W końcu nadszedł TEN dzień!

W końcu nadszedł TEN dzień!

Zaczynałam już wątpić. A ja wątpię bardzo rzadko. Zaczynałam już dawać za wygraną. A ja nigdy się nie poddaję. Zaczynałam już się zastanawiać czy wszystko ze mną w porządku. To akurat standard. Standardowo, kiedy muszę podjąć poważną decyzję zatrzymuję się w miejscu jak sparaliżowana i analizuję wszystkie za i przeciw. A ta decyzja była tak poważna, że w pewnym momencie bałam się, że nie zdecydujemy się nigdy. A jednak… Udało się! Kolejne Święta Wielkanocne zrelacjonuję już z naszego wymarzonego domu! Ba! Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to spędzimy tam już tegoroczne Boże Narodzenie! Jestem taka szczęśliwa!

O tym, że zmęczył mnie już pęd miasta pisałam Ci wielokrotnie. O tym, że potrzebuję oddechu wspominałam w co drugim wpisie. Pisałam o „brzózce” pisałam o „huśtawce”. Pisałam o pokoju z marzeń dla mojego synka. To o czym pisałam było tylko cząstką tego, co wirowało w mojej głowie codziennie kiedy wracaliśmy z pracy do naszego mieszkania na warszawskim Bródnie. Centrum pod nosem, park pod nosem, siłownia, basen, sklepy. 15 minut do pracy i mojej i Maćka. Fantastyczna miejscówka dla młodego małżeństwa. Fantastyczna, bo wiedziałam, że to przejściowy etap w moim życiu. Wiedziałam, że zmiana kiedyś nastąpi. Nie wiedziałam tylko, że tak szybko. W sumie nie powinno mnie to dziwić, bo moje życie obfituje w same wydarzenia z cyklu „nie wiedziałam, że tak szybko”. Dziękuję Ci Boże, że na razie dotyczy to tylko tego, co pozytywne… i może niech już tak pozostanie co? ;)

Nasz dom nie będzie jakąś wielką, nowoczesną willą. Nie będzie basenu, nie będzie podziemnego garażu. Ba! Nawet piwnicy nie będzie. Ale będzie przestrzeń, której tak bardzo potrzebujemy, będzie kuchnia ze zlewem pod oknem, przez które będą wpadały poranne promienie słońca, będzie jadalnia z pięknym białym stołem i oknami do samej ziemi a w powietrzu będzie się unosił zapach palonego drewna w kominku. Maciek będzie miał nareszcie miejsce na swoje śrubokręty i młotki, a kiedy znów znajdę piłę w jego bieliźnie będę już pewna, że „coś jest na rzeczy”. Mati będzie miał swój pokój z łóżkiem-domkiem, o którym pisałam Ci jakiś czas temu. A ja będę miała własny, wymarzony gabinet. Miejsce, w którym od podłogi po sufit będą piętrzyły się moje książki, miejsce,  w którym będę mogła się wyciszyć i pisać, pisać, pisać… Jest jeszcze jedno pomieszczenie. Jeszcze jeden pokój, który całej naszej trójce przyniesie najwięcej radości. To pokój dla drugiego dziecka, którego tak bardzo pragniemy z Maćkiem. Wiem, że w końcu się uda. Musi się udać! :)

Większość już zaplanowana. Całe szczęście, że byliśmy zgodni co do stylu i kolorystyki. Już teraz mogę Ci zdradzić, że modnego Skandi u nas nie uświadczysz. Ja uwielbiam przytulne wnętrza. Coś w stylu myPINKplum. Kocham jej wnętrza! Uwielbiam! Wielkie UFF, bo Maciek też, a Mati jeszcze nie mówi w naszym języku więc jego uwag nie jesteśmy w stanie wziąć pod uwagę. W naszym domu będzie królowała biel przełamywana szarością i pastelami. Ale biel klasyczno-prowansalska, nie skandynawska.

Spodziewaj się niedługo projektu kuchni i masy pytań o sklepy z dodatkami, strony z inspiracjami. Albo nie! Już pytam! Jeśli masz jakieś fajne strony, blogi wnętrzarskie, sklepy z meblami i dodatkami zostaw mi w komentarzu. Jakoś się odwdzięczę. Z chęcią zaprosiłabym Was wszystkich na parapetówkę, ale zagląda Was tu 40 tysięcy osób miesięcznie, a to już „troszkę” przekracza moje możliwości :) Ale obiecuję! Odwdzięczę się za każdą radę. Jakoś na pewno… :)