To się będzie działo! Zakładkę „Tata Gotuje” mam zamiar zamienić wkrótce na „Kuchenne Rewolucje”. Bo rewolucja szykuje się niezła! O tym, że z gotowania najbardziej lubię jedzenie już wiesz. O tym, że potrafię przypalić wodę a z makaronu zrobić papkę też wiesz. Jakoś przez całe życie mi nie po drodze z tym gotowaniem. Wiecznie nie mam na nie czasu. W gotowanie bawię się tylko z Matim żeby razem coś porobić w kuchni ale nie wybieramy wtedy skomplikowanych potraw ;) Nie potrafię się przy nim odprężyć tak jak to robi Maciek. Gotowanie traktuję zadaniowo i nie czerpię z niego przyjemności. A już o tym, żeby mi smakowało to co zrobię NIE MA MOWY! A podobno moja pomidorowa jest najlepsza na świecie (tak twierdzi mój mąż i wiem, że nie mówi tego żeby mi było miło) więc serio… pokręcone to wszystko.
Na warsztaty kulinarne jestem zazwyczaj zapraszana jako przeciwwaga dla kuchennych wyczesów typu: wrzacakuchnia.pl i czosnekwpomidorach.pl. Wieeesz, tak, żeby był ktoś kto będzie zadawał durne pytania, słuchał uważnie i zapisywał każdą przyprawę po to tylko, żeby mu to wszystko wybuchło kiedy będzie chciał to odtworzyć w domu. Jestem idealnym warsztatowym clownem :) Ale… nie spodziewałam się, że dotrę do momentu, w którym będę szła na warsztaty z karczochami w roli głównej, ale pomylę je z kaparami i jeszcze będę się zastanawiała dlaczego zamiast kaparów wrzucili na zaproszenie zdjęcie chmielu… tak to prawda. Rozumiesz to?! No jak zobaczyłam te karczochy i uświadomiłam sobie, że za 2 lata wybije mi trzydziecha a ja nie odróżniam chmielu od karczocha to się załamałam. Ale zobaczysz na zdjęciach, że ja nawet podczas warsztatów odchodziłam od stołu i nadawałam przez telefon! Nawet na spotkaniu poświęconym gotowaniu nie potrafiłam się opanować. Z drugiej strony… nie napracowałam się a najadłam za wszystkie czasy :)
No dobra. Ale co to za rewolucja? Otóż dziewczyny (Czosnkowa Ania, Wrząca Julita i Krytyczna Madzia) postanowiły wziąć mnie w obroty kiedy zwierzyłam im się, że marzę o popołudniach w kuchni spędzonych na gotowaniu, robieniu przetworów i eksperymentowaniu a właściwie to dopiero poznawaniu tajników kuchni. Wyobrażam sobie siebie z kieliszkiem winka, chilloutową muzyczką w tle w kuchni wypełnionej zapachem ziół, które będę hodowała na parapecie. Serio dorastam do tego! Marzy mi się slow cooking, slow fashion… no SLOW LIFE mi się takie marzy, że hej. Ale jest jeszcze jeden problem…
Nie lubię mięsa. Śmierdzi mi. Brzydzę się. Jak trzeba zrobić kotleta zrobię, ale do najprzyjemniejszych czynności to nie należy. Brzydzą mnie tym bardziej krewetki, ośmiornice, małże i inne małpie móżdżki. Z jednej strony brzydzą, z drugiej wiem, że tylu ludzi się nimi zajada. I tu, moją terapię już jakiś czas temu rozpoczęła „krytyczna” Madzia, która powiedziała jedną ważną rzecz: „Musisz spróbować tego wszystkiego w najlepszej postaci w jakiej można to podać”. I tak powstał zamysł wycieczek po najlepszych knajpach, które „odczulą” moje zmysły i nauczą mnie jeść wszystko :) Julita i Ania mają mnie przeszkolić z „reguł gotowania”. Podpowiedzą mi co jak działa na danie i dlaczego nie mogę w danym czasie robić jeszcze tysiąca innych czynności.
Warsztaty zorganizowane przez frisco.pl były idealnym preludium do mojego slow cookingu. Taki karczoch w rzeczywistości po obraniu i przygotowaniu do gotowania (w tłuszczu uwaga!) wystarcza na dwa kęsy! Wyobraź sobie ile się trzeba narobić, żeby takimi karczochami wykarmić 4-osobową rodzinę! Ale smakuje wyśmienicie! Czad serio. Warto się zebrać jednego dnia, przygotować sobie takie karczochy w zalewie a później szaleć kulinarnie tak jak zrobiliśmy to na warsztatach. A tutaj możesz podpatrzeć MEGA FAJNE karczochowe przepisy przygotowane przez Jadłonomię!
No dobra. Solidna porcja zdjęć przed Tobą. A ja lecę do kuchni bo uwagaaaa… marynuję sobie właśnie cebulkę bo znalazłam fajny przepis na sałatkę :P Trzymaj kciuki za mój slow cooking :*
Powodzenia :) Ja nie znosiłam gotować, na studiach leciałam na barach mlecznych, zupkach chińskich i plackach ziemniaczanych z proszku :P Ale to się zmieniło i cały czas zmienia – do tego stopnia, że myślę o wypiekaniu chleba, żeby chłopaki moje jedli pyszne śniadania :) A warsztatów zazdroszczę, super sprawa :)
Trzymam! I za Ciebie i za siebie :). Dawniej też nie było mi po drodze z gotowaniem.. Teraz robię to coraz lepiej i sprawia mi to wielką przyjemność :).
Upiekłam dziś placek ze śliwkami :). Taki jak u Mamy.. Jeszcze zostało, więc chooo na herbatkę :) <3
Jak już gotować to wyłącznie zdrowo i ekologicznie, dlatego polecam Wam moi drodzy zakupy w internetowym sklepie – zdrowa żywność
Dla dzieci smaczne i zdrowe kaszki baby sun, dla dorosłych kawa organiczna, a dla starszych mających problemy ze stawami msm suplement.
Ja też jeszcze kilka lat temu nie potrafiłam ugotować nawet podstawowych rzeczy. Jednak z czasem jedzenie stało się moją pasją i zaczęłam się uczyć. Warsztaty to super sprawa. Pomagają uporządkować wiedzę którą masz + nauczyć nowych rzeczy. Nagle przygotowanie confitu z kaczki czy przygotowanie przetworów staje się banalne, mimo że brzmi kosmicznie :) Swego czasu uczestniczyłam w wielu takich eventach kulinarnych i to skołoniło mnie do stałego próbowania swoich sił z nowymi przepisami. Ostatnim odkryciem było beeramisu – czyli popularne tiramisu ale w oparciu o ciemne piwo – mnaim :). Także trzymam kciuki za slow cooking w Twoim wykonaniu i za nową rubrykę :)
Powodzenia! A zdjęcia smakowite, nie powinno się tego oglądać na pusty brzuch :)
A ja po przeczytaniu tytulu posta i zdjeciu uznalam, ze dotarla do Ciebie Tunezyjska madrosc ludowa, ze see food pomaga przy poczeciu :-) a tu warsztaty heh ja niecierpie nienawidze i nieznosze gotowac, czasami spedzam 2h w kuchn itworzac jakies apetyczne i zdrowe danie dla Zolzy a ta spojrzy wsym krytycznym okiem nawet nie powoacha o prubowaniu nie wspomne i wydaje wyrok „nie chce, nie lubie tego, chce makaron” wiec szczerze zazdroszcze wszystkim mama ktore motywuja sie dla dzieci bo moja potwora tylko mnie zniechceca……