Kiedy wyobrażałam sobie mój wymarzony domek, widziałam oczyma wyobraźni tak wielką garderobę, że mieściła się w niej i rozstawiona na stałe deska do prasowania i prasowacz „dla odświeżenia”. Miała być też olbrzymia szklana gablota na buty i torebki a w środku same Louboutiny i Prady…
No cóż, życie zweryfikowało moje marzenia i ostatecznie z garderoby i łazienki „tylko dla rodziców” postanowiliśmy zrobić dodatkowy pokój żeby mieć gdzie upychać dzieci jak nam to drugie nie wystarczy. Od razu wyjaśniam, że nie jestem jeszcze w ciąży, ale poddam się tak łatwo więc to „drugie” uznaję za pewnik ;)
Zrezygnowaliśmy z dużej garderoby więc siłą rzeczy nie mam gdzie upchnąć tej szklanej gabloty a co za tym idzie nie mogę kupować Louboutinów bo ich przecież między pospólstwem nie postawię, więc mój mąż śpi spokojnie. Deski do prasowania też na stałe nie rozstawimy, ale nie wszystko stracone! Prasowacz parowy, który od 8 miesięcy czeka u nas na przeprowadzkę, jest na tyle smukły, że może sobie stać w kąciku na straży więc mój sen po części się spełni :)
Na razie nie mam możliwości korzystania z niego na stałe przez to, że za bardzo spodobał się Pączkowi i kiedy tylko znajduje się w zasięgu jego rączek, Pączkowy świat ogranicza się do jednego przedmiotu. Ta miłość zaczęła się już w dniu, kiedy kurier od SteaMastera zadzwonił do naszych drzwi. Wtedy jeszcze Mati nie potrafił powiedzieć o co chodzi. Teraz już wiem. Chodzi o to, że ten prasowacz jest „bziiiii-bziiiii”. Rozumiesz prawda? Ja rozumiem tak samo jak Ty…
Skąd w ogóle pomysł na takie urządzenie w domu? Ano kiedyś, kiedyś, lata świetlne temu pracowałam w sklepie odzieżowym w galerii handlowej. I takim właśnie urządzeniem prasowałyśmy i odświeżałyśmy ubrania na wieszakach. Efekty były fantastyczne i obiecałam sobie, że jeśli kiedykolwiek uda mi się zarobić trochę więcej niż najniższa krajowa sprawię sobie takie cacko. A po latach cacko odezwało się do mnie samo i tak oto dołączyło do naszej rodziny.
W prasowaczu parowym cenię sobie najbardziej to, że… nie jest tylko prasowaczem parowym. Właśnie tak :) Bo to urządzenie idealnie nadaje się też do odświeżania (odkażania właściwie!) zasłon, firanek, pościeli, ręczników… a przy tym jest wygodne i umożliwia mi prasowanie zasłon, które wieszam zaraz po ich wyschnięciu i prasuję już wiszące.
A właśnie! Ważna sprawa. Jeśli chodzi o porównanie tradycyjnego żelazka i prasowacza parowego to muszę przyznać, że koszule (szczególnie moje, gdzie są wąskie rękawy i małe przestrzenie) szybciej prasuje mi się żelazkiem. Ale żelazkiem nie jestem w stanie otrzymać takiego efektu wyprasowania jak prasowaczem. Zasłony mogę prasować na desce w nieskończoność i i tak nigdy nie osiągnę takiego efektu jaki mam po użyciu SteaMastera na wiszącej już, suchej zasłonie. Totalnie rezygnować z posiadania żelazka więc nie polecam, ale podejrzewam, że ja swoje porzucę jak tylko nauczę się prasować takie małe powierzchnie jak tyci rękawek na mój komarzy biceps.
No dobra, koniec paplania. Pamiętasz ten wpis? Obiecałam Ci w nim, że postaram się dawać Ci od bloga coś „ekstra”. Mam więc dla Ciebie konkurs, w którym do wygrania jest SteaMaster (model EM-101). Wystarczy, że odpowiesz na bardzo przyjemne pytanie. Resztą zajmie się ekipa SteaMaster. Konkurs pod zdjęciami. Z racji zbliżającego się Dnia Mamy pytanie będzie dotyczyło właśnie Twojej mamy. Przeczytasz na dole. Trzymam kciuuuukiii :)
PS. Żeby nie było! Fashionista podczas sesji używał wyłączonego sprzętu! Prasowaniem rzecz jasna zajmuje się manager fashionisty ;)
Wygraj prasowacz parowy SteaMaster i… podaruj go swojej wyjątkowej Mamie!
Każdy z Was ma wyjątkową Mamę i związane z nią wspomnienia. Podziel się nimi razem z nami. Opisz krótko ciekawą historię związaną z Tobą i Twoją Mamą, która w sposób szczególny zapadła Ci w pamięci.
Osoba, której historia zaskoczy nas najbardziej, otrzyma prasowacz parowy SteaMaster (model EM-101), który będzie mogła podarować swojej wyjątkowej mamie. Na pozostałych czekają nagrody pocieszenia!
Na Wasze zgłoszenia czekamy od 15.05.2015 do 20.05.2015. Ogłoszenie wyników w tym wpisie 21.05.2015.
Tamdadadamdamdaaaaaam! Prasowacz parowy wygrywa Ania <3 Aniu skontaktuj się z nami w ciągu tygodnia pod mailem: kontakt@pixelsonfire.pl Aniu serdeczne gratulacje jeszzcze raz :)
Ja opowiem historię, która co prawda może nie była zbyt szczęśliwa i wydarzyła się 26 lat temu ale na szczęście skończyła się dobrze. Moja mama – takie były czasy musiała wyjechać za granice na kilka miesięcy zostawiając mnie – swoja roczna córkę w domu z tatkiem. Po jej powrocie, gdy stanęła w drzwiach domu, mając nadzieje, ze przytuli swoją corcie, ja zdecydowanie odpowiedzialam, ze ja tej pani nie znam. Mojej mamie prawie serce pękło. Raz, że musiała nas zostawić, dwa, że taki to odniosło skutek. Na całe szczęście szybko sobie przypomniałam kim jest mama :) dziś to kobieta, która ma 60 lat, ma 5 wnuków, pracuje od rana, a popoludniami zawsze zajmuje sie którymś z wnuków. :)
Ciekawą historię z moją wspaniałą mamą tworzymy od ponad 26 lat. Trudno jest ją krótko streścić. Każdy dzień, każda chwila spędzona z Nią jest jedyna, niepowtarzalna, wyjątkowa. Czasami śmiejemy się do łez, kłócimy, płaczemy ale zawsze jest najlepszą przyjaciółką, na którą zawsze mogę liczyć. Wiem, że to nic zaskakującego ale dla mnie te małe zwykłe rzeczy są wspaniała historią i opowiadaniem, które będziemy tworzyć przez wiele lat. Bo nie sztuką jest pamietać wielkie rzeczy, lecz te codzienne, z pozoru błache, których kiedyś bedzie Nam najbardziej brakować.
A moja historia to trochę smutna jest. Parę lat temu pojechałam z Mamą i Tatą do Bułgarii. Mój tata kochał Bułgarię. Bawiliśmy się wspaniale. Niestety okazało się że mój Tata ma zator tętnicy płucnej i ostatniego dnia wczasów niestety umarł w Bułgarii. Zostałyśmy z Mamą tam zupełnie same, niewiedzące co robić. Ale wiecie co dałyśmy rade. To nas jeszcze bardziej do siebie zbliżyło. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami i twarde z nas babki. A tak naprawdę to moja Mama to najwspanialsza osoba na świecie, jest bardzo dzielna i mam nadzieje że moja córeczka też będzie taka jak jej Babcia.
jak każdy mam wyjątkowo wyjątkową Mamę…ale moja jest bezgranicznie wyjątkowa! dowodów mam na to tysiące!
najbardziej pamiętam jak byłam na wymianie studenckiej (pół roku) we Wilnie i jakoś w grudniu (strasznie zimno było) tęskniło mi się już za domem, chłopakiem pozostawionym w PL, przytłoczona nadmiarem zajęć i ogólnie zimową depresją dostałam sms’a od chłopaka że „to nie ma sensu na odległość” itp, po kilku tel było jasne, t koniec… po 4 latach. Zadzwoniłam ze złamanym sercem do mamy, długo płakałam do słuchawki a ona próbowała mnie pocieszać.., Kończąc rozmowę powiedziałam, że chciałabym żeby tu była i mnie przytuliła… (mimo lat chciałam sie poczuć się znów jak mała córeczka utulona w ramionach mamy)…
Następnego dnia o 6.30 dostałam sms – „o 8 odbierz mnie z dworca” :))
Mama długo się nie zastanawiała, po moim tel, szybko sie spakowała i wsiadła w nocny autobus do Wilna… Jechała całą noc by rano powiedzieć mi, że „tego kwiatu jest pół światu” :))
teraz sama jestem mamą i jeszcze bardziej to doceniam, to ona pokazała mi jak byc cudowną mamą i wiem, ze dla mojej córeczki, gdyby tylko mnie potrzebowała, mogę przemierzyć cały świat!! :))
Mama… moja mama to same niezapomniane chwile, bo nie ma minuty abym o niej zapomniala. A poniewaz to anioł nie człowiek, to zawsze mogę na nią liczyć. Coś czego nie mogę wymazać z pamięci, to czerwone rękawiczki! Tak, czerwona rękawiczki które kupiła mi moja mama… i byłam w nich zakochana! Jak wracałam z uczelni, zgubiłam gdzieś jedną. Tą smutną wiadomością podzieliłam się z mamą… za kilka godzin otrzymałam sms „abyś nie zgubiła głowy kupiłam Ci czerwone rękawiczki” Treść smsa będę zawsze pamiętać bo taka jest właśnie moja mama! Ona zawsze myśli o innych o teraz ja chciałabym pomyśleć o niej:)
Ja mam bardzo śmieszna historie. Kiedyś wróciłam z imprezy ze znajomymi juz nad ranem ok 4 . Starałam się być cicho, bo wiedziałam, że z lekka przegięłam :-P Mama, jako że jest rannym ptaszkiem, akurat jak otwierałam drzwi wyszła z łazienki. Juz czekałam na gromy na moją głowę a tu moja Mamcia wypaliła: a Ty co tu tak wcześnie robisz? Moja mina musiała być bezcenna, ale w razie wu uciekam szybko do swojego pokoju :-D Później dopiero przyznała się, że Ona też się świetnie bawiła do 4 za panny ;-)
Historii jest dużo i tych smiesznych, kiedy to jadąc na wakacje na Węgry maluchem(trzy pokolenia kobiet ja, mama i babcia)na tylniej półce mama miała przygotowaną sukienkę, w razie awarii auta łatwiej byłoby liczyć na pomoc ładnie wyglądając ;). I tych złych kiedy mając 8 lat byłam świadkiem pobicia mamy przez obcego mężczyznę, na ulicy, w biały dzień przy tłumie gapiów. Mogłabym dopisać dużo chwil tych dobrych jak i złych, lekko nie było. Jednak z perspektywy czasu, po tym wszystkim co razem przeszłyśmy dziękuje mamie za każdą chwilę, to złą i dobrą bo gdyby nie one może nie byłabym tu gdzie jestem. A jestem szczęśliwa!!!
