Tych 10 rzeczy, zawsze znajdziesz w mojej torebce (plus jedna, którą na 100% masz i Ty).

Tych 10 rzeczy, zawsze znajdziesz w mojej torebce (plus jedna, którą na 100% masz i Ty).

O damska torebko! Królowo chaosu! Kto w Tobie chce coś znaleźć… Polegnie… Łącznie z właścicielką :) :) :) Też tak masz? Że zawsze, kiedy dzwoni do Ciebie telefon, musisz mieć go nie w tej przegródce, gdzie być powinien, a kiedy potrzebujesz włożyć monetę do wózka zakupowego, ale ani jednej nie jesteś w stanie znaleźć, pomimo tego, że kiedy potrząsasz torebką, ta krowa brzęczy?! Ja to jeszcze pół bidy. Jakoś sobie z tym moim burdello radzę. Ale biedny Maciej, kiedy czegoś szuka i w odpowiedzi dostaje informację, że znajdzie to w torebce, biedak przychodzi z tą torebką nawet do niej nie zaglądając, bo wie, że nie da rady się w niej odnaleźć :) Kiedyś chciał być dobrym mężem i zrobił mi w niej porządek… Ludzie! Ja w tym porządku jeszcze bardziej się pogubiłam!!! Dla mnie najlepsza torebka to taka, w którą wkładam rękę bez patrzenia i sposobem „na macando” wyszukuję to, czego potrzebuję. A, choćbym miała tam tonę niepotrzebnych rzeczy, to jest taki zestaw 10, które są w niej obowiązkowo Z-A-W-S-Z-E. Po prostu nie ma opcji, żebym wyszła bez którejś z nich z domu. Ciekawe które nam się pokryją :)

 

1. Wysłużony puder fixujący Smashbox. Te powycierane literki to właśnie efekt wydajności tego pudru. Podejdź sobie gdzieś do drogerii i zobacz czym się różni od reszty. Ma takie fajne metalowe „coś” co się kręci i wybiera Ci tego pudru tylko tyle, ile potrzebujesz. Ja swój noszę już pewnie z rok w torebce i używam właściwie zawsze, kiedy się maluję, plus poprawiam się w ciągu dnia w razie czego.

2.Jeszcze bardziej wysłużony od pudru pędzel Bobbi Brown, który ma jakieś 8 lat! Właściwie jedyna pamiątka po moim byłym narzeczonym, bo pierścionek oddałam, ale pędzla już ode mnie nie chciał ;) I całe szczęście, bo jest niezawodny, kapitalny i niezniszczalny. Warto zainwestować w dobrej jakości pędzle. Myję go szamponem bardzo często, bo mam świra na punkcie czystości moich pędzelków, a on jak był puszysty tak skubaniec jest! Szacun!

3. Telefon, który jest właściwie moim centrum dowodzenia i musi być zawsze naładowany i zawsze w zasięgu internetu, bo inaczej tracę kontakt z bazą :) Co prawda podobno nie jestem prawdziwą blogerką, bo nie siedzę na swoim prywatnym Facebooku i nie biorę udziału w „branżowych” dyskusjach, ale ja należę do osób, które bardzo cenią swój czas i nie lubią go trwonić na coś, co niczemu właściwie nie służy. Natomiast używam często messendżera, do kontaktu takiego samego jak mail. Tam już potrafię dogadywać szczegóły kampanii itd. Tak więc internet musi być. Właściwie to telefon zastępuje mi komputer i umożliwia dostęp do wszystkiego czego potrzebuję nawet kilka tysięcy kilometrów od domu. Jeśli chodzi o markę i model telefonu, to wcale nie sugeruj się tym, że używam iPhone’a. Kupiłam, bo miała być taka kosmiczna jakość zdjęć. I wiesz co Ci powiem? Uważam, że konkurencyjny Samsung robi lepsze zdjęcia, a przy okazji jest mniej problematyczny i kosztuje 2 tysie mniej. My 2 lata temu zmieniliśmy wszystkie sprzęty na Apple. Mamy iMaca, iPada, MacBooka, AppleTV i dwa iPhone’y… ten cały sprzęt, mogę skwitować Ci jednym słowem: PRZEPŁACILIŚMY. Owszem, ma swoje niekwestionowane zalety, ale prawda jest taka, że wcale nie jest taki olaboga intuicyjny i niezawodny jak to podkreślają jego szaleni zwolennicy. Owszem, współgra ze sobą fajnie i to jest jego plus, ale minusów znalazłabym o wieeele więcej. Tak więc polecam Ci wszystko, co w tym wpisie znajdziesz, ale jeśli chodzi o iPhone’a … jest fajny, ale nie najfajniejszy.

