Dlaczego spędzam Sylwestra w domu?

Dlaczego spędzam Sylwestra w domu?

Nigdy nie przepadałam za Sylwestrem, wiesz? To znaczy samą ideę świętowania Nowego Roku czułam jak najbardziej, ale za tą ideą idzie przymus imprezowania akurat w tę noc, w tych godzinach… „bo wszyscy”. A ja bardzo nie lubię być przymuszana do czegokolwiek. Są takie dwa zdania, których nie cierpię: „muszę to zrobić” i  „wszyscy tak robią”. Brrr, aż mną wzdrygnęło. Każde z nich automatycznie wykręca mój tułów w drugą stronę i włącza tryb ucieczki. Dziwne to, wiem. Bo w sumie to o co mi chodzi? Jest taka data, jest taki dzień, nikt Ci droga Malwino szurać po parkiecie przecież nie nakazuje. Ale od kiedy pamiętam, czułam taką sylwestrową powinność imprezowania „bo coś mnie ominie”, „bo będę żałowała”, „bo o co Ci kretynko chodzi?”. To ostatnie to akurat mówiła do mnie moja przyjaciółka, która z każdej imprezy sylwestrowej wracała z nową życiową miłością, a ja… z bólem głowy (wieeesz, ta głośna muzyka, ten dym papierosowy) ;)

 

Zanim poznałam Maćka, jakieś takie to moje życie pokręcone było wiesz? Tak pokręcone, że właściwie to trudno mi tak rok po roku sobie te wszystkie Sylwestry poukładać. Chyba nie były jakieś wystrzałowe skoro ich nie pamiętam nie? Maćka poznałam w lipcu, w październiku mi się oświadczył, w grudniu już zmienialiśmy termin ślubu, bo okazało się, że jestem w ciąży. Tak więc nasz pierwszy, wspólny Sylwester, pomimo tego, że spędzony z moimi przyjaciółmi na śmierć i życie i moim ukochanym na śmierć i życie, był już naznaczony dolegliwościami ciążowymi. Drugi spędziłam z brzuchem pociążowym i syndromem porzucenia półrocznego dziecka, które smacznie spało u babci i dziadzia, 20 km dalej. Trzeci z brzuchem pociążowym podrasowanym roczną dietą ciastowo-cukierkową, a nasz czwarty Sylwester, to ten zeszłoroczny, który z przemęczenia budową domu, przeprowadzką i pracą, totalnie odpuściłam. Po prostu stwierdziłam, że NIE-DAM-RA-DY się ruszyć na krok i wybacz mój kochany Macieju, ale jako Twoja żona zmuszam Cię do pozostania ze mną w domu. Został.

Do południa, leżałam załamana w łóżku, bo czułam, że zniszczyłam mojemu mężowi życie bo nie dość, że urosła mi dupa, to zmalała chęć do imprezowania. Kiedy odważyłam się z nim o tym porozmawiać, mój mąż ze zniszczonym życiem, stwierdził, coś na wzór „o co Ci kretynko chodzi”, tylko bez „kretynko”. Okazało się, że on nie ma ciśnienia na szuranie po parkiecie i wchodzenie w Nowy Rok chwiejnym krokiem. Był tak samo zmęczony jak ja i niespecjalnie chciało mu się akurat tego dnia szaleć. Proste. Oooooch! To było naprawdę prosteeee! Wyskoczyłam z domu jak poparzona, w poszukiwaniu butelki najlepszego szampana jaki znalazłam w naszym wiejskim sklepie i składniki na jedyne danie, którego nie potrafię spieprzyć czyli: spaghetti bolognese. Przygotowałam żarełko, schłodziłam szampana, włączyłam Sylwester z Jedynką i… spędziłam najpiękniejszą sylwestrową noc w swoim życiu. Co prawda nie udało mi się obejrzeć sztucznych ogni, bo obudził się schorowany Mati i kazał mi leżeć obok niego akurat wtedy, kiedy nasze wiejskie niebo rozświetlały fajerwerki z kilku okolicznych miejscowości, ale Maciek zdawał mi relację i mówił, że piękne :)

W tym roku też będzie pięknie. I chociaż chciałam jeszcze złamać moje postanowienie i spędzić prawdopodobnie ostatniego Sylwestra z moimi przyjaciółmi, bo nam się pozaciążało i pozaręczało towarzystwo, więc pewnie za rok, to dziewczyny będą miały syndrom matki porzucającej swoje bezbronne dziecko w krwiożercze ramiona… babci, ale los zdecydował za mnie. Otóż… już jutro w nocy wylatujemy na wakacje!

Złodziejom wszelkiej maści chciałabym powiedzieć, żeby sobie nie ostrzyli na nic pazurków, bo większość sprzętu zabieramy ze sobą – te wakacje, to właściwie wakacje służbowe, ale zaczynam się do tego przyzwyczajać. O wszystkim opowiem Ci już niedługo, a jeśli chcesz wiedzieć gdzie lecimy, wskakuj na nasz Instagram TUTAJ. #Instamatki już wiedzą skąd będziemy nadawać przez najbliższych 9 dni. A będziemy daleko, daleeeeeeeko stąd. Prawie na Marsie.

Tak więc ostatni Sylwester w gronie przyjaciół, który nie będzie przypominał kinder party, niezależnie od nas, postanowił zatrzymać nas w domu. I czuję, że przez najbliższych kilka lat będziemy go spędzali właśnie w taki sposób. Ostatni kwartał, to przy naszej działalności czas baaaardzo wytężonej pracy, w której orzemy na ugorze po 12 godzin dziennie, w totalnym chaosie i wiecznym niedoczasie. Nie zdążymy się jeszcze wyrobić z pracą, a już przychodzą Święta, po których jesteśmy bardziej zmęczeni niż wypoczęci, więc taki Sylwester w ciszy i spokoju, przy zapachu drewna palonego w kominku, w ciepłych papuciach i sweterku, w którym jedynym dźwiękiem jest brzęk kieliszków z najlepszym szampanem we wsi, to dla nas idealny styl wejścia w Nowy Rok. Bo jeśli o nas chodzi, to właśnie do tego spokoju i trybu slow, dążymy z Maćkiem przez cały rok. I 2017 taki będzie. Wiem to. Tak właśnie zakończymy ten rok i rozpoczniemy kolejny.

I Tobie życzę, żeby Sylwester był dla Ciebie symbolem tego, do czego przez cały 2016 rok dążyłaś i tego, jak chciałabyś, żeby wyglądał rok 2017. Niezależnie od tego jak spędzisz tę noc. Będę o Tobie myślała o północy :*

PS. Wypatruj nowego tekstu, bo podzielę się w nim z Tobą czymś bardzo ważnym dla mnie.