Czy czujesz się spełniona? Zastanów się i odpowiedz sobie szczerze w myślach. Czy patrząc wstecz masz poczucie maksymalnego wykorzystania czasu dla osiągnięcia Twojego celu? A masz w ogóle jakiś cel? Jesteś matką… oczywiście, Twoim celem może być uszczęśliwianie Twojego dziecka i życie dla rodziny. A myślałaś kiedyś o tym, że realizując sama siebie uszczęśliwiasz swoje dziecko i rodzinę podwójnie? Ja mam cel. Wspominałam Ci o nim już niejednokrotnie. Marzę o szczęśliwej rodzinie (z minimum dwójka dzieci) wspólnie zasiadającą do Wigilijnego stołu w naszym wymarzonym domu. Dróg do osiągnięcia tego celu jest wiele. Wiele jest też składowych tego celu… wiele jest do niego kroków. Ale każdy mnie do niego przybliża.
Szukajcie a znajdziecie
Od zawsze powtarzałam, że „Kiedy będę na macierzyńskim założę biznes swojego życia”. Nie wiedziałam jeszcze jaki, ale zaczęłam szukać. Idealny wydawał mi się biznes internetowy. Taki, który dobrze rozkręcony w trakcie urlopu będę w stanie spokojnie prowadzić dodatkowo, kiedy wrócę do pracy po macierzyńskim. Jeszcze w trakcie zwolnienia podczas ciąży próbowałam różnych „biznesików” typu kołderki dla dzieci, sklep internetowy. Nie czułam tego. Ale szukałam. Gdybym nie spróbowała nie wiedziałabym czy mi to pasuje czy nie.
Od porodu Matiego minęły 3 miesiące. Sytuacja się ustabilizowała. Mieliśmy względnie ułożone pory karmień i drzemek, świat zaczął wracać do normalności. Albo to my w końcu przyzwyczailiśmy się do nowej sytuacji. Znów wróciły moje myśli: „Co by tu zrobić, no co by tu zroooobić” :) I wtedy Maciek wpadł na pomysł bloga. Jeszcze tego samego dnia zaczęłam szukać szablonu i nazwy. Nad nazwą zastanawiałam się „lulając” Pączka. Szablonu szukałam kiedy już spał. Następnego dnia Maciek zakładał już Bakusiowo.pl a ja robiłam swoją pierwszą nieudolną sesję zdjęciową.
Po prostu działaj
Dzisiaj Bakusiowo.pl jest najpopularniejszym blogiem parentingowym w Polsce (zobacz tutaj). Od jego założenia minęło dopiero półtora roku. Kiedy rozmawiam z moimi znajomymi „z branży” mówią mi otwarcie, że jestem fenomenem polskiej blogosfery. Że nikomu nie udało się osiągnąć tak dużo w tak krótkim czasie. Słucham ich i nie rozumiem. Nie rozumiem, bo czuję, że nie zrobiłam niczego wielkiego. Po prostu wykorzystałam czas, który dało mi moje dziecko. Wiedziałam, że albo teraz albo nigdy. Patrzyłam realnie na moje umiejętności (a raczej nieumiejętności) i je „szlifowałam”. Tak było np. z fotografowaniem. Kupiłam książki, poszłam na kurs i się nauczyłam. Tak po prostu. Bez kombinowania. Skoro czegoś nie umiesz to się naucz. Nie szukaj wymówek. A już szczególnie wtedy, kiedy masz tyle czasu podarowanego przez dziecko. Ustal sobie cel i do niego dąż. Tak „o”.
Dziecko Ci w tym tylko pomoże. Bo dziecko uczy Cię organizacji czasu. Dziecko pokazuje Ci co jest ważne a co można sobie odpuścić. Dziecko „zabierając” Ci czas w rzeczywistości daje Ci go jeszcze więcej. Nie rozumiem matek, które mówią, że musiały zrezygnować z siebie przez dziecko. Albo jeszcze lepiej – dla dziecka. Jak można zrezygnować z siebie dla dziecka? Przecież to kim jesteś, jak się czujesz w swojej skórze bezpośrednio na nie wpływa!
