19 produktów, bez których nie wyobrażam sobie mojej kuchni

19 produktów, bez których nie wyobrażam sobie mojej kuchni

Od kiedy zaczęliśmy świadomie się odżywiać, nasze szafki kuchenne totalnie zmieniły swoją zawartość. Mamy często problem z podaniem zwykłego cukru gościom, bo na codzień go nie używamy. Nie mamy rosołków smakowych, veget, fixów i innych cudów. Chociaż muszę zwrócić honor kilku producentom, którzy poszli po rozum do głowy i wyczyścili swoje składy ze świństewek typu „glutaminian sodu” itd. Nam jednak wystarcza cała szuflada różnych przypraw. Ja jestem fanką tych orientalnych, a kolendrę dodaję gdzie tylko się da. Paradoksalnie, wraz z wyrzuceniem z naszej diety masy niezdrowych produktów, jemy dużo bardziej różnorodnie. Maciek szaleje w kuchni przygotowując czasem po dwa obiady dziennie, bo robi te przepisy, które sam wyszpera, a później te, które podpowiadam mu ja. Nawet chleb pieczemy sami! To znaczy Maciek piecze… ja mu czytam tylko składniki bo ja z moim aktualnym zakresem ruchowym nie jestem w stanie sięgnąć do niższych szafek czy szuflad bez spektakularnego stękania. No kula ze mnie niesamowita. To znaczy brzuch. Za chwilę rodzę a przytyłam 12 kilogramów. W porównaniu z trzydziestką z pierwszej ciąży – SZACUN! Myślę, że głównym sprawcą jest moja zmiana diety. Ale o tym pisałam Ci w TYM WPISIE.

Przejdźmy może do tych 19 produktów, bez których nie wyobrażam sobie mojej, a właściwie to naszej… a właściwie to bardziej Maćka niż mojej… kuchni :) 

ZDROWE OLEJE:

Olej kokosowy – o nim chyba nie muszę Ci się rozpisywać prawda? To już raczej stały produkt w wielu domach. Pamiętaj tylko, żebyś wybierała taki tłoczony na zimno, nierafinowany.

Olej z awokado – obniża zły cholesterol, dzięki zawartości kwasu oleinowego. No i daje też świetne rezultaty przy stosowaniu zewnętrznym – stymuluje metabolizm kolagenu, dzięki czemu odmładza. Przenika bardzo głęboko i super odżywia. Tak więc nie żałuj sobie oleju z awokado. Jak nie wypijesz, to wetrzesz w skórę J

Olej z pestek dyni – bogaty szczególnie w cynk, który działa fantastycznie na… płodność u mężczyzn! A L-Tryptofan wpływa na naszą kondycję psychiczną i pomaga w koncentracji. Dodatkowo ma zbawienny wpływ na nasze jelita, a jak już pewnie wiesz, w jelitach kryje się tajne centrum dowodzenia naszym układem odpornościowym. Twoje jelita podziękują Ci za to, że o nie dbasz. Wiem co mówię!

Olej konopny – zawiera kwasy omega-3 i omega-6 oraz dużą ilość nienasyconych kwasów tłuszczowych, których nasz organizm nie potrafi sam wytworzyć. Pozytywnie wpływa na kondycję włosów, skóry i paznokci, wzmacniając je „od środka”. Jest bogaty w witaminy A i E, minerały, takie jak: żelazo, wapń, magnez czy cynk i super jakości białko.

Olej rzepakowy do smażenia – powiem Ci, że używam go dlatego, że kokosowy nadaje jednak charakterystyczny zapach potrawom, a dodatkowo, z tego co wiem, do smażenia nie nadaje się olej nierafinowany. Jeśli już muszę koniecznie coś podsmażyć na oleju, lepiej wybrać ten oczyszczony, czyli właśnie rafinowany, bo w takim oleju wytwarza się mniej szkodliwych substancji.

