[vc_row][vc_column][vc_column_text]
Miałam wtedy 9 lat. Los pokierował naszym życiem tak trochę… pod prąd. Nie użalam się nad sobą. Nigdy tego nie robiłam. Wtedy też nie zastanawiałam się dlaczego akurat naszą rodzinę spotyka taki los. Nic tym bym nie zmieniła. A najważniejsze, to działać wtedy, kiedy coś idzie nie po naszej myśli. Nie dać się, i próbować znaleźć wyjście z sytuacji. Wtedy, nic ode mnie nie zależało. Nie mogłam zrobić nic. Ale radzić sobie jakoś trzeba było. Wiecie co robiłam? Każdego wieczora, kiedy kładłam się spać, MARZYŁAM. Marzyłam o tym, jak to będzie kiedy już dorosnę, kiedy będę mogła kierować swoim życiem. Mając 9 lat miałam zaplanowane całe moje dorosłe życie. Wiedziałam nawet, w jakich ubraniach będę chodziła na imprezy! Traf chciał, że nieświadoma swoich „ikon mody”, zainspirowałam się lateksowym strojem „przydrożnej pani”. Całe szczęście, że Spice Girls kilka lat później lansowały podobną modę, więc moja miłość do lateksów mogła trwać bez zakłóceń. :) Oprócz lateksów w zielonym, żarówiastym kolorze, miałam jeszcze kilka innych marzeń dziecięcych i kilka tych bardziej dorosłych (chociaż wtedy lateksy wydawały mi się jak najbardziej dorosłe :) ).
Marzyłam o domu. Od zawsze marzyłam o domu. Domu pełnym ludzi, pełnym gwaru. Domu, w którym nikomu nie przeszkadzają głośne, roześmiane dzieci, w którym wszyscy – niczym w filmach amerykańskich – będziemy zasiadać do śniadania. Codziennie, tak samo zaspani, tak samo niepoprawni, tak samo kochający się bez względu na wszystko. I kiedy tak sobie marzyłam, moje myśli docierały do dwóch momentów. Do Świąt Bożego Narodzenia, kiedy w moim domu z marzeń cała rodzina zbierała się przy pięknej, błyszczącej choince i wieeeelkim jadalnianym stole i śmiała się całą noc. Tak. Śmiała się. Zawsze marzyłam o tym, żeby moja rodzina była roześmiana od ucha do ucha.
Moje myśli docierały do jeszcze jednego momentu. Do tego momentu, który właśnie nastał. Przełomu lata i jesieni. Co prawda, w moich dziecięcych marzeniach, wieczory były cieplejsze a zachody słońca bardziej złociste niż te warszawskie, ale zawsze wyglądały tak samo. Siedziałam na werandzie mojego domu, na bujanej ławce na łańcuchach (pamiętacie tą ławkę ze „Szkoły Uczuć”? Pokochałam ten film właśnie za zwizualizowanie moich dziecięcych marzeń). W moich marzeniach, na tej wymarzonej ławce, otulona kocem… piszę książkę. Nigdy nie marzyłam o tym, że będę szczęśliwą żoną, przystojnego, kasiastego męża z wielkim samochodem. Nigdy nie marzyłam o tym, że życie potraktuje mnie pobłażliwie i nie będę musiała pracować. W moich marzeniach od zawsze byłam kobietą zaradną, wykształconą i spełnioną zawodowo. Ale ta zaradna, wykształcona i spełniona zawodowo kobieta z moich marzeń, codziennie wracała do domu, w którym czuła się najlepiej. W którym wypoczywała i nabierała sił na kolejny dzień. W którym potrafiła zregenerować się na tyle, żeby jeszcze pisać tą książkę z marzeń.
