać z Rainbow, na hasło „kkbakurainbowtrip”, otrzymasz 2% zniżki.
Szczegóły:
1. Kod możliwy jest do zrealizowania w salonach firmowych Rainbow (link do biur tutaj) oraz call center. Lista salonów firmowych wyświetli Ci się tylko wtedy, gdy wybierzesz miasto i zaznaczysz „salony firmowe”.
2. W biurze lub kontaktując się z call center (tel. 42 680 38 51 lub 801 310 801) podajesz kod zniżkowy: kkbakurainbowtrip
3. Kod jest ważny dla wszystkich wyjazdów z oferty Rainbow z datą wyjazdu nie późniejszą, niż 31.03.2017