Moja Mama jest dla mnie bardzo wyjątkową osobą i pomimo tego, że nie potrafi mówić otwarcie o swoich uczuciach i jak mawiają ludzie „wieje od niej chłodem” – wiem, jak bardzo mocno mnie kocha. Tylko jeden raz w całym moim życiu usłyszałam od niej słowa: „kocham cię”… Zawsze bardzo mi tego brakowało, ale nie mogę mieć do niej o to pretensji. Sama nigdy nie zaznała matczynej miłości.
Jej twarz jest szara, ręce spracowane, zawsze smutna, niepomalowana, wiecznie w biegu… Tak wiele chciałaby jeszcze zrobić ciągle goniąc czas… A ja marzę o tym, żeby przestała już tyle pracować i abym chociaż raz w życiu mogła ją zobaczyć kiedy odpoczywa. Najlepiej w ogródku pośród zieleni, z książką w ręce, a w drugiej z gorącą, świeżo zaparzoną herbatą malinową. Tak ! To jest jedno z moich marzeń. Nie wiem nawet, czy nie jedno z większych.
Byłyśmy w trójkę – ja i moje dwie siostry; niemalże rok po roku. I ona jedna… Ciągle sama, zdana na samą siebie. Taty w ogóle nie było w domu… Wpadał tylko czasem i tak szybko jak się pojawiał, tak samo znikał… Moja biedna Mama zrezygnowała ze wszystkiego – z pracy, z własnych marzeń i z samej siebie. Zrezygnowała ze wszystkiego, by zająć się nami. Teraz gdy sama jestem mamą, wiem, jak bardzo było jej ciężko. Mieszkałyśmy na 5 piętrze, ona ciągle sama ze wszystkim – z wózkiem, rowerkiem, zakupami, mnóstwem obowiązków w głowie. Każdego dnia chodziłyśmy na długie spacery, Mama czytała nam piękne bajki, robiła dla nas przeróżne teatrzyki, zmieniała głosy, przebierała się, a popołudniami piekła dla nas przeróżne ciasta. To były bardzo ciężkie czasy, bo w sklepach prawie w ogóle nic nie było. Pamiętam jeszcze, że miała jedną sukienkę, którą prawie każdego wieczora prała i wieszała na rurach w łazience, żeby wyschła. Taka była moja Mama i taka jest nadal… Do dzisiaj stara się dla nas jak tylko może. Opiekuje się nami, naszymi dziećmi, często dla nas gotuje, piecze… Często mówię jej: „Mamo, odpocznij. My sobie poradzimy.” A ona odpowiada: „Zawsze będę to robić.”
Kiedy myślę o mojej Mamie, mam łzy w oczach. Ona jest taka dobra i cierpliwa… I marzę o tym, żeby moje dziecko pomyślało kiedyś tak samo o mnie.
Śmieszne wydarzenia związane z moją Mamą, które zapamiętam do końca życia.
1. Pewnego zimowego wieczoru wsadziłam sobie na głowę dużą metalową puszkę po mleku. Za nic w świecie nie potrafiłam jej ściągnąć… Zaczęłam płakać… Moja Mama również nie potrafiła jej w żaden sposób ściągnąć. Obie płakałyśmy, później się śmiałyśmy i znowu płakałyśmy… Mama kazała nam się ubrać (mi i moim dwóm siostrom), położyła mi ręcznik na głowie na tej puszce i pojechałyśmy tramwajem na hutę, żeby mi to tam ściągnęli… Idąc na tramwaj byłyśmy w centrum zainteresowania. Chyba nigdy później tak bardzo się nie wstydziłam, jak wtedy. Mama kazała mi usiąść na początku tramwaju, a sama stanęła z moimi siostrami trochę dalej :). Gdy tramwaj dojeżdżał już prawie na miejsce, ściągnęłam sobie sama puszkę z głowy. Tak bardzo się bałam tego, co mi tam zrobią, że przez całą drogę walczyłam z tą okropną puszką. I udało się :). Płaczu i śmiechu było co nie miara, a te zdarzenie zapamiętam do końca swoich dni.
2. Byliśmy na ogródku działkowym u mojej chrzestnej, która hodowała kurki. Zapytałam ciocię, czy mogłaby mi dać kilka jajek. Myślałam, że jak je „wysiedzę”, to będę miała maleńkie kurczaczki. Poszłam spać z jajkami. A właściwie to nie spałam, tylko wysiadywałam jaja :). Rano moja mama budząc mnie, odsunęła kołdrę i jak zobaczyła rozbite jajka to zaczęła się tak śmiać, że nie potrafiła się uspokoić. Do dzisiaj opowiada wszystkim podczas wesołych, rodzinnych spotkań, że chciałam wysiedzieć jajka :).
Moja Mama od zawsze jest dla mnie wyjątkowa! A od 18 stycznia 2014 r. razy dwa! Wtedy urodził się mój synek Franuś. Cały czas byłam nastawiona,że będę Go karmić piersią i zawsze wydawało mi się, że jest to bardzo proste. Dostawiasz do piersi i mniam, dziecko pije mleczko. A gdy nastąpiła ta chwila, mały nie chciał, nie umiał, mnie strasznie bolało i gdyby nie moja Mama – poddałabym się. Jednak Ona, pielęgniarka na oddziale noworodków uparła się, że będę karmić i koniec. W nocy, gdy Franek płakał, przyszła pielęgniarka i mówi: dałabym mu mleko modyfikowane ale babcia zabroniła :) Mama czy miała dyżur, czy nie – siedziała ze mną w szpitalu i uczyła nas oboje się karmić. I w końcu się udało!!! Teraz Franek ma 16 miesięcy i nadal ssie cycusia i końca nie widać :) Nigdy nie chorował, nie miał biegunek itp. A ja wiem, że to tylko dzięki mojej MAMUSI :)
Pamiętam jak mając lat 7, dokładnie 1 września, moja najkochańsza mama prowadziła mnie na rozpoczęcie roku szkolnego. Dla mnie było to strasznie stresujące, wkońcu rozpoczynałam edukację szkolną a w dodatku nikogo nie znałam. Mama moja chyba była zezstresowana nie mniej ode mnie, ale nie dawała tego po sobie poznać. Jak zwykle ubrała sie bardzo elegancko , pamiętam dokładnie te jej czarne szpile, które miały chyba z 13 cm (zawsze imponowało mi jak robią ślady w nagrzanym asfalcie). Apel odbywał się na boisku szkolnym,na które trzeba było wyjść ze szkoły i zejść po kilku stopniach. Moja Mamusia z gracją w tych szpilach i sukieńce, dama jak nie wiem, schodziła ze mną po tych schodach, po czym się potkneła i zreszty zjechała na dupie na oczach wszystkich. Pamiętam, że wtedy było mi mega wstyd a teraz jak tylko sobie to przypomne umieram ze śmiechu i kocham ją tysiąc razy bardziej. O właśnie muszę jej to znowu przypomnieć, pośmiejemy się razem :-D
Moja historia co prawda nie jest szczęśliwa, ale warta przypomnienia. Moja mama odeszła gdy miałam 3.5 roku. I mimo, że jej nie pamiętam, w głowie mam jedno wspaniałe wspomnienie. Wyszliśmy z rodzicami na spacer. Idąc ulicą zobaczyłam śliczne lalki na wystawie. Tata, jak to tata, powiedział, że jest mamy ich dużo i nie będziemy już nic kupować. Ale mama miała pomysł. po kilku krokach wymyśliła, że muszę iść „za potrzebą”” w co tatuś uwierzył. A co zrobiła mama? Zawróciła się i kupiła te piękne, niepotrzebne zabawki. Mam je do dziś i mimo, że mamy już nie ma, to przypominają mi o niej :) niestety nie mam komu podarować tego magicznego cudu, ale postanowiłam podzielić się moja historią :)
Historia związana ze mną i z moją Mamą.. Bardzo trudne zadanie, tym bardziej, że trzeba opisać ją krótko. Nasza wspólna historia trwa 20lat i 4 miesiące (nie licząc miesięcy spędzonych w przytulnym brzuszku mojej mamy ;) ). Historia ta owiana jest ogromem troski, ogromem miłości i poświęcenia. Chciałam wybrać jedno wpsomnienie, jeden epizod z naszego życia, który by kogoś zachwycił. Jednak niestety nie potrafię, ponieważ każdy dzień i każda z możliwych chwil spędzona razem i nawet osobno wzbudza we mnie największą dumę! Jestem wdzięczna mojej mamie za cierpliwość i umiejętność przebaczania, jestem wdzięczna za wsparcie w trudnych chwilach. Mama. Mama to anioł, dobra wróżka, która jest przy mnie zawsze i wszędzie, nic nie może pokonać prawdziwej miłości mamy do dziecka. Jest jedyną rzeczą prawdziwie bezinteresowną. Jedyną zapłatą i jedynym podziękowaniem, za nasze życie, za miłość. Może być jedynie równie silna miłość od nas i troska o masze kochane mamy.
