Jesteśmy tacy nudni. Nudni we wszystkim co robimy. Jesteśmy tacy przewidywalni. Nie zaskakujemy niczym. Brakuje nam barw. I kobietom i mężczyznom. Pomimo makijażu w kolorach tęczy, kwiecistych bluzek czy pstrokatych krawatów pozostajemy tak samo bezbarwni. Nasze życie jest takie konwencjonalne. Nasze zachowania tak przewidywalne. Na szczęście jest coś „naszego” co nadaje naszemu nudnemu światu paletę barw. To nasze dzieci.
Książki dla dorosłych są takie smutne. Okładka i literkowe wężyki na 300 stronicach. Nic tylko czytać od początku do końca, grzecznie, linijka po linijce. Czasem się taki dorosły przy niej zaśmieje, czasem uroni łzę, innym razem zwizualizuje sobie siebie wyleczonego ze wszystkich wad za sprawą kolejnego autora – cudotwórcy. I koniec. Książka idzie w kąt. A gdyby tak tą książkę przeczytać od końca? A gdyby tak patrzeć na jedną stronę a słyszeć już to co będzie na końcu? A gdyby tak ze standardowego czytania książki zrobić sobie masło maślane tylko po to żeby je zrobić. Bo taki akurat mam kaprys? Tak potrafią tylko dzieci.
Książeczki dla dzieci (takich nieczytających, ale zwracających już uwagę na to, że są jakieś szlaczki na stronie) możemy kupować codziennie tonami. Na każdym obrazku jest „oko i nos”, kiedy odkręcimy stronę do góry nogami mamy poszukiwania oka i nosa w stopniu hard. A jeśli książeczka dodatkowo czyta się sama mamy już full zestaw wrażeń. Książeczkę możemy czytać w najbardziej niekonwencjonalne sposoby. Próbować dogonić lektora. Próbować przegonić lektora. Robić zestaw trzech bajek czytanych na raz. Puszczać tekst z jednej książeczki oglądając drugą. Zauważyliście w tym co piszę pewną zależność? Tak, tak, małe 15 miesięczne dziecko nie wie co do czego pasuje. Dla dziecka zajmujący jest sam fakt odsłuchiwania jakiegoś dźwięku po naciśnięciu przycisku. To dla nas – dorosłych te książeczki są takie fajne. I chwała im za to! Bo ja, oglądając z dzieckiem konwencjonalne książeczki nudzę się szybciej niż bawiąc się tymi niestandardowymi. Z tymi z dodatkowym lektorem mam sto razy więcej frajdy. A tą frajdę odczuwa też mój Mati. Kiedy znudzi nam się włączanie lektora paluszkiem, próbujemy wcisnąć przycisk stopą. Książki są pancerne. Dostosowane do użytkowników z zabójczymi pomysłami. Możemy po nich tańczyć, skakać, rzucać kiedy nas wkurzą. A najlepsze jest to, że kosztują niecałe 15 zł. Tzn. nie wiem ile kosztują standardowo bo my wyhaczyliśmy promocję tutaj, a poprzednie edycje też udawało nam się kupić za grosze albo dostawaliśmy w prezencie.
Mamy już 7 tych książeczek. Alladyna, Pinokio, Ali Babę, Szewca, Sindbada z pierwszego rzutu a teraz dokupiliśmy Czerwonego Kapturka, Trzy Małe Świnki i Żłotowłosą. Pinokio nam się rozpadł, Alladyn i Szewc czekają na wymianę baterii, ale grane, czytane, skakane i rzucane były codziennie. Szczerze polecam. W ogóle zobaczcie sobie gazetkę promocyjną Carrefoura. Jest masa różnych książeczek w śmiesznych cenach. A tych dźwiękowych jest jeszcze więcej! Oglądałam jeszcze taką typowo świąteczną (w prawym górnym rogu tutaj), ale nie przypadła mi do gustu bo lektor nic nie czyta. Są tylko bliżej nieokreślone dźwięki kiepskiej jakości typu: dzwoneczki, owieczka, ale moim zdaniem szału nie ma. Ostrzę pazurki na świąteczne wydania Sanna i Rudolfa tutaj, ale jakoś nie trafiłam na nie ostatnio. Aaaa! I słuchajcie! Jest jeden hicior, który kiedyś kupiliśmy w Aldiku. Mieszkańcy Lasu (tutaj w prawym dolnym rogu) – hicior nad hiciory. Działa troszkę inaczej bo włącza się sama podczas przekręcania stron. Zajeździliśmy tą książkę przyznaję bez bicia. Przestała w końcu grać i chyba nie da się wymienić baterii. Zachęceni pierwszą częścią chcieliśmy kupić też Mieszkańców Dżungli, ale po otworzeniu pierwszej strony, z głośnika wydobywa się przerażający głos małp (chyba to małpy), który przestraszył nawet BT więc zrezygnowaliśmy :)
A Wy kupujecie takie książeczki? Czy dla Was to niepotrzebny bajer?
A Wy kupujecie takie książeczki? Czy dla Was to niepotrzebny bajer?