Wiecie już czym jest ta książka, prawda? To ten blog. Właśnie piszę tą książkę. Ale nie na białej ławce na łańcuchach, tylko przy białym stole w naszym warszawskim mieszkaniu. I coraz bardziej męczy mnie ten biały stół. Bo ja bym chciała tą białą huśtawkę JUŻ. Ale dom to już dom. Trzeba wiedzieć gdzie ten dom powinien być. A ja tego nadal nie wiem. Szukam. Ciągle szukam. I boję się tego, że zdecydujemy się na miejsce, którego nie będę czuła. Które nie spełni moich marzeń o białej huśtawce. Aaaa… no właśnie. Bo ja Wam czegoś nie powiedziałam. Otóż moje marzenia sukcesywnie się spełniają. Oprócz tych o lateksie, ale jeśli uda mi się schudnąć do wymarzonych rozmiarów obiecuję tu i teraz, że będzie sesja w lateksie na blogu parentingowym – Bakusiowo.pl :) A co :) Marzenia to marzenia :)
Kiedy jedziemy nad morze, czuję, że w życiu brakuje mi morza. Kiedy jadę w góry, czuję, że to właśnie góry pozwalają mi odetchnąć pełną piersią. Kiedy jadę na lubelszczyznę do mojego rodzinnego miasteczka, czuję, że tam byłoby nam dobrze bo bylibyśmy wśród masy znajomych. Kiedy odwiedzam moją babcię na mazowszu upajam się każdym wieczorem z romantycznymi cykadami i rechotaniem żab w tle. A kiedy przebijam się przez centrum Warszawy, z nieukrywaną dumą omijając korki tylko nielicznym znanymi, bocznymi uliczkami, czuję, że bez tego pędu, bez tego zgiełku i ulubionych piosenek w zaciszu moich czterech kółek też nie potrafię żyć. I jak znaleźć ten kompromis?
W moich marzeniach, przy białej werandzie z ławką na łańcuchach, zawsze rosła brzoza. Brzózka, którą miałam kochać, i z którą miałam przeprowadzać codzienne monologi szukając inspiracji na kolejne strony mojej „książki”. W moich marzeniach do lasu na grzyby miałam kilka minut pieszo, a nad wodę kilkanaście minut rowerem. W moich marzeniach, weranda z huśtawką na łańcuchach otulona była świeżym powietrzem i ciepłem rodzinnych uczuć. Ciepło rodzinnych uczuć już mam. Moją „książkę” też. Ale gdzie jest ta wymarzona weranda? Tak bardzo chciałabym już poczuć to świeże powietrze i otulona kocem napisać Wam, że kolejne marzenie się spełniło…
Bakusiowa Mama:
Sweter – prezent od najmodniejszej cioci świata, zabijcie, nie wiem jaka marka
Top – Zara
Legginsy – Calzedonia
Buty – Tommy Hilfiger
Torebka – Guess
Laptop – Acer Aspire S7
[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row]
Pięknie. Myślę, że ciężko znależć swoje idealne miejsce, zawsze będziemy za czymś i kimś tęsknić. Najważniejsze aby pięlęgnować wspomnienia z danych miejsc i w trudnych dla nas momentach je przywołać. Mi to pomaga :).
Pozdrawiam Kasia
Czytam choc oczy juz mi sie zamykaja..;)A wiesz co najgorsze?,ze mozesz znalezc ten wlasnie wymarzony dom i zakochujesz sie w nim…a pozniej tracisz ;/ Pisze z doswiadczenia i choc minelo 8lat wciaz w snach jestem w takim wlasnie moim wymarzonym miejscu ,w mieszkaniu wielkosci domu w ktorym moglam narysowac na scianie konia o rzeczywistych rozmiarach,w ktorym kominek siegal sufitu ,a wszystkie pomieszczenia prowadzily do siebie starymi otwieranymi na cale sciany drzwiami,gdzie deski skrzypialy,a okna byly wielkosci niewyobrazalnej… do dzisiaj mam klucze i za kazdym razem jak jestem w PL zastanawiam sie czy ktos tam mieszka?czy ktos zamalowal mojego konia?..dobranoc ;)
:( teraz ja czytam, choć oczy mi się zamykają. I czuję to co napisałaś całą sobą… i tak bardzo nie chcę tego już dłużej czuć :(
Wiesz… a ja mam takie moje wymarzone mieszkanie, może nie idealne, nie takie duże, ale moje, moje własne i mojej rodziny. Niestety tak daleko od rodziców i rodzeństwa, że czasami nie wierzę, że jestem tak daleko od Nich. I chociaż jest tu rodzina mojego Męża, i zawsze mogę na Nich liczyć, to no nie to samo. Bardzo długo zastanawiałam się czy to jest to właściwe miejsce, i do tej pory nie wiem! Tak jakoś wyszło po prostu, i wierzę, że tak miało być! Najważniejsze, że mam Ich Dwóch przy sobie! :) a reszta sama się ułoży.