Wyjatkowa chwila…jest tysiace takich chwil w pamieci poniewaz Mama kojarzy mi sie z bezgranicznym zaufaniem!Dzieki temu ze Jej ufam a Ona mi wiele chwil sie zapisalo w pamieci i tych wzruszajacych i tych smiesznych! Przypomina mi sie np:(… )wracamy z mama od cioci pozna pora i patrzymy w gwiezdziste niebo:-)Ja wtedy szesciolatka,zadaje tysiace pytan o wszechswiecie a mama probuje odpowiedziec na wszystkie i bardziej mnie zaciekawic…Teraz juz wiem ze nie znala i nie zna sie na gwiazdach:-)Ale nie zbyla mnie odpowiedzia:nie wiem!Kazdy powod do rozmowy jest dobry:-)
Najciekawszą przygodą z Mamą była ta kiedy pojechałyśmy w pewną sobotę do oddalonej o 100 km Warszawy samochodem marki Ford. Pech chciał ze na srodku skrzyżowania łaczonego z tramwajami okazało się ze w samochodzie nie wchodzi zaden bieg poza 2. :) w aucie dwie kobiety i sobota po poludniu… co tu robic? Naszczescie moja Mama ma glowe na karku i na 2 biegu przejechalysmy pol miasta do serwisu Forda bo tylko taki byl otwarty (w miedzyczasie zagotowala nam sie woda w chlodnicy:) Niestety. Panowie stwierdzili ze nic nie poradza bo nie maja czesci do starych samochodow ani pracownika ktory moglby to zrobic. Naszczescie przypadkiem do zakladu wszedl spawacz ktory tam pracowal i przyszedl tylko zeby naprawic cos w swoim samochodzie bo ten dzien mial wolny i zgodzil sie naprawic nam to co sie zepsulo:)
Moja historia jest smieszna. Mama jest osoba, której zawsze się coś przydarza- dlatego uwielbiam z nià jeździć- jest po prostu wesoło;) Jechaliśmy kamperem jakieś 20 lat temu w góry, w którym mieliśmy do dyspozycji hermetycznà Toaletę . Po wjeździe na szczyt dosyć wysokich góry we Włoszech, mama chciała skorzystać z toalety. Ponieważ ciśnienie wewnàtrz różniło się Od tego na zewnàtrz- toaleta dosłownie ekspolodowała wylewajàc całá swojà zawartość wprost na mojà mamę;) Wtedy nie było nam do śmiechu. Na szczęście mama ma dystans do siebie i teraz zdarza nam się wspominać tę historię i śmiać;)
Witaj, co to za drewniana krowa, którą Bakuś „prasuje” – gdzie ją można kupić ? Pozdrawiam
Od „takiej, takiej małej” miałyśmy (i mamy) z mamą nasz zwyczaj, nasz jeden dzień w roku, który spędzamy tylko we dwie. Choćby nie wiem, co się działo! 8 marca! Dzień Kobiet (a i urodziny mojej rodzicielki). Kiedys lody, kino, plac zabaw… Teraz już bardziej „dorosłe” rozrywki (a i nie zawsze! jak mamy ochotę, siadamy na huśtawkach i zachowujemy się beztrosko jak dzieci). Były też mniej radosne „ósme marce” – szpital, żałoba po śmierci dziadka, ale i tak zwyczaj zostawał zachowany – obojętne gdzie, byle razem, my DWIE! W zeszłym roku zwyczaj został „zaburzony”, ale w bardzo przyjemny sposób – dołączyła do nas jeszcze jedna małą kobietka, moja córka, a wnuczka mojej mamy. Teraz świętujemy we TRZY!
To właśnie te „8. marce” tworzą całą, piękną historię, do której co roku dopisujemy nowy rozdział. Historię, która, dzięki mojej mamie pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Historię, która mam nadzieję będzie trwać jak najdłużej.
Moje wspomnienie nie bedzie ani smieszne ani zbyt ciekawe dla innych ludzi ale dla mnie jest sentymentalne i bardzo milo te chwile wspominam bo bylo ich troche. Majac lat 7-9 bylam wielbicielka lalek barbie a co za tym idzie wszystkich gadzetow no i oczywiscie stroi. Moja mama krawcowa samouczka najpierw szyla ubrania sobie pozniej jak juz na swiecie bylam ja i moi bracia to szyla ubrania nam a gdy przyszla moja pasja do lalek szyla ubranka im. Pamietam jak siedzialam przed gazetami z barbie i tylko wybieralam suknie, stroje kapielowe, kapelusze, spodnie, Futra(specjalnie za tym moja mama chodzila do sasiedniego garbarza zeby moc mi je uszyc), wszelkie dodatki o jakich nie zamarzylam nawet takie malutkie skarpetki mama potrafila uszyc. Kladla lalke na desce do prasowania, zdejmowala z niej miare a pozniej wybieralysmy materialy z jakich mialy byc ubranka, mama zasiadala doaszyny i szyla te malusie ubranka, ja siedzialam obok i jej kibicowalam :) wszystkie te stroje mam schowane w szafie lalki barbie i czekaja na moja corcie az dorosnie :) moja mama ciagle mowi ze ma nadzieje ze i jej bedzie mogla cos uszyc, chociaz lata a zwlaszcza oczy juz nie te :)
Pozdrawiam
Jestem Karolina i jestem szczęśliwą matką 9 miesięcznego Olusia i żoną zaradnego Damiana. Opowiem Wam troszkę inną historię z przed 27 miesięcy o sobie jako o MATCE. Z moim mężem znamy się od czasów szkolnych lecz życie Nam uświadomiło że razem będziemy szczęśliwi. Jestem starsza od Damiana 2 lata lecz to nie stanowi barier w codziennym życiu. Dobrze się rozumiemy i wspieramy. Jakieś 27 miesięcy temu zaczęliśmy starać się o Nasze upragnione dziecko, obydwoje bardzo chcieliśmy synka ( i los Nam Go dał). Powiem Wam, że nie wiedziałam że to może być takie trudne…z miesiąca na miesiąc czekaliśmy na Niego…i nic, następny miesiąc i nic…nagle przestaliśmy się starać, odpuściliśmy widocznie dziecko nie jest Nam pisane ( bardzo pragnęliśmy dziecka). Aż w końcu po 9 miesiącach wyszły 2 kreseczki-cud z nieba. Rozpłakałam się i zadzwoniłam do męża z tą wiadomością. Trudno Nam było uwierzyć w to szczęście, a jednak udało się!!! Dziś jesteśmy szczęśliwymi rodzicami naszego 9 miesięcznego synka . Jestem spełnioną kobietą i szczęśliwą MATKĄ!!! To mój pierwszy Dzień Matki i na pewno niezapomniany. Wszystkiego dobrego dla przyszłych MAM, bo bycie MATKĄ to skarb i błogosławieństwo <3
Pamiętam jak w drugiej klasie szkoły podstawowej „wystawialiśmy” Kopciuszka z okazji Dnia Matki. Nie grałam wprawdzie tytułowej roli, ale przypadła mi dość duża rola jednej ze złych sióstr. Postanowiłam zrobić mamie niespodziankę i całą sprawę zachowałam w tajemnicy. Mama otrzymała tylko zaproszenie na przedstawienie z datą i godziną, a cała reszta była TOP SECRET. Sama nauczyłam się roli i „zadbałam” o kostium (piękna różowa sukienka, kupiona przez rodziców w Peweksie jako kreacja na przebranie po pierwszej komunii). Kiedy nadszedł dzień przedstawienia w największej tajemnicy upchałam ów kostium do woreczka na pantofle i zadowolona z siebie w towarzystwie nieświadomej mamy, taty i babci (w końcu wszyscy chcieli zobaczyć mój owiany tajemnicą występ) ruszyłam do szkoły. Jakież było „zdziwienie” mojej rodzicielki, kiedy pojawiłam się na scenie w tejże, wyciągniętej prosto z worka na kapcie, sukni z peweksu, w towarzystwie innych dziecięcych aktorów, odzianych w kostiumy równiutko wyprasowane przez ich własne, dumnie zasiadające na publiczności mamy…
Mina mojej mamy-bezcenna. Chyba nie takiej niespodzianki się spodziewała…
Moja mama hmm… kocham ją nad życie, choć czasem trudno było nam się dogadać, bo mamy zupełnie inne charaktery. Ona poważna, ja wiecznie roześmiana, ona płacze na komediach romantycznych ja się podśmiechuje, ona prawie 180cm ja 160 w kapeluszu ;) Łączy, oprócz cudownych rodzinnych więzów, nas kolor blond na włosach i jak to wytłumaczyć hmmm zbieg matczynych okoliczności? Ona urodzona 14.12 ja pierwszą córkę urodziłam w ten sam dzień, mnie urodziła 3.07 termin kolejnego porodu mam właśnie na ten dzień! mój mąż urodzony 13.02 w dzień urodzin mojego taty, czyli męża mamy…. historia lubi się powtarzać :D a mama urodziła nas 5!! :D (Ale ja kolejne dzieci sobie odpuszczam!!! :). Oprócz tych pięknych dat, łączy nas pasja gotowania :) gotowania tych samych potraw. Dzwoni mama: przyjdź z dziećmi zrobiłam pyszną tartę szpinakową! – eeee… ja też. / -Ale pachnie u Was rybką ;) tylko nie mów, że łosoś był na obiad… – tak, mamusiu łosoś, – eee..u nas też :D . Wkońcu bym ją zaskoczyła czymś zupełnie nowym i niespodziewanym, jakbym wygrała dla niej prasowacz parowy SteaMaster (model EM-101)! Chyba, że ona zaskoczy mnie i wygra go dla mnie :D hihi nie, nie tego było by już za dużo :D Pozdrawiam!
Jak opisać jedną ciekawą historię związaną z Mamą, kiedy każdy dzień, od 25 lat jest przygodą z Nią! Moja mama to jednocześnie moja najlepsza przyjaciółka. Jest dla mnie najpiękniejszą i najmądrzejszą kobietą na świecie, a skóra jej dłoni do dziś pachnie dla mnie najpiękniej. Skóra dłoni, która z roku na rok jest coraz cieńsza, przez którą widać coraz więcej niebieskich żył, na której pojawiają się coraz to nowe zmarszczki. Skóra, która się zmienia, ale jej zapach od 25 lat jest taki sam. Moja mama, tymi dłońmi uszyła mi sukieneczkę na Chrzest święty, sukienkę na pierwszą Komunię Świętą, na bal gimnazjalny, na bal maturalny… A teraz ręce mojej mamy, spracowane i naznaczone czasem, uszyją mi suknie ślubną. Będzie to ją kosztować miesiące pracy, poświęceń, pracowania ponad godziny, aż do późnych godzin. A może ułatwić jej pracę i zaoszczędzić jej chociaż kilka godzin z tych kilkudziesięciu, które mi poświęci? Chciałabym jej podarować prasowacz parowy SteaMaster, który nie tylko ułatwiłby jej pracę, ale dałby nam czas, który mogłybyśmy poświęcić na rozmowę, śmiechy, wspomnienia i plany…. Pomożesz mi? :)
Hmmm być może nie kwalifikuje sie do konkursu bo moja mama nie żyje od kilku lat, zmarła gdy ja mialam lat 17. Opowiem historię, która przydarzyla mi sie w Liceum . Byłam wtedy 2 lata z chlopakiem.Pewnej nocy przysnila mi sie mama , która mnie ostrzegala przed nim i palcem grozila , ze to zły chlopak jest!!Potraktowalam to z uśmiechem bo wówczas do glowy by mi nie przyszlo ze moze okazac sie nielojalny! Rano opowiedziałam mu moj sen a ten…zaczerwienil sie, zestresowal …..i przyznał. Wtedy to byl dla mnie koniec swiata …. ale dzis dziekuje mamie z calego serduszka ze czuwa nade mna bo wlasnie wtedy gdy opijalam smutki poznalam mojego męża!!!! :*
Miłość matki do dziecka jest chyba najsilniejszą więzią. Przekonałam się o tym i ja. W tym wszystkim nie chodzi tylko o to aby przeżywać wspólnie same radości, ale i smutki. Moja mama jest dla mnie kimś bardzo ważnym. Teraz już jako dorosła kobieta, która założyła własną rodzinę widzę jak wiele rad dała mi moja mama i jak wiele mnie nauczyła. Zawsze mogę na nią liczyć. Zadzwonić z problemem nawet w środku nocy, przyjechać do niej bez zapowiedzi, a właściwie przyjechać do obojga rodziców bo tworzą zgrany duet, który potrafi przenosić góry. To działa także w drugą stronę. Kiedy tylko potrzebuje mojej pomocy pojadę z nią do lekarza, załatwie sprawy, które mi powierzy. Trudno jest opisać najciekawszą historię związaną z moją mamą. Dlaczego? Bo czerpię radość z prozaicznych rzeczy takich jak wspólne pogaduchy przy kawie, wspólny obiad, rozwiązywanie problemów, wspólne podejmowanie decyzji, które nas dotyczą. Bywa, że mamy inne zdanie, inne poglądy, czasem nawet się pokłócimy, ale zawsze ją szanuję i kocham. Było mnóstwo sytuacji, które jeszcze bardziej nas siebie zbliżyły choć nie należały one do przyjemnych i prostych. Pobyty w szpitalu, wzajemna pomoc w takich prostych cznynnościach. Jestem jej ogromnie wdzięczna. Nosiła mnie 9 miesięcy pod swoim sercem, przeżywała wraz ze mną pierwsze zawody miłosne, radość z ukończenia szkoły, studiów. Chciałabym być w przyszłości tak świetną mamą dla swojego dziecka jaką Ona była dla mnie.