DODATKI DO KOKTAJLI:

Guarana – moje wybawienie w ciążowych zmaganiach z niechęcią do kawy. Tak, tak! Mam odruch wymiotny na widok ekspresu do kawy do dzisiaj! Coś strasznego. Teoretycznie guarana powinna pobudzać bardziej niż kawa bo ma więcej kofeiny, ale przyznam Ci się szczerze, że różnicy pomiędzy tymi dwoma nie widzę… ważne jest jednak to, że guaranę mogę sobie dodać do koktajlu, a kawę już niespecjalnie. Kawę już muszę parzyć i wąchać ten okropny zapach, który kiedyś kojarzył mi się z największym frykasem świata :) Ach ta ciąża :)

Białko z konopii – jak widzisz, mam jakieś dziwne zamiłowanie do konopii :) A muszę Ci się przyznać, że akurat pasjonatką tych indyjskich wcale nie jestem :P Te jednak dają mi trochę więcej bo przy mojej awersji do mięsa i nabiału, naprawdę ciężko o spożycie odpowiedniej ilości białka w ciągu dnia. Białko z konopii, w odróżnieniu od tych wszystkich odżywek smakowych, którymi raczyłam się chodząc na siłownię, jest naturalne i nie ma w swoim składzie słodzików i miliona E. Mogę je sobie dosypać do koktajlu i wypić z pysznym banankiem, czy innym jarmużem :)

Młody jęczmień – pięknie oczyszcza organizm (teraz w ciąży muszę na niego uważać, bo wszelkie toksyny jakie uwolnię, trafią do dziecka… dlatego też bardzo cierpię, bo przez karmienie piersią nie będę mogła zrobić na przykład detoksu dr Dąbrowskiej, a tak bardzo już czuję, że po tych wszystkich ciążowych wybrykach by mi się przydał taki reset dla organizmu… no, ale nie można mieć wszystkiego prawda? A wracając do młodego jęczmienia to polecam Ci go też dlatego, że dba o równowagę kwasowo-zasadową i uzupełnia niedobory witamin i minerałów. Bomba odżywcza… jak wszystko co młode.

 

Agar zamiast żelatyny – kiedyś kochałam galaretki. Dopóki nie dowiedziałam się z czego jest żelatyna :( Ja jestem straszliwie wyczulona na takie obrzydliwości jak kurczak, który dopiero co chodził na nogach (chociaż te hodowlane niespecjalnie są w stanie chodzić), krew w kaszance (którą uwielbiałam dopóki nie dowiedziałam się dlaczego jest brązowa), flaki… we flakach (bo to flaki), a ostatnio włączyła mi się nawet awersja do rosołu. I wierz mi, ja naprawdę nie chcę tego mieć! Ta bujna wyobraźnia jest moim przekleństwem w kwestii jedzenia. Na szczęście, przynajmniej dla żelatyny znalazłam alternatywę. AGAR, czyli ekstrakt z wodorostów :) Jest super naturalny, a co ciekawe, działa jeszcze lepiej niż żelatyna! Żeluje 8 razy mocniej, dzięki czemu radzi sobie nawet z kiwi i truskawkami, przy których żelatyna niestety wymięka.

Syrop z agawy – zamiast cukru. Syrop z agawy jest przez jednych wychwalany pod niebiosa, przez innych wyśmiewany. Ja tam go używam bo dla mnie wystarczający jest niski indeks glikemiczny i neutralny smak, którego nie gwarantuje mi np. miód. Słodzę nieczęsto, ale jeśli już muszę, wolę to zrobić fruktozą niż białym szatańskim cukrem :)

Tahihi – mam ją zawsze. No po prostu zawsze. To moja baza do hummusów, które robię sobie w ramach dipu do selera naciowego :) Można dostać taką 100% z sezamu. Na przykład ta ze zdjęcia to czysta pasta sezamowa. Ale radzę uważać, bo obok może stać ciut tańsze dziadostwo naszpikowane chemią, które wyrządzi więcej krzywdy niż pożytku.

 

Panier z ciecierzycy – idealny zamiennik bułki tartej i soli. W składzie jest już sól więc nie trzeba nic dodawać. Teoretycznie można też po prostu używać mąki z ciecierzycy i wyjdzie na to samo, tylko paradoksalnie samą mąkę trudniej dostać niż ten wszechobecny panier :) Co by nie było – polecam zmianę! Smakuje pysznie!