No właśnie… może jeszcze czekają Cię zmiany. A może nie. Ale coś czuję w kościach, że to „nie koniec” :)
Wiesz co tak czytajac ten wpis mysle sobie….. ze Ty wszedzie bylabys szczesliwa a wiesz dlaczego bo masz obok siebie kochajacego meza i Bakusia to oni daja ci poczucie bezpieczenstwa i fajnego poczucia gdziekolwiek sie nie znajdziesz. A fizyczne miejsce na dom napewno kiedys gdzies poczujesz ze to tu- życze Ci tego :)
Dziękuję Ci Gosiu :* Jakie to piękne, spotykać na swojej drodze tak życzliwe osoby. Mam nadzieję, że kiedyś „wyjdziemy z tych internetów” :) :*
Czytając Twoje wpisy Bakusiowa Mamo utwierdzam się w przekonaniu, że jesteśmy do siebie podobne i mamy wiele wspólnego. Czasem mam nawet wrażenie że czytam o sobie :) Także pochodzę z lubelszczyzny, jestem młoda mamą, która pracę w korporacji i szpilki zamieniła na macieżyńtwo i trampki, przeżywałam trudne wybory lokalowe które zakończyły sie budową domu itd…
Moje marzenia się spełniły, mam kochającą rodzinę, męża, na którego zawsze mogę liczyć i dwie córki zawsze radosn i uśmiechnięte, znalazłam też swoje wymarzone miejsce na ziemi, blisko las i woda i to o krok na wschód od Warszawy – to nasz azyl i nie wyobrażam sobie innego miejsca. Wschód słońca na tarasie z kubkiem gorącej czekolady, dzieci bawią się w ogrodzie na własnym placu zabaw zrobionym przez Dziadka, a z balkonu sypialni oglądamy zachody słońca…
Tobie także Bakusiowa mamo życzę aby Twoje marzenia się spełniły! Bo szczęście jest na wyciągnięcie ręki, trzeba się tylko odważyć po nie sięgnąć!
Jeden z najpiękniejszych komentarzy jakie widział ten blog! Proszę o więcej… rozpływam się :) :) :)
Lubię do ciebie zaglądać, lubię czytać i patrzeć na zdjęcia. Dziś jednak wzruszyłaś mnie na maksa. Mamy bardzo podobne marzenia, ja też marzę o domu o ogrodzie… i huśtawce. Życzę Ci aby wszystko pomalutku się spełniło :) Bardzo żałuję, że nie było okazji do dłuższej rozmowy na seebloggers
No to przyjeżdżaj do Warszawy na kawę! Albo winko… albo dwa (wytrawne przejdą bo mało kalorii ;) )
Ja mieszkam na wsi i cieszę się ogromnie,tutaj mogę się wyciszyć,boso chodzić po porannej trawie,leżeć na huśtawce w środku nocy i oglądać gwiazdy,ale czegoś mi czasami brak…brak mi tego szybkiego,miejskiego życia. Zawsze mogę wsiąść w auto i być tam za 15 min.poczuć to,żeby zaraz zatęsknić za wsią i tym spokojem. Myślę,że tak naprawdę człowiek nie do końca wie czego chce :)
Ajjjjj rossssaaaa, ajjjj gwiazdy na „wiejskim” niebie. To jest to! Wiesz co. Dociera do mnie, że chyba ten domek, który teraz chcemy kupić to tylko poczekalnia, na jakieś 30 lat. A na piękną, złotą starość gdzieś nas wywieje, żeby się tymi gwiazdami pocieszyć we dwójkę <3
Piękna kobietka z Ciebie :)
Ojoj dziękuję, ale akurat te zdjęcia jakieś takie.. stare na tej twarzy, jakbym miała z 70 lat :)
Jak to się mówi: wszędzie jest dobrze, gdzie nas nie ma
AMEN :)
co sie stało kiedy miałaś 9 lat?