Wow!!! Cudownie!!! Też się ostatnio zastanawiałam nad kupnem;)
Moja mama jest wyjatkowa zawsze mi pomagala w trudnych chwilach, doradzala w zyciowych decyzjach, czasem karcila jak bylo trzeba postawic mnie na ziemie. Mama jest moja najwierniejsza przyjaciolka, kiedy zaszlam w ciaze choc ja planowalam i dlugo wyczekiwalam ogarnal mnie lek ze nie podolam, ale mama zawsze przy mnie byla, odpowiadala na trapiace mnie pytania,pomagala ogarnac wyprawke i razem cieszylysmy sie z nadchodzacego bobasa. Urodzilam cudownego synka a mama z tej radosci zaszla w ciaze, nie bylo to planowane, jak sie dowiedziala nie ogarnal ja lek, ona byla przerazona, bo tak pozno, bo dziecko moze byc chore… Wtedy to ja bylam jej potrzebna. Ta historia jeszcze bardziej Nas do siebie zblizyla, teraz to ja pomagam mamie w wyprawce dla cioci badz wujka dla mojego synka. Najfajniejsze jest to ze Nasze dzieci w przyszlosci beda chodzic do jednej klasy :)
Moja mama jest najlepsza mama pod sloncem, pomagala mi w trudnych chwilach, doradzala w zyciowych decyzjach, czasem karcila jak bylo trzeba postawic mnie na ziemie. Mama jest moja najwierniejsza przyjaciolka, kiedy zaszlam w ciaze choc ja planowalam i dlugo wyczekiwalam ogarnal mnie lek ze nie podolam, ale mama zawsze przy mnie byla, odpowiadala na trapiace mnie pytania,pomagala ogarnac wyprawke i razem cieszylysmy sie z nadchodzacego bobasa. Urodzilam cudownego synka a mama z tej radosci zaszla w ciaze, nie bylo to planowane, jak sie dowiedziala nie ogarnal ja lek, ona byla przerazona, bo tak pozno, bo dziecko moze byc chore… Wtedy to ja bylam jej potrzebna. Ta historia jeszcze bardziej Nas do siebie zblizyla, teraz to ja pomagam mamie w wyprawce dla cioci badz wujka dla mojego synka. Najfajniejsze jest to ze Nasze dzieci w przyszlosci beda chodzic do jednej klasy :)
Moja mama to cudowna kobieta, a cudowność swą nadludzką udowodniła wiele lat temu, ucząc mnie robić wianki z kwiatów, wiązać trampki, jeździć na rowerze, pomagać innym, dzielić się miłością…Teraz też udowadnia swą niezwykłość na co dzień w małych gestach, zachowaniach, słowach – wtedy, kiedy przygotuje na obiad moją ulubioną lasagnę, wtedy, kiedy przybywa zając się moimi dziećmi, bym mogła pójść na koncert ukochanej Kasi Nosowskiej, wtedy, kiedy sadzi przed domem krzaczki truskawek, byśmy mogli zajadać się witaminowymi powidłami całą zimę…A mój nomber one jest jeden…Historyja wyglądała tak: byłam w ciąży. 37 tydzień, wszystko dobrze, fajnie, spokojnie…Mój mąż, kierowca, musiał zawieźć wycieczkę na drugi koniec Polski i oczywiście w tym czasie zaczęła się akcja porodowa…Bałam się przeokrutnie, tak bardzo nie chciałam być sama na sali porodowej. Moja ukochana mama w środku nocy wsiadła w taksówkę i przyjechała 100 km (płacąc 'rachunek życia’ ;)), by być ze mną, trzymać mnie za rękę, wycierać pot z czoła, dodawać otuchy i ostatecznie – płakać ze szczęścia, 3-kilogramowego szczęścia…Mamo, jesteś wielka! <3
Moja mama jest moją przyjaciółką. Dokłada wszelkich starań, aby każdym, nawet najmniejszym gestem wywołać uśmiech na mojej twarzy. Pomimo tego, że nie mieszkam już w domu prawie 10 lat jesteśmy ze sobą cały czas tak samo, a może i nawet bardziej zżyte. Kiedy w okresie przedświątecznej gorączki byłam tak zapracowana, że nie miałam nawet czasu wpaść do domu, żeby tradycyjnie upiec pierniczki, mama przysłała mi je pocztą. Nawet nie wyobrażacie sobie jaka była moja radość kiedy otwierałam ten aromatyczny pakunek. Zaś kiedy pojawiło się kilka problemów w moim życiu i kiedy byłam mega zdołowana, żeby nie rzec płaczliwa, zapukał ktoś do drzwi. Ni stąd, ni zowąd. Po prostu, rozmawiałam z mamą i kiedy opowiadałam jak mi źle, najzwyczajniej w świecie się popłakałam. Po 1,5 h (mieszkamy od siebie 100 km) mama już stała przed moimi drzwiami. Czy to nie jest piękne? Pewnie część z was pomyśli co to jest 100 km. Pewnie, że niewiele, ale liczy się gest, szybkość reakcji i świadomość, że można na kogoś liczyć o każdej porze dnia. Cudownie jest żyć ze świadomością, że istnieje na świecie osoba, która zrobi wszystko, żeby zobaczyć na twojej twarzy uśmiech. Dla mnie moja mama jest bohaterką i bez względu na to czy uznacie tą historię za najlepszą czy też, ja wiem, że jest to najpiękniejsza historia matczynej miłości o którejkolwiek słyszałam
Moja mama jest wyjątkowa,nie ważne czy miałam 5 lat czy 25 ona zawsze była moja najlepszą przyjaciółką i towarzyszką zabaw. Dlatego nie dziwiło to nikogo, że mama siadała z moim koleżankami i piła z nami cappucino-oczywiście.Mieszkamy w małej podlubelskiej wsi,gdzie co drugi dom to pustostan…nuda,ale dla dzieci-raj. Uwielbiałam biegać po dwór kaczki i doić krowy.Ale najbardziej na świecie kochałam te chwile kiedy jadłyśmy razem czereśnie.Ona,kobieta po 50tece wspinała się ze mną na wysokie czereśnie które rosną koło głównej drogi.Zawsze miała czas wieczorem,kiedy słońce już zachodziło a pracy było mało.Rwała je garściami i upychała do buzi. Potem plułyśmy sobie z drzewa na chodzące kaczki. Jaki był klimat do zabawy,żartów i rozmów. Kurde,taka małe rzecz a tak cieszy.W tym roku wejdziemy juz we trzy.Moja mama,ja i córka. Tylko żeby drzewko wytrzymało.
moja Mama ktoregos razu wyszla „na chwile” do sklepu, wiec jak tylko drzwi sie za nia zamknely popedzilam do lazienki zeby sie dobrac do jej malowidel ( dla siedmiolatki taki „wolny” czas byl na wage zlota) Umazana jak nieboskie stworzenie szlysze dzwonek wiec wpadam na korytarz szybko otworzyc Mamie drzwi i jeszcze szybciej spowrotem do lazienki zeby zatrzerc „dowody zbrodni”. Kiedy juz gotowa i wymyta wyszlam z lazienki na wprost siebie w duzym pokoju widze obca kobiete…Moje przerazenie bylo ogromne. zaczelam na nia krzyczec ze co ona tu robi i czego chce na co Pani ze spokojem, ze przeciez sama ja wpuscilam. oooo goraco mi sie zrobilo. Jak sie okazali moja Mama stala w glebi pokoju i niespodziewanie dla niej samej nauczyla mnie zebym nie otwierala drzwi dopoki nie sprawdze przez wizjer badz nie zapytam czy ta osoba ktorej oczekuje to ta sama ktora stoi pod drzwiami :) Zapamietam to do konca zycia.