4. Powerbank ADATA – mój absolutny must have. Nie ma opcji, żebym ruszyła się bez niego z domu. Oczywiście kolor pewnie Cię nie zaskoczył :) Ale oprócz tego, że ADATA ma super fajne wizualnie powerbanki (różowe, srebrne, złote, grafitowe), to jeszcze naprawdę świetnej jakości. Maciek np. ma taki fajny, wodoodporny, który w razie potrzeby jest latarką. Super sprawa na wyjazdy. My, w podróże zabieramy wszystkie powerbanki jakie mamy w domu. Mamy ich 5. Wszystkie ADATA :) I tak jak sprzętów Apple nie polecę Ci w ciemno, tak te od ADATA jak najbardziej. My do tej marki przekonaliśmy się używając ich dysków przenośnych. W solidnej, gumowej obudowie, kompatybilne i z Windowsem i Linuxem (a wierz mi, że nawet dyski przenośne potrafią z Apple nie współpracować i musisz kupować program za 170 zł rocznie, żeby ich używać). Powerbanki są też przemyślane. Z jednego możesz ładować jednocześnie nawet 2 urządzenia. Sam ładuje się 5 godzin z hakiem. Jest moc :)

5. i 6. 2 pary okularów przeciwsłonecznych. Obowiązkowo obydwie pary w torebce, bo nigdy nie wiem w jakim stroju wyjdę z domu i które będą pasowały bardziej. Bez okularów jestem ślepa. Ja nie wiem czy ja mam jakieś wrażliwe oczy na słońce czy może jestem po prostu wampirem, ale łzy leją mi się strumieniami zawsze wtedy, kiedy chodzę w słońcu bez okularów. A już o prowadzeniu samochodu zapomnij! Nie ma opcji, żebym wsiadła za kierownicę bez okularów. Dla bezpieczeństwa mojego i reszty świata :) Jeśli chodzi o bryle to tak jak z resztą gadżetów, jestem minimalistką. Te Ray-Bany noszę od kilku lat. Obowiązkowo z polaryzacją, bo ja okularów nie kupuję dla znaczka, tylko dla jakości. Nie rozumiem po co płacić za okulary 500-1500 zł, podczas gdy jakością nie różnią się od takich ze straganu zupełnie niczym. Jak już płacić, to za coś konkretnego, a nie za sam znaczek. Te na górze, kupiłam przed wyjazdem na Mauritius. Bardzo długo szukałam okularów dobrej jakości, o kształcie, który będzie mi odpowiadał i wierz mi, że wcale nie było to łatwe, bo większość Armanich, Guczich i innych HugoBosów od tych straganowych różni się tylko dodatkowymi dwoma zerami przy cenie (wiem to od takiego fajnego sprzedawcy z salonu w Arkadii, który splajtował… oby nie przez prawdomówność tego chłopaczka) :) Te czarne okulary na górze to Prada. Z dobrymi filtrami, które moje oko rzeczywiście chronią. I na tym kończy się moja kolekcja. Dwie pary dobrych okularów mi w zupełności wystarczają.

7. Szminka Lancome L’Absolu Rouge. Kolejny hit, którego poszukiwałam długo dłuuuugo :) Pewnie już zauważyłaś, że nieczęsto pokazuję kolorowe kosmetyki. No po prostu nie mam Ci co pokazać, bo jak już trafię na coś super fajnego, to nie zmieniam :) Tej pomadki używam od roku… kurczę, a może i ze 2 lata? Jest idealna, z resztą jak wszystkie kosmetyki Lancome, których jestem absolutną fanką. Jako jedyna, ze wszystkich, które do tej pory używałam naprawdę nawilża usta. Daje bardzo naturalny efekt. Jeśli miałabym się wypowiedzieć na temat jej trwałości to… chyba za cienka w uszach jestem, żeby w takich kwestiach wyrokować. Za mało pomadek używałam w swoim życiu, żeby mieć jakieś sensowne odniesienie więc nie będę Cię tu czarowała. Trzyma się dopóki nie potraktuję jej kanapką, albo obiadem ;)