Nasiona Chia – no to już jest produkt hit. Po prostu do wszystkiego! Możesz ich używać do puddingów, do wypieków, do koktajli. Ja jestem od nich uzależniona. Mają więcej kwasów omega-3 niż łosoś atlatycki, więcej wapnia niż osławione mleko i więcej żelaza niż szpinak. No heloooł :)

Kakao i Karob zamiennie – Karob najczęściej podaję Matiemu jako zamiennik kakao. Jest po prostu słodszy, dzięki czemu bardziej „pod dziecko”. Zawiera zdecydowanie więcej wapnia niż kakao, więc jak znalazł dla czterolatka. Na kakao jednak się nie obrażam, tyle, że takie prawdziwe, ekologiczne, a nie jakieś dziwne granulaty z przymilnym misiem czy innym zwierzakiem na opakowaniu, który jest wilkiem w owczej skórze, bo skład takiego granulatu woła o pomstę do nieba.

Len i siemię lniane – głównie jako składnik do chleba bez mąki. Robimy z Maćkiem taki fajny chlebek, w którym nie ma właściwie ani odrobiny mąki. Jest len mielony, siemię lniane, słonecznik, migdały, trochę syropu z agawy i chyba płatki owsiane? Hmm… teraz nie pamiętam, ale chlebek jest mistrzowski. Kroi się znakomicie, jest super sycący. No po prostu bomba!

Musli OneDayMore. Zostawiłam je jako wisienkę na torcie. Musli, do którego składu po prostu nie można się doczepić. Produkt premium, półka najwyższa, konkurencja zamieciona. Jeśli jakakolwiek konkurencja dla takich składów w ogóle istnieje. O OneDayMore opowiadałam Ci kilka wpisów temu. Ale jeśli w jakiś cudowny sposób je przeoczyłaś wskakuj od razu TUTAJ do sklepu internetowego i podziwiaj te cuda! Mieszanek musli OneDayMore jest dokładnie 16 w dwóch wersjach – domowej, w tubach TUTAJ i takiej na miasto, w kubeczkach, które pokazuję Ci powyżej, a wszystkie rodzaje zobaczysz TUTAJ. Na zdjęciu powyżej możesz podziwiać naszą prywatną kolekcję ;) Kiepsko widać napisy więc możesz wejść TUTAJ i wszystko przeczytać. Z resztą, nie ma na zdjęciu wszystkich. Każdy rodzaj rozpisany od A do Z. Wypisany każdy składnik, co, gdzie, jak i dlaczego. To jest właśnie to co ja chwalę. Jeśli produkt jest dobry to producent się tym chwali i nie ma nic do ukrycia.

Na początek polecam Ci Musli Zimowe (TUTAJ), Dla Dzieci (TUTAJ), Męskie (TUTAJ), Dla Skoncetrowanych (TUTAJ) i Leciutkie (TUTAJ). Mam też #PotwierdzoneInfo o aktualnej promocji. Przy zakupie min. 3 dowolnych produktów, w tym Musli Kobiecego lub Musli od Serca, otrzymujesz aż 20% rabatu na całe zamówienie! Wskakuj więc do sklepu TUTAJ i szalej. W tym sklepie możesz bo wyjdzie Ci to zdecydowanie na zdrowie :)

PS. Dziewczyny, które kupiły musli po ostatnim wpisie (a wiem, że było Was naprawdę sporo) – odezwijcie się w komentarzach i dajcie znać jak Wasze wrażenia!

A na koniec jeszcze informacja z ostatniej chwili. Właśnie dotarł do mnie nowy produkt od OneDayMore – Snacks! Ja nie wytrzymałam i pochłonęłam podczas nocnej posiadówki nad pisaniem książki Snacks! z Rodzynkami w Czekoladzie (TUTAJ) (tak mnie kusiły, że nawet nie wytrzymałam do zdjęcia i przyznaję się bez bicia, na zdjęciu opakowanie jest puste… spójrz w okienko opakowania :) ) Pozostałe 3 opakowania pochłonął Mati podczas oglądania bajki. Gość nie lubi rodzynek, a tym, zajadał się jak najlepszymi słodyczami :) Skład standardowo hitowy, opakowanie poręczne… Kurczę… Kibicuję tej marce z całego serca! Rozwijajcie się pełną parą, bo takich właśnie produktów brakuje na polskim rynku! Resztę Snacks’ów obejrzysz TUTAJ. Smacznego :)