Moja mama jest moją przyjaciółką. Dokłada wszelkich starań, aby każdym, nawet najmniejszym gestem wywołać uśmiech na mojej twarzy. Pomimo tego, że nie mieszkam już w domu prawie 10 lat jesteśmy ze sobą cały czas tak samo, a może i nawet bardziej zżyte. Kiedy w okresie przedświątecznej gorączki byłam tak zapracowana, że nie miałam nawet czasu wpaść do domu, żeby tradycyjnie upiec pierniczki, mama przysłała mi je pocztą. Nawet nie wyobrażacie sobie jaka była moja radość kiedy otwierałam ten
aromatyczny pakunek. Zaś kiedy pojawiło się kilka problemów w moim życiu i kiedy byłam mega zdołowana, żeby nie rzec płaczliwa, zapukał ktoś do drzwi. Ni stąd, ni zowąd. Po prostu, rozmawiałam z mamą i kiedy opowiadałam jak mi źle, najzwyczajniej w świecie się popłakałam. Po 1,5 h (mieszkamy od siebie 100 km) mama już stała przed moimi drzwiami. Czy to nie jest piękne? Pewnie część z was pomyśli co to jest 100 km. Pewnie, że niewiele, ale liczy się gest, szybkość reakcji i świadomość, że można
na kogoś liczyć o każdej porze dnia. Cudownie jest żyć ze świadomością, że istnieje na świecie osoba, która zrobi wszystko, żeby zobaczyć na twojej twarzy uśmiech. Dla mnie moja mama jest bohaterką i bez względu na to czy uznacie tą historię za najlepszą czy też, ja wiem, że jest to najpiękniejsza historia matczynej miłości o którejkolwiek słyszałam
Ja jestem tą szczęściarą że mam niesamowita mamę.Od kiedy 18 lat temu zaszłam w ciążę i z przyczyn zdrowotnych zostałam w szpitalu przykuta na 4 miesiące do łózka bez wstawania ona z tatą zawsze byli przy mnie,dbali o wszystko,bym mogła być szczęśliwą mamą.W siódmym miesięcy zaczęły odchodzić mi wody i trafiłam znowu do szpitala,załatwili mi przeniesienie do kliniki gdzie mieli uzupełniać wody płodowe.Pod koniec ósmego miesiąca zaczęłam rodzić.Byli z mamą przy mnie.Było żle a nawet dramatycznie.Cztery miesiące z odchodzącymi wodami doprowadziły że synek był z ciałkiem fatalnym,ja byłam usypiana,reanimowana,miałam transfuzje 2 i kilka kroplówek by uniknąć sepsy którą miał mój synek.Po 10 godzinach pracy lekarzy nade mną trafiłam wreszcie na salę i tam usłyszałam że mój synek umiera.Zadzwoniłam do mamy i za godzinę przyjechali.Szpital był zamknięty o 3 nad ranem więc szukali wejścia.Te 10 min zaważyło że mały zmarł w tym czasie.Słyszałam jak mama strasznie płacze na korytarzu.Potem weszła do sali i przekazała mi że mój aniołek odszedł.Płakałyśmy razem.Ja w ciężkim stanie leżałam w szpitalu a mama z tata wiezli mała trumienkę z moim synkiem w samochodzie a mąz jechał za nimi.Na pogrzebie w gronie rodzinnym tylko mnie nie było.Nie wiedziałam co się z nim stało,gdzie jest pochowany.Dopiero po miesiącu byłam z mamą na działce i zbierałam kwiatki dla synka bo byłam gotowa by do niego jechać.Mama moja powiedziała że widząc te kwiatki wiedziała że to już czas na pogodzenie się ze stratą.Od tamtego momentu razem z mamą zawsze pamiętamy o naszym aniołku a ona traktuje go jakby był wśród nas.Każde imieniny,urodziny,dzień dziecka,święta zawsze jedzie na grobek.
Ale to nie wszystko,była jak rodził się mój drugi synek,położna podała jej go po narodzinach a ona mu dała całuska.W czasie mojej ciężkiej choroby z której myślałam że nie wyjdę,zawsze była przy mnie,jeżdziła do Warszawy ze mną do lekarzy,do Krakowa,zawsze przy mnie.Nigdy nie odmówiła i jeden raz kiedy ona była chora i nie mogła jechać płakała że nie pojedzie ze mną.To było dla niej nie do przeżycia.Jest osobą ktora się poziomka dzielila z dwiema osobami,nikomu niczego nie zazdrości,grube tysiące wyłożyła na moją chorobę.Zawsze mnie wspierała i mówiła że będę zdrowa.Kiedy czułam się już lepiej poszłam na prawo jazdy.Po zdanym egzaminie razem z tatą kupili mi nowe auto z salonu.Zawsze mówiła że za moje cierpienia dla mnie wszystko.Zawsze pomimo trudu i choroby miałyśmy czas by jadąc do Warszawy zahaczyć o galerie na babskie zakupy.Tyle wspólnych radości wtedy było.Tyle fantastycznych chwil razem przeszłyśmy,śmiałyśmy się ,płakały,zawsze mogę na nią liczyć a ona wspiera mnie jak może.Taką mamę mieć to cud.Myślę że ja również staram się jej to wynagrodzić….kocham ją bardzo…..
To wzruszające wydarzenie przechowuję w pamięci i w sercu jak drogocenny klejnot od wielu już lat. Jest dowodem ogromnej matczynej miłości, która nie zna granic poświęcenia i troski. Moja mama straciła pracę w czasie, kiedy moja klasa przygotowywała się do Studniówki. Z powodu trudnej sytuacji finansowej w jakiej znalazła się moja rodzina, musiałam zrezygnować z uczestniczenia w tym niepowtarzalnym balu, który zdarza się przecież tylko raz. Było mi bardzo przykro, bo tylko ja jedna z klasy miałam być nieobecna, ale przy mamie starłam się bagatelizować całą sytuację. Starałam się jak mogłam żeby mama nie widziała jak bardzo jest mi przykro. Jednak matczyne serce bez słów odgadło, co czuję. Na dwa dni przed Studniówką, kiedy wróciłam ze szkoły zobaczyłam śliczną czarną sukienkę wiszącą na wieszaku i nowe buty. Mama powiedziała z uśmiechem, że dostała pieniądze od swoich rodziców, więc spełnia moje studniówkowe marzenie. Dopiero po miesiącu mój brat mi powiedział, że mama sprzedała cenny pierścionek, jedyną pamiątkę jaką miała po swojej babci, żebym ja mogła spędzić jedną, jedyną noc na beztroskiej zabawie. Było mi wstyd, że przez swój egoizm niczego się nie domyśliłam. Kiedy zapytałam mamę czy rzeczywiście sprzedała ten pierścionek żebym mogła pójść na Studniówkę, powiedziała, że zrozumiem dlaczego to zrobiła, kiedy sama będę mamą. Dzisiaj kiedy sama mam 2 synów, wiem jak bezgraniczna może być matczyna miłość. Wiem też, jak ogromna może być miłość i wdzięczność dziecka do matki. Bardzo Cię kocham Mamo…
W pamięci mam Mamę ,która po dziś dzień prasuje ubrania…. moje ubrania…. przyejżdza do mnie i macha żelazkiem… Ja tego nie nawidze i zapłacej jej każde pieniądze by robiła to za mnie. Chociaż ostatnio się buntuje i prasować nie chce zawsze cielęce oczka ukochanje jedynaczki wybłagają jeszcze jedno prasowanko. Chciałabym wygrać prasowacz booo chciałabym jej go dac po prostu pokazać ze dbam o nią i daje to co najlepsze ,chciałabym by w soim ciężkim i pełnym wyżeczeń zyciu miała coś ekstra… zwłaszcza teraz gdy musi układać życie na nowo sama… Niech wie że zasługuje tylko na najlepsze i Ja jej to dam.
Kiedy miałam około dwa lata byłam raczej grzecznym i spokojnym dzieckiem jednak pewnego dnia Mama uznała, że w pokoju jest „coś za cicho”. Okazało się, że razem z moim niecałe dwa lata starszym bratem postanowiliśmy pobawić się we fryzjera. Możesz sobie wyobraźić rozpacz matki, która właśnie cieszyła się, że włosy jej córki zaczynają być wystarczająco długie żeby pomyśleć o pleceniu warkoczy :), a zamiast tego zobaczyła córkę do połowy obciętą na chłopaka (!) z idealnie wyciętymi włosami nawet za uszkiem :). Moja mama nigdy nie należała do tych krzyczących więc zamiast na nas nakrzyczeć, poprosiła tatę o uprzątnięcie „dowodów zbrodni”, a sama uciekła z płaczem do sąsiadki. Istotny w tej historii jest fakt, że mój brat wykazał się niezłymi zdolnościami manualnymi posługując się naprawdę dużymi (z 20 cm) nożyczkami (oczywiście mamy je do dziś!) i nie uszkadzając mnie przy tym. Dziś śmiejemy się z tej historii, tym razem jednak to ja mam długie włosy, a ona obcięta jest na chłopaka. Podczas dziesiejszej wizyty u fryzjera na próbnej fryzurze do mojego ślubu fryzjerka spytała „To mama jest czy siostra?”, odpowiedziałam „Mama”, a po chwili namysłu „W sumie to pół na pół”… :)
To ja postawię na historię zabawną, w końcu Dzień Mamy to radosne święto najwspanialszych kobiet w naszym życiu!
I chociaż kiedy historia miała swoje miejsce, wcale nie było mi do śmiechu, z perspektywy czasu owszem, robi mi się wesoło na samo wspomnienie ;)
A było to tak:
Dawno, dawno temu, jeszcze w LO, kiedy mieszkałam w domu rodzinnym, na wsi, z moją mamą często używałyśmy tych samych kosmetyków pielęgnacyjnych (o makijażu mogłam sobie pomarzyć), również tych do włosów…Pewnego wieczoru, kiedy jeszcze chadzałam na dyskoteki z moją starszą kuzynką i jeszcze starszym bratem i właśnie w pośpiechu szykowałam się na jedną z nich do pobliskiego miasta, okazało się, że na półce w łazience brakuje mojego ulubionego nabłyszczacza do włosów…Pomyślałam, że mama zniosła go po prostu do łazienki na parterze i szybko wyruszyłam na poszukiwania. Jeszcze zanim weszłam do łazienki zobaczyłam buteleczkę na szafce przy drzwiach wejściowych do domu i zadowolona nie zastanawiając się długo złapałam ją i pobiegłam przed lustro…Pośpiech czyni z ludzi gapy (diabeł się cieszy ;) i nawet nie przyjrzałam się dokładnie przeźroczystej buteleczce, bo po co…? Szybko i zdecydowanie spsikałam cała misterną fryzurę (czyli loki zakręcona na wałkach) i dopiero wtedy dotarło do mnie, że coś jest nie tak…Zapach był zdecydowanie inny niz zazwyczaj i hmmm raczej nie był to zapach, a…smrodek. Dość szybko okazało się co następuje:
– po pierwsze nabłyszczacz się skończył, a moja mama postanowiła wykorzystać opakowanie i wlała do niego jakiś środek na owady do spryskiwania roślin, mszyce jeśli mam zgadywać ;)
– moja fryzura nie dość, że pachniała co najmniej nieprzyjemnie, to w dodatku była tak klejąca, że musiałam ją ze dwa razy potraktować szamponem,
– impreza jakimś cudem odbyła się beze mnie, jestem pewna, że wszyscy znajomi żałowali, że mnie nie ma, ale jakoś nie mogłam pokazać się w takim stanie…
– przestałam chodzić na dyskoteki :P
Do dzisiaj żartujemy sobie z mamą z tamtych zdarzeń, z których zresztą wyniosłam bardzo ważną naukę – jeśli dzisiaj chcę, żeby moje dziecko wypiło tran, wlewam go do opakowania po malinowym syropie witaminowym :P
O tym, że moja mama jest wyjatkowa nie muszę nikogo przekonywać, bo każdy tutaj ma taką :-) Ale opowiem wam, coś, na samo wspomnienie czego już chce mi sie płakać…Gdy prawie 5 lat menu powiedzieliśmy moim rodzicom, że zostaną dziadkami, moja mama wyciągnęła z szafy stary, wyplowialy zeszyt. Okazał się pamiętnikiem z jej okresu ciąży, oraz pierszych lat życia mojego i moich braci. Jej obawy, przemyślenia, rady, troski, radości, nasze wszystkie sukcesy…. Dziś sama piszę taki dla mojej córci.