Czy właśnie ten obecny mąż jest „kasiastym mężczyzną „. Bardzo mi się podobasz jesteś taka modna. Zawsze w swoich wyobrażeniach myśle ze za pare lat bd pracowac w biurze, nosic drogie ubrania
Hahaha, no mi raczej chodziło o kasiastego z odrzutowcem, prywatnym lotniskiem i trzema willami w Beverly Hills ;) Mój mąż jest zwykłym facetem, ale dla mnie niezwykłym :)
Dlatego trzeba mieć mieszkanie w metropolii i domek w dziczy ;> My snujemy plany o tym drugim. Marzą nam się Mazury, drewniany dom z werandą i widokiem na jezioro z pomostem. Trzeba mieć do czego w życiu dążyć.
A Ty chudniesz w oczach. Przyhamuj trochę! :)
Staram się schudnąć bo obiecałam sobie, że dopóki nie polecę na wakacje z prawdziwego zdarzenia i nie przeparaduję się w bikini po plaży nie zajdę w drugą ciążę :) A, że instynkt mnie ciśnie i baaaaaaaaardzo mi się chce już drugiego bejbika trzeba się zabierać do roboty :)
Kocham Twoje teksty i przemyślenia ! Czytam i za każdym razem mam łzy w oczach :)
Nie płakaj :) To pozytywny wpis wbrew pozorom :)
Marzenia już chyba dobiegają spełnienia, bo z tego co czytam to budowa domu zakończona i tylko prace wykończeniowe wewnątrz. Gratuluję Ci sukcesów i świetnej książki, pełnej pięknych obrazów.
Ja sama marzę o drewnianym domku, ale położonym w miejscu w którym już mieszkam; miejscu otoczonym pięknym parkiem i małym laskiem, gdzie odwiedzają nas sarny, lisy, zające i piękne ptaki, np kowalik. No chyba, że gdzieś czeka na mnie z rodziną równie piękne miejsce, wtedy domek może być położony właśnie tam.
Hmmmm… :-) jeszcze tydzień i będę w moim wymarznym domu !!!!!! Tak marzenia sie spełniają :-) wprowadzamy się z moim kochanym mężem i dwójką chłopców :-) tam gdzie sypialnia ma kolor pudrowego różu a reszta domu jest raczej męska :-) tam gdzie jak wychodzi się na taras słyszy się własne myśli i żaby :-) jeszcze sporo pracy przed nami ale wiem warto …. p.s paznokci brak , ręce jak tarka i wiecznie te dresy :-) ale kanapki tam smakują jak nie z tej ziemi :-)
Nadużyłam słowa pięknie, ale czasem tak już jest, gdy czyta się piękne blogi z pięknymi zdjęciami i w dodatku robi się to w pięknym zakątku ;)
Hej Bakusiowa mamo ;)
Kiedyś też uwielbiałam te chwile ze sobą sam na sam ( ja i moje marzenia) …
Choć od jakiegoś czasu wątpię w swoje marzenia i pochłonięta codziennością nie poświęcałam ostatnio na to czasu.. (chyba zimowa chandra)..
Ty jesteś żywym przykładem że warto marzyć i mocno wierzyć w te marzenia. Podziwiam Cię i dzięki takim osobom jak Ty, zwykły szary dzień staje się dla mnie bardziej optymistyczny ;) .
Wpadam tutaj od czasu do czasu i zawsze napawam się jakąś pozytywną energią, chyba zacznę częściej tu zaglądać ;) Pozdrawiam
Ja od zawsze mieszkam w warszawie. Choc mielismy domek godzine drogi od warszawy – nie znosilam tam jezdzic. Dzis jestem juz dorosla. I choc lubie czasem ten ped warszawy, to lubie go tylko czasem. Teraz co raz powazniej zastanawiamy sie nad przeprowadzka na wies. do ciszy spokoju. Do miejsca gdzie nie ma zawisci, wtednosci, zlosliwsci. Gdzie jestesmy tylko my. I ptaki. I rzeka. A i bobra od czasu do czasu zobaczymy. Ja niedawno odkrylam gdzie jest moje miejsce – zdala od zlych emocji. A w miastach ich bardzo duzo. Za duzo.