Przyznam się, że pierwszy raz widzę takie książeczki :P Sklepy je przede mną skrzętnie ukrywają ;)
Ciekawy pomysł, aczkolwiek lubię sama czytać Małemu, bo pomimo, że skończył dopiero rok, to siada koło mnie (albo na mnie) i słucha w skupieniu przerzucając strony czasem za szybko ;) Taka mała chwilka tylko dla Nas dwoje :)
Tak naprawdę 90% zabawek to „niepotrzebne bajery”. Z jednej strony są fajne, bo każda czegoś uczy, w jakiś sposób wzbogaca rozwój dziecka, z drugiej strony dziecko i bez tych wspomagaczy doskonale sobie poradzi. To zależy od tego, czy ma się odpowiednio dużo miejsca na półkach:- )Mój syn skończy wkrótce 2 lata a mnie czeka wyniesienie na strych połowy jego zabawek, bo nie mieszczą się już nowe (szczególnie w perspektywie nadchodzących świąt i jego urodzin). Warto naprawdę przemyśleć i lepiej kupić coś lepszego – droższego niż masę dorbiazgów które potem dziecko rozsiewa po całym mieszkaniu ;-)
Na pewno będę takie kupować- tylko czekam, aż mój miesięczny Książę podrośnie :).
Mamy kilka takich książeczek jednak wolę te zwykłe. Moje 2 letnie dziecko nie skupia się na czytaniu, obrazkach czy słuchaniu mnie, nie chce nawet kartek przewracać bo z uporem maniaka wciska tylko guzik ;). Czytać uwielbia i robi już to sama
/ekhm ;)/ opisując to co widzi na obrazkach. Także 1:0 dla klasyki w naszym przypadku :)
Też mamy kilka „mówiących” książeczek, ale coś mi się wydaje, że przybędzie nam kilka kolejnych ;). Dzięki za cynk o promo ;)
Ja osobiście wolę czytać sama dziewczynom. Moja Oliwka ma 5 lat i dla niej książka to najwspanialsza rzecz na świecie. Żadna zabawka nie jest jej wstanie zastąpić książki. Bardzo dużo czytamy a w szczególności wieczorem przed spaniem.
Taką typowo słuchaną książeczkę synek ma tylko jedną, o Piernikowym ludziku (dostał ją od znajomej).
W książeczce jest, że Piernikowy ludek ucieka od staruszki, która chce go schrupać i po drodze spotyka różne zwierzątka, które też chcą go zjeść. Ostatecznie trafia na lisa, który pomaga mu przepłynąć rzekę i na koniec lisowi udaje się podstępem zjeść ludka …
Jak dla mnie bajka jest straszna. Synek na początku też się jej bał, ale teraz o dziwo lubi ją słuchać.
Myślę, że takie słuchane książeczki są dobre, bo nie zawsze rodzic ma czas na czytanie, akurat wtedy kiedy dziecko chce. A wiadomo, że dziecko ZAWSZE chce kiedy jesteśmy bardzo zajęci :P
Trzeba tylko rozważnie dobierać książeczki (również te czytane) i przez zakupem zapoznać się również z dźwiękiem, żeby słuchanie sprawiało przyjemność a nie ból uszu (a zdarzają się takie książeczki, zwłaszcza z dźwiękami zwierząt)
Na książeczki nie szczędzimy pieniędzy, te grające cieszą dzieciaki. Dla córki wyłapaliśmy kiedyś w tanich księgarniach książeczki po 8zł które uczą o nadchodzących wydarzeniach, pierwsza jaka wpadła nam w ręce to „Będę mieć rodzeństwo”, Julka nie miała jeszcze 2 latek, a chcieliśmy jej uświadomić, że niedługo będzie miała braciszka :) Z tej serii są też książeczki o pierwszej wizycie u dentysty, o pierwszym locie samolotem itd.
A ostatnio dzieciaki dostały książeczkę z trójwymiarowymi rozkładankami o potworkach schowanych w różnych miejscach w domu – fajne na oswojenie dziecięcych strachów :)
U mnie wygrywają te klasyczne. Aurelia po prostu lubi słuchać jak ja lub mąż jej czyta. Wtedy czuje, że poświęcamy jej naszą uwagę. W awaryjnych sytuacjach, kiedy nie możemy jej poczytać przed snem puszczamy jej na dobranoc audiobooki. Polecam Czerwonego Kapturka czytanego przez Cezarego Pazurę lub też Stuhra :)
mamy mnóstwo książek ale takich czytanych jeszcze nie…musimy to nadrobić:)
My również mamy takie książeczki/ część z nich już się rozpadła:) ale synek lubi tylko te które „czytają” jak są jakieś inne odgłosy to nawet ich nie włącza. Ogólnie fajny gadżet bo można czytać samemu a można też włączyć „zastepstwo” czasem:-D a na dodatek niedrogie i nie zajmują dużo miejsca.
Tak sobie chodzę Bakusiowa Mamo po Twoim królestwie i czytam, czytam, zaczytuję się:) Co do książeczek z przyciskami… uwielbiam je, ale nie w wersji, którą przedstawiłaś. Ja lubię tylko te z dźwiękiem, nie zaś z lektorem. Rzemiosło lektora w naszym domu dzierżę tylko ja:) i nie wiem kto mnie bardziej słucha Hania czy Pan Tata. Natomiast dźwiękowe lubimy wszyscy (np Wesołe bobasy poznają hałasy, albo wesołe dzieciaki poznają zwierzaki).