Mam naj cudowniejsza mame na świecie i nie ważne czy wygram czy nie. Nasza historia zaczela się gdy zaszla mną w ciążę i mio ze wszyscy jej mojego ojca na meza od radzali to i tak wzieli ślub. Mimo ze po slubie zaraz wpadł w ciąg alkoholowy trwala z nim w zwiaku 17 lat różneie bywało w domu gdy pracowali oboje to z bratem mielismy lepiej gdy mama stracila prace bylo ciężej byly momenty ze nie mielismy co jeść mama wymyslala na bieżąco z tego co bylo w domu i kombinowala jak mogla to robila nam cebule na maśle czy margarynie czy kluski z maki i wody poswiecala się dla nas jak mogła. Ojciec potrafil pic miesiącami czesto tez ją bił. Potem mam postanowila sie rozstać z ojcem ( byl cudownym ojcem gdy nie pił), było nas juz wtedy w domu 5 ale tyle co sie wyprowadzilismy i ojciec zaczął pić pić i w ciągu dwóch tygodni sie za pil :( mama byla juz jakis czas w związku z kims innym (mimo to strasznie przezyla śmierć ojca) i wiecie co mialam w tedy okres dojrzewania co ona sie ze mna przeszla przez kolejne dwa lata to wie tylko ona i ja kutnie, wyzwiska uciekanie ale po dwóch latach wszystko przeszlo jak ręką odja przeprosilam mame wybaczyla mi wszystko. Jak ja sie uspokoilam zacza odstawiac mój brat wpadl w zle towarzystwo zaczal cipac i trafil do osrodka dla trudnej młodzieży jednego drugiego i w trzecim stracil życie (i nikt za to nie odpowiedział nasze polskie prawo). Wiec mama przezyla kolejny szok i cios w serce staralam się ja wtedy wspierać. Kilka lat wczesniej wykryto jej raka nie byl zlosliwy zyje z nim juz 13 lat ale za to teraz sie zmienil mama ma słabą odporność i juz 2 razy miała polamane ręce. Na szczęście ma cudownego meza teraz kocha ja i wspiera jak tylko potrafi. Ja z narzeczonym(teraz mężem) niestety wyjechaliśmy z kraju pomagamy finansowo jezeli możemy i nie ważne czy wygram to do prasowania para czy nie. Cieszę się ze trafila sie okazja ze mogłam to z siebie wrzucić po tylu latach. W domu mama ma jeszcze 3 dzieci jedno z nich ma adhd wiec tez nie ma łatwo i teraz jak to wszystko prze analizowalam problemy z ojcem ze mna z bratem teraz z kolejnym wiem ze zycie mojej mamy nie bylo uslane różami ale wiem ze ma anielska cierpliwości i wielkie serce kocham ja nad życie, szkoda ze tak pozno to stwierdzam dopiero jak sama jestem matką i widze to wszystko z innej prespektywy. I chce jej ulżyć bynajmniej jej rękom bo wiem ile sie na męczy przy trójce dzieci.
Chwil cudownych z mamą tez miałyśmy mnóstwo wspolne spacery zabawy, och bylo pieknie teraz tez jest pieknie dba o wnuka mimo ze sama nie ma za wiele i moj synio ma wspaniałą babcie i dziadka:*
Ooo, Bakusiowa Istoto, moja miłość do parownicy też zaczęła się w salonie odzieżowym, jednak ja wciąż pracuję w ww. branży, więc nie stać mnie na samodzielny zakup tego błogosławieństwa ;-) może więc wygram je dla Mamy mojej, a że mieszkamy razem i to ja jej zawsze prasuje ciuszki i nie tylko, to prezent taki i trochę dla mnie też będzie :-D Nie wiem dokładnie ile miałam wtedy lat, podejrzewam że około 5, moja siostra 3, rano rozłożyłyśmy na podłodze koc i prasowałyśmy ubranka lalek- włączonym żelazkiem :-/ nie pamiętam jak to się stało ale to rozgrzane żelazko wylądowało na kolanie siostry :-( był syk i płacz, który usłyszała nasza Mama. Zabrała Beatkę do łazienki i zajęła się oparzeniem, później szybką wizyta w przychodni pediatrycznej… Nie podniosła głosu, nie krzyczała na nas, wieczorem widziałam tylko jak wypłakuje się Tacie. Od tamtej pory żelazko stoi na szafie. Ja też je tak stawiam u nas w sypialni, chociaż Paweł ma dopiero 2 latka nie wiem co mu przyjdzie do główki za pomysł, ale nie chcę czuć się winna, tak jak tamtego dnia czuła się moja Mama.
Ciężkie zadanie nam dałaś do spełnienia ;) Na pewno jestem bardzo szczęśliwa, że moja mama towarzyszy w moim życiu do dziś. Chociaż za młodu nie doceniałam tego to jednak później człowiek mądrzeje :) Dałam nie raz popalić mojej mamie i robiłam mnóstwo głupot. Do teraz dziwię się jak ona to wytrzymywała ;) Pamiętam wiele chwil, wesołych i smutnych, ale podzielę się z Wami tą śmieszniejszą historią. Nie wiem czemu to ona akurat tak wryła się w moją pamięć, ale to może przez duże emocje jakie nam wtedy towarzyszyły. Teraz to się z tego głośno śmiejemy, ale wtedy to była scena jak z horroru ;) Miałam około 5 lat. Zasnęłam razem z mamą w łóżku. Leżałam od ściany, bo jako wiercipięta lubiłam spadać z łóżka. Noc, cisza, ciemno, śpimy. Nagle się przebudzam, tak po prostu i patrzę przed siebie na ścianę. Słaba widoczność, ale pomimo tego zobaczyłam na ścianie plamę jeszcze ciemniejszą niż reszta otoczenia. No nic, zaspana zamykam oczy. Za chwilę znów je otwieram, bo w głowie już mnóstwo myśli na temat potworów. Wiecie na pewno co potrafi zdziałać wyobraźnia dziecka w tym wieku :) Plama nieruchoma ciągle trwała w tym samym miejscu. W końcu po paru minutach budzę moją mamę. „Mamo, mamo, coś jest na ścianie”. Oczywiście na początku kazałam mi spać i mówiła, że pewnie mi się coś przewidziało. Wcale się nie dziwię, bo w środku nocy wiele rzeczy może się wydawać. Uparcie jednak sprawiłam, że wstałyśmy. Zapaliła światło i….O ZGROZO! Na ścianie w tamtym miejscu siedział tak OGROMNY pająk, że w życiu takiego nie widziałam! Jak nie krzyknęłyśmy! Mieszkałyśmy wtedy w domu graniczącym z lasem, więc wszystko mogło z niego przyleźć. Miał czarne grube nogi i był wielkości dłoni dorosłego. Nigdy tego nie zapomnę! Za chwilę trzeba było obrać strategię jak się pozbyć intruza. Zabijać go nie chciałyśmy, więc kombinowałyśmy co by tu ten tego. W końcu mama podjęła się tego wyzwania i długą szczotką, z wyciągniętymi rękami jak najdalej się da, z bojowymi okrzykami, przepędzała pająka w stronę drzwi. Trochę czasu minęło zanim go wygoniła. Nie zawsze skręcił tam, gdzie się nam podobało. Po wszystkim ciężko było zasnąć nam obojgu. Pamiętam do dziś tą plamę przed oczami i nawet teraz czuję się nieswojo, gdy w nocy przebudzę się i widzę cień na ścianie. Mama została tamtego dnia moją największą bohaterką! :)
Moja mama jest wyjątkowa, zawsze mi pomagała w trudnych chwilach, doradzała w życiowych decyzjach, czasem karciła jak trzeba było postawić mnie na ziemie. Mama jest moją najwierniejszą przyjaciółką, kiedy zaszłam w ciążę, choć ją planowałam i długo wyczekiwałam ogarnął mnie lęk że nie podołam, ale ona zawsze przy mnie była, odpowiadała na trapiące mnie pytania, pomagała ogarnąć wyprawkę i razem cieszyłyśmy się z nadchodzącego bobasa. Urodziłam cudownego synka a mama z tej radości zaszła w ciążę, nie było to planowane, jak się dowiedziała nie ogarnął jej lęk- ona była przerażona, bo tak późno, bo dziecko może być chore… Wtedy to ja byłam jej wsparciem. Ta historia jeszcze bardziej Nas do siebie zbliżyła, teraz to ja pomagam jej w wyprawce dla wujka bądź cioci dla mojego synka. Najfajniejsze jest to, że Nasze dzieci będą chodzić do jednej klasy! Mam nadzieje, że będzie łączyć ich tak silna więź jak mnie z moją mama.
Moja historia z mamą jest raczej zabawna…Można to stwierdzić po tylu latach i teraz wszyscy się z niej naśmiewamy i wspominamy z uśmiechem.Choć, muszę przyznać, wtedy tak radośnie nie było….Miałam może 2 lub 3 latka…Mama niedawno zrobiła prawo jazdy i była bardzo zadowolona i dumna. Mieliśmy nowego 'Malucha’ i wszyscy stwierdzili,że nadszedł dzień kiedy mama może spokojnie się przejechać. Ja tez się bardzo ucieszyłam bo chciałam przejechać się z mamą. Usiadłam z tyłu, mama za kierownicę i ruszyła…. Ujechałyśmy dosłownie parę metrów i auto zatrzymało się na murze naszego domu….Nie wiemy co się stało..Nawet mama nie jest w stanie na to pytanie odpowiedzieć…Do dziś…Chyba była za bardzo przejęta…Oczywiście nie było wtedy za wesoło..najważniejsze, ze nikomu nic się nie stało a my dziś wszyscy wspominamy te chwile z uśmiechem…
To wiadome.. wiele historii, dużo by można pisać. Sytuacje śmieszne i trudne chwile.