8. Portfel. Centrum dowodzenia nr 2. Jak mam portfel to wiem, że mam też dowód i prawo jazdy. Jedno spojrzenie w część z kartami i wiem, czy znów gdzieś posiałam kartę i trzeba szybko blokować, czy jednak są wszystkie. Jeśli chodzi o model, to tak jak z telefonem, niekoniecznie Ci go polecam i coś czuję, że niedługo go zmienię. Jest niewygodny. Kupiłam go, bo był złoty :) A ja do złotego mam słabość. No i miał mieścić mój telefon w środku, ale robi to z wieeeelkimi trudnościami. Tak więc ten model zdecydowanie nie. Jeśli natomiast o markę chodzi, to jestem jak najbardziej na tak. Większość galanterii skórzanej mam właśnie MK. I niezmiennie bawi mnie, kiedy kolejna już moja koleżanka mówi mi najnowszego z nowych niusa o tym, że Michale Kors PRZESTAŁ BYĆ ekskluzywną marką, bo jest zbyt popularny. Ja nigdy tej marki za ekskluzywną nie uważałam i uważać nie będę. Ekskluzywne torebki to kosztują po kilka, kilkanaście tysięcy. MK to dla mnie dobra jakość za cenę, którą jestem w stanie dać za torebkę czy portfel. To marka sprawdzona, z którą nic się nie dzieje, która służy przez długie lata. Podoba mi się kolorystyka tych torebek, podoba mi się ich wykonanie i faktura. A, że (wiem, powtórzę się setny raz) cenię swój czas niesamowicie i nie znoszę zakupów, to nie spędzam lat świetlnych na poszukiwaniu perełek, tylko wchodzę do sklepu MK, albo FURLA i wiem, że znajdę tam to, czego potrzebuję. Torebkom za kilkanaście tysięcy nie mówię nie, tyle, że ja jeszcze jestem na tym etapie, że wolę taki hajs wydać na wycieczkę zagraniczną z mężem i dzieckiem, niż na torebkę. Ale są gusta i guściki. Nie neguję cudzych wyborów.

9. Mgiełka LUMENE to akurat nowość w mojej torebce, ale jestem tą marką szczerze oczarowana. Dostałam kilka produktów tej marki na SeeBloggers, więc około miesiąc temu, a efekty ich stosowania widzę już teraz. Co prawda mgiełka pewnie niedługo wróci na półkę, bo upały nam się kończą, ale dopóki było gorąco sprawdzała się świetnie i naprawdę dawała efekt nawilżenia. Do tej pory używałam zwykłej wody La Roche, ale ta skradła moje serce. Super produkt, a przy okazji pięknie pachnie.

10. Książka. Aktualnie „Kropki” Włodka Markowicza, które czekały na mnie kilka dobrych miesięcy. Kropki to był pierwszy film na YT, który obejrzałam (jestem totalnie anty jutubowa). A Włodek to właściwie pierwszy Youtuber, którego kanał obejrzałam od deski do deski, który przekonał mnie do tej platformy. Uwielbiam ludzi, którzy myślą. Wbrew pozorom, to bardzo rzadko spotykana umiejętność w dzisiejszych czasach :) Po kropkach pewnie przyjdzie kolej na kolejną książkę i niestety muszę zawieść spore grono dziewczyn, ale nie będzie to kryminał. Ja nie lubię się denerwować, a takie książki wywołują we mnie zbyt wiele emocji :) Jako nastolatka miałam przygodę z kryminałami i niestety, ale kończyło to się tak, że o 7 rano, zamiast wstawać do szkoły, ja właśnie kończyłam książkę :)  Z resztą ze mną i z książkami jest tak samo jak z moją babcią i serialami. Niby wiem, że fikcja, ale w sumie, to skoro ktoś to wymyślił, to musiał coś takiego przeżyć prawda? :) No. Także książka to obowiązkowy gadżet w mojej torebce, nawet wtedy, kiedy nie spodziewam się, że będę miała na nią czas. Gdyby policzyć jak często w ciągu dnia zaglądam do telefonu kontra do książki na 100% wygrałaby książka. Taka ze mnie staromodna molica książkowa :)

Na koniec mam dla Ciebie coś ekstra. Coś, co obstawiam, że w swojej torebce posiadasz i Ty. Coś, co znika z mojej torebki średnio raz na dwa tygodnie, a później w czarodziejski sposób znów powraca. Podobno stan kobiecej torebki odzwierciedla jej o stan umysłu… Hmm… jeśli to prawda, to z moim nie jest zbyt dobrze ;) 

No… także teges… te kwiaty na powyższych zdjęciach to tylko taki mój zmysł estetyczny. A to co widzisz tutaj, to też zmysł… tyle, że może bardziej artystyczny, niż estetyczny ;)