O prawdziwej kości niezgody pomiędzy mną a Maćkiem. Kto ma rację?

O prawdziwej kości niezgody pomiędzy mną a Maćkiem. Kto ma rację?

Do tej pory byliśmy zgodni, co do wszystkich naszych wyborów. Byliśmy gotowi na dziecko w tym samym momencie, zgodni co do wyboru dom kontra większe mieszkanie, miasto czy wieś… mamy ten sam gust do wnętrz, odpowiadają nam te same formy spędzania wolnego czasu, bawią te same żarty… niesamowicie zgodne z nas stworzenia jeśli chodzi o wybory życiowe (i te bardziej i te mniej strategiczne). Po 4 latach małżeństwa musiał się jednak trafić wyjątek, który potwierdzi regułę naszej zgodności. Co ciekawe, w całej tej sytuacji, najwięcej zamieszania wywołał niejaki Ozzy – bohater bajki dla dzieci, na którą wybraliśmy się wczoraj całą rodziną. Ale po kolei. Zacznijmy od tego, co w ogóle jest tą naszą kością niezgody.

Chodzi o… psa, o którym marzę już od dawna. Dla mnie pies był naturalną koleją rzeczy. Jest dziecko, jest dom, jest ogródek… musi być i pies, który będzie towarzyszem mojego czytania książek na tarasie i szaleństw Matiego z piłką. U nas psy były w domu od zawsze. Najpierw owczarek niemiecki, później owczarek szkocki colie, po nim kolejny tej samej rasy, a po nim jeszcze jeden, w parze z bernardynem. O każdym z tych psiaków mogłabym opowiadać Ci milion historii, przy których płakałabyś i ze śmiechu i ze wzruszenia. Moje dzieciństwo bez psa, byłoby zupełnie innym dzieciństwem. Nie nauczyłabym się tak szybko odpowiedzialności, nie poznałabym w tak młodym wieku czym jest przyjaźń, bo to właśnie pies, był moim pierwszym przyjacielem. Później już jako studentka, kupiłam wymarzonego pieska śmiesznej rasy cocapoo, czyli połączenie pudla i spaniela. Niestety piesek wolał bardziej ode mnie moją mamę i podwórko w moim rodzinnym domu. Nie miałam serca trzymać go w 38-metrowym mieszkanku, więc Xavi został z mamą. I jest do tej pory. A Mati wręcz za nim piszczy z wrażenia.

Widzisz? Ja jestem do psiaków przyzwyczajona od małego. Nigdy nie spodziewałam się, że mój własny prywatny mąż będzie miał inne zdanie w tej kwestii. BU…

Wiesz jaką rasę kocham? Samoyedy. Takie piękne białe kulki :) A już najlepiej bernardyn, ale właśnie jesteśmy na etapie planowania ogrodu, więc wolałabym nie ściągać do domu od razu tarana :) No, ale co mi po tym czy ja chcę samoyeda czy bernardyna, skoro mój kochany mąż psa kategorycznie nie chce? Lubi psiaki, chciałby mieć, ale twierdzi, że to będzie zbyt duży kłopot i obciążenie. No i co ja mam zrobić? Jak mam go przekonać? Próbowałam prośbą, próbowałam groźbą… NIE I KONIEC. Celowo, zabrałam wczoraj chłopaków na „Ozzy’ego”. To bajka wyprodukowaną przez studio filmowe Capitán Araña, które po 20-stu latach współpracy z wytwórnią Walta Disneya, postanowiło zrealizować samodzielnie pełnometrażowy, animowany film dla dzieci. Opowieść o pokonywaniu swoich wewnętrznych barier. O tym, że w każdym z nas drzemie superbohater, tylko trzeba w niego uwierzyć. I że przy pomocy przyjaciół można pokonać wszystkie trudności. To główne wartości dla dziecka, którymi podstępnie namówiłam Maćka na seans (Maciek na bajkach dla dzieci zazwyczaj zasypia, a później jęczy, że bolą go plecy bo fotele w kinie do spanie nieprzystosowane… niewiarygodne :) Ale tym razem plan był inny. Przez cały seans podniecałam się więzią psiaka z dzieckiem i jego poczuciem przynależności do rodziny, Maciek natomiast kiwał głową ze zrozumieniem, kiedy okazało się, że rodzina Ozzy’ego musi oddać go do hotelu dla zwierząt na czas wyjazdu do Japonii. Ja mówiłam: „Widzisz, jak fantastycznym przyjacielem dla dziecka jest pies?!” zadowolona z tego, że wpłynę podprogowo na Maćka, a tu zonk… Maciek odpowiadał: „Nooo, i jakim kłopotem podczas wyjazdów na wakacje!”… no i tyle z mojego chytrego planu.

Co prawda wydaje mi się, że po obejrzeniu Ozzy’ego serducho Maćka, jakby trochę stopniało. Emocje, piękna muzyka, śmieszne dialogi… nawet takie zatwardziałe jednostki jak Maciek, przy takich obrazach miękną :) Mam cichą nadzieję, że zyskałam jednak delikatną przewagę. Będę dawać znać z linii frontu. Trzymaj za mnie kciuki! A Ozzy’ego polecam Ci na weekend zdecydowanie. Właśnie wszedł do kin. Spodoba się i Wam i dzieciakom. Kapitalna produkcja, przy której popłaczesz się i ze śmiechu i ze wzruszenia, a Twoje dziecko nauczy się czym jest przyjaźń i lojalność. Poniżej wklejam Ci trailer i kilka kadrów z bajki. A te zdjęcia na górze to moje prawdziwe psiaki, z którymi się wychowywałam :) Jeszcze się nie poddaję. Mam nadzieję, że lawina komentarzy o tym, jak to super jest wychowywać dziecko z psem, w połączeniu z bodźcem „bajkowym” sprawią cud ;)