Mnóstwo kłótni, krzyków,ale Też miłości i Zrozumienia :)
Zdecydowałam się opisać to śmieszną – pamiętam ten dzień,było lato – wybraliśmy się z mamą na spacer, to było jakieś 14 lat temu,miałam wtedy 17 lat :) pogaduchy, śmiechy. Spowrotem wstąpiłysmy na loda do MC Donalda. Uchachane wracalysmy do domu. W pewnym momencie zaczął padać deszcz, z którego zrobiła się wielka ulewa. Bieglysmy z tymi lodami, jak wariatki. Nie miałyśmy się gdzie schować. Pełno wody w lodach, klapki spadały z nóg,bo noga się ślizgala. Kupa śmiechu jak jedna patrzala na drugą :) przemoczone wrocilysmy do domu, tuż przed domem przestało padać :) Zjadlysmy resztę loda,przemoczony wafelek i do końca dnia wspominalysmy ta ulewe :)
Takie zwykłe chwile, a takie ważne :)
Moja mama jest cudowna i zawsze starała się mi pomóc jak najlepiej potrafi. Mimo wielu złych słów, które ode mnie usłyszała w okresie nastoletniego buntu i mimo wielu nieprzespanych nocy nigdy nie odwróciła się ode mnie.
Najbardziej mi jednak pomogła jak sama zostałam mamą. Urodziłam córeczkę będąc w drugiej klasie liceum. Najpierw mama zgodziła się, żeby mój wtedy jeszcze chłopak z nami zamieszkał, bo wiedziała, że dziecku potrzeba obydwojga rodziców. W zasadzie to zamieszkał z nami już jak byłam w ciąży. Potem nie zgodziła się, żebym kończyła szkołę wieczorowo ani, żebym miała zajęcia ustalane indywidualnie (nie chciałam jej obciążać opieką nad naszym maleństwem). Obydwoje z mężem dzięki mojej mamie skończyliśmy szkołę normalnie i rozpoczęliśmy studia. Mamy możliwość prowadzenia może nie takiego jak jako bezdzietni, ale jakiegoś zawsze życia towarzyskiego.
Teraz kiedy już mamy drugie dziecko i mieszkamy kilkanaście kilometrów dalej mama dalej nam pomaga, tym razem przy wnuku.
Pamiętam taką historię jak jako świeżo upieczona mama lat 18, uwięziona na wsi (w ciąży przeprowadziliśmy się na wieś), wyrywająca się z domu tylko do szkoły siedziałam i wyłam w swoim pokoju. Było to przy okazji jakiegoś wypadu do lokalu, na który zaprosili nas znajomi. Dziecka bardzo chciałam, ale fakt, że jedyne co mogłam robić, to wyjść na spacer sama lub z chłopakiem i wózkiem, po jednej jedynej drodze lub na podwórko i oglądanie tv (moje dziecię wiecznie spało) był dla mnie bardzo przytłaczający. Ja mieszczuch, dusza towarzystwa i imprezowiczka czułam się jak w więzieniu. Nie miałam kolokwialnie mówiąc do kogo gęby otworzyć. Moja mama zobaczyła, że płaczę. Pamiętam jak sama zaproponowała, żebyśmy gdzieś wyszli, bo nie może patrzeć jak się męczę. Od tamtej pory czasami faktycznie na trochę wychodziliśmy. Aurelka przesypiała noce, a za dnia miałam dzięki temu dużo więcej werwy i energii do zajmowania się nią. Dzięki pomocy mamy cieszyłam się macierzyństwem. To ona pokazała mi jak piękne mogą być chwile spędzone razem :)
Chciała bym opisać jakąś cudowną historię związaną z mamą, mamusią, lecz przez całe życie jej nie doceniałam. Mama szybko ze względu na mnie musiała dorosnąć. Zbyt młody wiek i mnóstwo spraw na głowie powodowało, że często się sprzeczałyśmy. Ale to właśnie ona od kiedy się wyprowadziłam na studia, pomaga mi, wspiera mnie a nawet udaje, że podoba się jej mój kierunek studiów. Moja historia z mamą miała miejsce niedawno, 3 miesiące temu. Dopiero co kupiłam samochód nie zdążyłam go ubezpieczyć a już ukradł mi go jakiś prostak, ona była jedyną osobą, która mnie wtedy wspierała i dzięki niej mam siły zbierać na kolejny samochód i to ona ciągle pożycza mi furę gdy tylko potrzebuję, chciałabym się jej za to odwdzięczyć takim małym prezentem jak steamaster. Jeśli ktoś to czyta to niech wyśle swojej mamie, że ją kocha, bo ja swoją kocham i chce by to wiedziała.
Moja mama…zbyt wiele dobrego nie moge powiedzieć. Szkoda… Zawsze zazdroszczę jak widzę matkę z córka na zakupach. Babcie bawiąca sie z wnukami…ja tego nie mam i nigdy nie miałam. Nie utrzymujemy kontaktu. Jest jednak historia, ktora bardzo utkwiła mi w pamięci. Pewnego wieczoru gdy miałam 6 lat mama podeszła do mojego łóżka ( był wieczór ) żegnała sie ze mną i powiedziała mi, ze idzie sie zabić bo ma juz dość. Boże jak ja sie bałam…nie chciałam jej puścić i z całych sił trzymałam. Zostala…nie poszła… To wydarzenie dało mi wiele do myślenia. Teraz sama jestem mama dwójki dzieci. Czasami jest cieżko…bardzo. Czasami mam dosc…bardzo. Wtedy wraca do mnie to wydarzenie… Twarz mojej mamy i mój strach. Strach dziecka… Dzięki temu nigdy nie daje poznać jak bardzo jest mi cieżko. Nie chce takich wspomnień dla moich dzieci. Nie chce by tak sie bały. A taki prezent bardzo by mi sie przydał…było by chociaż troche lżej… ;)
Z moją mamą mamy mnóstwo różnych przygód ,ale najbardziej wspominamy jedną tą za czasów szkolnych ,kiedy chodziłam do gimnazjum . Codziennie rano wstawałam o 6 na autobus ,który był po 7.(jeju jak ciężko było zerwać się z łóżka ,ogarnąć siebie i zrobic kanapki ,a taka gapa jak ja zawsze czegoś zapominała .) Tak stało sie i tym razem ,zapomnialam stroju na wychowanie fizyczne ,pech chciał ,że tego dnia miałam zaliczenie a nie przyniesienie stroju wiązało sie z nie zaliczeniem ćwiczeń i jedynką ! Pamietam jak stałam przestraszona na przystanku jak zorientowałam się że zapomniałam stroju .Miałam zaledwie kilka minut do autobusu ,ale zarezykowałam i zadzwoniłam do mojej mamy ,która jak zwykle ratowała i nadal ratuje mój tyłek z trudnych sytuacji:P bo taka jest moja mama nie zawodna i kochana !;-) Pamiętam jak odebrała zaspana i powiedziała tylko dobra juz jade ,może zdąrze ;-) Przyjechała w ekspresowym tempie ,ale żebyście widzieli ją taką zaspaną z super fryzurą (kazdy włos w inną stronę ,ale grunt że włosy uniesione !;-) Ale chyba nigdy nie zapomnę tego jak uchyliła szybę samochodu ,i zobaczyłam jak przyjechała ubrana ;-) Moja mama przyjechała w różowym ,puchowym szlafroku (taki neonowy róż) .Koledzy śmiali się że pewnie cos z mamą przemycamy w takim ekstra tempie :P I wiecie co ta historia udowadnia że moja mam jest nie zawodna i moge liczyć na nią zawsze ! Jak wróciłam ze szkoły to smiałam się z niej że mogła zarzucic bluzę chociaz, to nie było by widac że dopiera wstała ;-) ale Moja mama na to :”szkoda czasu na takie bzdury ale chyba tak żle nie wygladałam, i wiesz całe szcześćie że nie wyszłam z samochodu bo miałam jeszcze kapcie ale cos mnie tkneło ze to było by przegięcie, ale chyba koledzy sie ze mnie nie śmiali ,:-) Mamo wyglądałaś super , do dziś pamietam ten widok :-) i dlatego Moja mama jest wyjątkowa bo która kobieta ma tyle odwagi żeby wyjść bez makijażu a co dopiero paradować miedzy ludźmi w szlafroku ;-) ale dla kochanej córki wszystko!;-) Dlatego bardzo chciałabym aby ta historia została wyróżniona ,już widzę jak się cieszy że wygrałam ,(w sumie wygrałymśmy ) bo bez niej nie było by tej historii ,a ten prezent na pewno by sie jej przydał) Mamo nawet jesli nie wygramy to bardzo Cie kocham i dziekuję za te wspaniałe przygody których jest bardzo dużo ,dziekuję że jestes !!!
Siedzę i czytam komentarze: moja mama jest moją przyjaciółką, jest wspaniała, jedyna, najlepsza itd. A moja mama? Może trudno w to uwierzyć ale kiedy pojawił się ten wpis zmusił mnie do pomyślenia o mnie i o mamie. I niestety nie jestem w stanie przypomnieć sobie żadnej ciekawej pozytywnej historii. Nic, zero. Za to mogę Ci opowiadać bez końca inne ciekawe historie, np. Zostawił mnie chłopak na którym mi bardzo zależało, przyjechałam do domu rodzinnego i jak mama dowiedziała się o tym tylko się uśmiechnęła- nóż w moje serce, jak wyszłam za mąż zaczął się dramat: wykańczanie mieszkania i namowy mojej mamy: przyjedź do domu co tam będziesz siedziała, niech on (mój mąż) sobie robi, narzekanie, że długo wykańczamy, że on się tak stara, że ile można malować… To początek tej ciekawej historii. Potem było już tylko dramatyczniej. Mój mąż nazywany był ch…jem (choć moja mama ciągle twierdziła, że nic do niego nie ma), były wielkie awantury a raz przyjechała po mnie i na dwa tygodnie zabrała od męża. Zapytasz czemu? Bo on był za dobry. Bo nie chciał żyć jak ona, bo ja jej zaufałam i zwierzyłam się a ona to wykorzystała.
Byliśmy nad przepaścią o krok od tragedii, przetrwaliśmy to (chyba głównie dzięki mądrości mojego męża) i jesteśmy razem szczęśliwi. Moją mamę odwiedzamy, mąż jest ciałem ale jest tam ze mną.
Trudno mi zbudować dobrą relację z moją mamą. Chcę ale nie ufam jej tak jak kiedyś…
Oj uwierz mi, że chętnie oddałbym naszą garderobę za dzieciaka…
Czytam tak te komentarze i uśmiech się pojawia jak to piszecie o swoich mamach. ;)
Miłości rodzica do dziecka nie można z niczym porównać, nie można jej zmierzyć, określić jej granic.
Ale moja historia związana z mamą hmm nic ciekawego na ten temat Wam nie napisze.
Od 4 roku życia niestety nie mam z nią kontaktu( z jej wyboru )od czasu do czasu zadzwoni ale wcale nad tym nie ubolewam ponieważ znalazły się osoby które mnie pokochały bezwarunkową miłością i to jest największe szczęście jakie mnie mogło spotkać .Mowa o mojej ukochanej cioci-(mamy), wujku i babci.
Każdy dzień z nimi był wyjątkowy jak w prawdziwej kochającej się rodzinie..Nie mam ciekawych historii związanych z nimi po prostu jesteśmy szczęśliwą rodzinką nawet teraz jak mam już swego mężusia.
Dlatego teraz korzystając z dnia mamy chciałam jej podziękować za to,że znosiła to, czego nie musiała znosić,że robiła coś z niczego,że wybaczała choć nie przepraszałam,że kocha gdy czasami kochać się nie da a szczególnie za wychowanie,że jest zawsze ,gdy jej potrzebuje.
Kocham <3
Każda z Mam jest wyjątkowa. Ja kocham swoją nad życie, mimo iz się kłócimy to jednak zawsze szybko się potrafimy pogodzić :)
Razem z siostrami (mam dwie) często dawałyśmy Jej w kość i przeszła już nie jedno…
Jest dla Mnie cudowną i pewną siebie kobietą, która potrafi dosłownie wszystko :) Pamiętam jak będąc w ciąży moja siostra nagle sie źle poczuła i strasznie spuchła.. poczekała jednak, bo tego samego dnia miała wizytę u swojego lekarza więc nie panikowała.. okazało się, że ma ciężkie zatrucie ciążowe i musi jechać do szpitala (7 miesiąc). Mama od razu wyszła z pracy i pojechała do szpitala,aby dowiedzieć się co dzieje się z siostrą i dzidziusiem. Następnego dnia siostra urodziła Julkę a mamuśka przebrała się w strój jakiejś pielęgniarki i windą dla personelu dostała się na salę :) Wszystko się szczęśliwie skończyło, Julka urodziła się z wagą 1460g i teraz jest szczęśliwą dwulatką :) a Mama cały czas powatrza, że dla niej nawet szpital nie jest straszny i wszędzie się dostanie, żeby tylko bronić swojej rodziny :)
Strasznie Ją kochamy i może nie zawsze okazujemy to tak jak powinnyśmy.. W każdym razie po tamtej sytuacji z siostrą Moja Mama jest dla mnie bohaterką! Kocham Cię Mamuś :* Wiem , że zawsze mi pomożesz..
To nie tak.. nie znasz się… nie rozumiesz…. tak kiedyś mówiłam do swojej mamy, no bo co „starsza” osoba może wiedzieć o życiu i problemach nastolatki. Miałam też alergie na słowa „zobaczysz, też kiedyś będziesz się martwić jak będziesz miała swoje dzieci, zobaczysz jak będziesz mamą”. No i miała rację…
Miała rację w wielu kwestiach bo mądrą kobietą była. Tak była. Moja mama nie żyje. Zmarła 11 lat temu. Nie zdążyła zobaczyć jak cieszę się z pierwszej pracy, jak idę do ołtarza w białej sukni, jak rodzi się moja córka, jak przeprowadzam się do swojego domku, jak rodzi się moja druga córka i wielu wielu rzeczy… bardzo za nią tęsknię, bardzo mi jej brakuje.
Próbuję odnaleźć w pamięci „ciekawą” historię. Tylko, która jest ciekawa skoro moja mama wiodła takie zwykłe życie bez „ciekawych” historii. Jak znaleźć te momenty kiedy proza życia pisze inne scenariusze: praca dom, rodzina, ugotować kompot, przykleić plaster na stłuczone kolano, sprawdzić wypracowanie, czy zdążyć na trzecią zmianę do pracy. Ale właśnie te prozaiczne sytuacje są ciekawą historią mojego życia, bo to one sprawiły, że jestem tym kim jestem.
Kiedy ostatnio moja córka zachorowała podarowałam jej petshopa żeby nie było jej tak smutno w trakcie choroby. Zrobiłam to tak jak robiła moja mama, która podarowywała mi różne drobiazgi na otarcie łez w chorobie.Oczywiście za moich czasów nie było petshopów czy innych „fantastycznych” zabawek ale pamiętam jedną wyjątkową….
Znowu angina mnie dopadła, jak zwykle lekarz, leżenie w łóżku. Mama szybko pobiegła do apteki po lekarstwa. Przynosząc lekarstwa powiedziała „mam coś dla Ciebie”. I wyciągnęła prawdziwy, najprawdziwszy dziurkacz. Tak, tak dziurkacz! I nie był to żaden dziurkacz w kształcie truskawki, uśmiechniętej dziewczynki, listka czy kwiatka. O nie w tamtych czasach dziurkacz był JEDEN. Ale była radość! Wyciągnęłam książki do każdej zrobiłam kartę biblioteczną oczywiście odpowiednio przedziurkowaną. I tak przez 5 dni robiłam swoją bibliotekę, a kolejne 5 dni bawiłam się i choroba jakoś tak szybko minęła. No bo przecież nie ważne jest co dostajesz, ale od kogo ;-)
Pewnie każdy z nas ma takie swoje „dziurkacze”, warto o nich pamiętać bo to one budują nasze „ciekawe” historie
Moja Mama…hymmm…to weteran,bo miała ze mną niezłą wojnę. Od kiedy zaczęłąm naście lat to coś mi się a wgłowie poprzewracało i buntowałam się przeciw wszystkiemu i wszystkim. Kolczyków miałam z 10, tatuaży trzy a fryzurę gorszą od mopa,teraz tak to widzę,wtedy to był szczyt moich marzeń. Jak patrzę na swoje zdjęcia to az nie wierzę.Pokój to był mordor,a pośród tego wszystkiego Ona-Mama . Wszystko cierpliwie znosiła,każdy wybryk,każda kłótnię .A im bardziej ona mi wybaczała tym bardziej ja chciałam jej dopiec.O durna młodości! Aż któregoś pięknego ranka Mama wpadła z impetem do mojego pokoju,związała mi włosy gumką, zmyła oczy pomalowane na czarno i mówi:pakuj się ma pół godziny. Myślałam,że chce mi wywalić.A ona założyła dres,spakowała się i za godzinę siędziałyśmy już w pociągu. Tysiąc myśli uderzało mi do głowy,biłam się ze sobą myślami.A ona cierpliwie siedziała i czekała.A na wieczór mieszkałyśmy juz na polu namiotowym w Pobierowie-300metrów od morza. Najpierw tylko była koło mnie,nic nie mówiła tylko przytulała,aż w koncu trzeciego dnia nie wytrzymałam.Przejżałam na oczy.Zobaczyłam jej olbrzymią matczyną miłośc. Ta wyprawa to było antidotum,oczyszczenie.Otworzyłam się i porozmawiałam z nią szczerze. Od tej pory cala się zmieniłam. Dużo zrozumiałam,dorosłam do swoich lat. I teraz wiem jaką mam mądrą mamę. Ten czas spędzony we dwie był najpiękniejszym w moim życiu. Włosy po dredach odrosły, dziurki po kolczykach pozarastały a przyjaźń z Mama została-na zawsze!
Macocha z bajki o Kopciuszku ni jak się ma do mojej mamy.Czemu ? Nie mam przeżyć jak Kopciuszek, mama nigdy do niczego mnie nie zmuszała … wręcz przeciwnie . Zawsze sama sprzątała, dbała o mnie i moje rodzeństwo, prasowała, gotowała , a ja … przypatrywałam się jej . Pewnego dnia zachorowała (nie , nie poważnie . Na szczęście m jednak nie mogła wychodzić z łóżka) . Miałam wtedy może 15 lat . Powiedziałam, że wszystkim się zajmę. Ona … z niedowierzaniem przytaknęła (w końcu i tak nie miała siły aby wyjść z łóżka) . Zajęło mi to 2 godziny . Posprzątałam, wszystko umyłam i … ugotowałam obiad . Zaniosłam jej do łóżka pyszny obiadek, rosołek oraz ziemianczki kotletem w płatkach. Ona … zapytała czy była tu jej mama . Odpowiedziałam że nie . To kto przyrządził tak pyszny obiad ? Zapytała . No ja … Nie uwierzyła . Zjadła smacznie . Ja postanowiłam podlać kwiatki w domu . Jako,że nie mieliśmy konewki, nalałam zimną wodę do miski a z niej kubkiem do kwiatków . Postawiłam miskę na schodach . Było to już wieczorem . Mama poczuła się lepiej . Wyszła z pokoju i …. bach . Zawadziła o miskę z wodą, a ta pchnięta spadła ze schodów bokiem i centralnie cała woda poleciała na mnie . Mama ? Myślałam, że się popłacze, że niechcący to zrobiła . Ja … trzęsłam się ze zimna . Moje rodzeństwo ? Miało niezłą polewkę . Szybko przybiegła do mnie, przytuliła mnie swoim ciepłym ciałem. Zrobiło mi się gorąco … Poczułam się świetnie . Miłość mamy rozgrzała nie tylko moje serce ale i ciało . Teraz ? Mamy fajne wspomnienia A moja mama ? Jest najwspanialsza na świecie . Czuła, kochana , zawsze potrafiąca mnie rozweselić . Jak JAMES BOND ratująca swe dzieci z opresji i chroniąca je od złego .
O mojej mamie mogłabym opowiadać bez przerwy. Chyba nawet okrągły rok by nie starczył, abym skończyła Wam opisywać wszystko, co się między nami wydarzyło. Przeżyłyśmy razem mnóstwo historii zarówno smutnych, wzruszających jak i wesołych. Niedługo Dzień Matki. Mogłabym opowiedzieć jakąś rzewną historię, która z pewnością wszystkich by wzruszyła, ale w związku, że 26 maja jest dniem radosnym, opowiem wesołą przygodę… Było tego sporo… Moja mama jest bardzo pogodną i zabawną osobą. Potrafi zawsze rozluźnić atmosferę. Pewnego razu pomagałam mamie w pracy. Rodzice mają sklep z artykułami do domu. Niedawno do sklepu przyszła pani zareklamować czajnik, a raczej gwizdek, bo cicho gwizdał. Mama przyjęła reklamację, ja w tym czasie porządkowałam coś na zapleczu. Kiedy pani poszła, zaraz po dźwięku zamykanych drzwi, słyszałam różne pogwizdywanie. Mama sprawdziła gwizdek dmuchając w niego ustami, śmiejąc się przy tym niemiłosiernie. Oczywiście wtedy w sklepie byłam tylko ja i ona. No, gwizdek rzeczywiście słabo gwizdał. :)
Tego dnia miałyśmy bardzo dużo klientów, wszyscy jakoś dziwnie rozbawieni, jak nigdy… I tak przez jakieś pół godziny w sklepie przewinęło się około 20 różnych, ale równie wesołych osób. Kiedy skończyłam porządkować zaplecze, poszłam do mamy i… Zagadka naszych pogodnych klientów się rozwiązała. Wokół ust mojej mamy odbiła się czarna otoczka z sadzy. Wyglądała przekomicznie. Gdy przyniosłam jej lusterko, była jeszcze bardziej rozbawiona, niż nasi klienci. :)))