Godzina tylko dla siebie
Nie musisz zakładać bloga. Możesz zająć się czymś zupełnie innym. A jeśli planujesz wrócić za jakiś czas do pracy czytaj książki branżowe. Nie mów mi, że nie masz kiedy. A co robisz kiedy Twoje dziecko śpi smacznie w wózku podczas spaceru w parku? Z resztą… nie może tak być, że Ty zajmujesz się dzieckiem 24 godziny na dobę a Twój partner jest święty bo pracuje (a Ty niby nie?). 24-8godzin w pracy=16. 16-2godziny na dojazdy(wiem, że przesadzam, ale robię zapas żeby uniknąć wyliczanek)=14. 14-8godzin na sen=6 godzin. Dajmy mu jeszcze godzinę na poranne przygotowania do pracy. To nam daje 5 godzin dla rodziny. 5 godzin, z których Ty masz święte prawo do uszczknięcia sobie chociaż godziny dla samej siebie. Bo Ty też pracujesz. Dajmy mężowi godzinę dla niego samego żeby było po równo. Zostają Wam 3 godziny na wspólne bycie z dzieckiem i każde z Was ma tą świętą godzinę dla siebie. Proste jak konstrukcja cepa. A jakie sprawiedliwe!
Od takiej godziny dziennie tylko dla siebie powinnaś zacząć. Nikt Ci nie mówi, że masz zakładać akurat bloga i wypruwać sobie żyły żeby osiągać spektakularny sukces, chociaż ja będę kibicowała każdej pracowitej mamie. I zawsze pomogę pamiętaj! :) Najważniejsze to żebyś nie zapominała o samej sobie. Żebyś nie wypadała z obiegu. Żebyś nie ograniczała się do symbolicznych kaszek i kupek. Zacznij od wygospodarowania sobie godziny w ciągu dnia tylko dla siebie. Niczym niezakłóconej godziny, która Cię zrelaksuje, rozwinie i ułoży Twoje myśli. Zobaczysz, że już po pierwszej takiej godzinie spędzonej na czytaniu literatury branżowej w Twojej głowie zakiełkują pomysły albo chociaż pragnienia. Godzina dziennie to umowny czas. Bo wierzę, że jesteś w stanie wygospodarować dla siebie wiele więcej.
Tajna metoda
Myślisz, że ja jestem robotem? Absolutnie nie! Ja też miewam chwile, w których zaczynam czytać i zasypiam, albo moją godzinę tylko dla siebie poświęcam na obejrzenie nowego odcinka „Przyjaciółek”. Albo gonię tak, że zapominam o tym moim postanowieniu i „budzę się” o 23:00 ze świadomością, że mój mózg już na nic kreatywnego dzisiaj nie da rady. Są różne sposoby pamiętania o konkretnym celu, który sobie stawiamy. Ja przyklejałam sobie karteczki do komputera, na lodówkę, nawet w łazience żeby pamiętać o tym, jaki cel sobie założyłam. Później zaczęłam przepisywać te swoje hasła na nadgarstek żeby „mieć je przy sobie” też podczas spacerów. Nie znałam wtedy metody ChouChou, która zapukała na moją skrzynkę mailową jakiś czas temu. A jest fenomenalna! Zajrzyj tutaj.
Metodę ChouChou polecają już takie osobistości jak Dorota Wellman czy Zosia Ślotała. Polecam ją również ja. Bo od kiedy noszę moje marzenie cały czas przy sobie przybrane w taką gustowną formę, podporządkowuję cały swój dzień temu, żeby znaleźć chociaż chwilę na zrobienie czegoś w kierunku jego realizacji. Zdradzę Ci pewną tajemnicę… „Godzina tylko dla mnie” to drugie marzenie, które mam zapisane na aksamitce. Zmieniłam je kilka dni temu bo poprzednie marzenie doprowadziłam do końca. Już niedługo Cię czymś zaskoczę :) Ale jeszcze nie mogę zdradzić co i jak. To coś wieeeelkiego!
Podstawa to dobry plan
No dobra. Pewnie sobie myślisz – nie jestem robotem. No i dobrze! Bo ja też nie jestem! Wygrzebać się z pieluch jest trudno. Niesamowicie trudno. Porozmawiać szczerze z mężem o tym, że potrzebujesz czasu dla siebie też nie jest łatwo. Bo przecież on pracuje. A Ty czujesz się gorsza bo „siedzisz w domu”. Jak się do tego zabrać? Od czego zacząć? ChouChou to nie „jakaś tam” aksamitka, tasiemka czy jak to nazwiesz. To cała metoda coachingowa, która odmienia Twoje życie. A co najważniejsze odmienia je stopniowo bo nikt z nas nie lubi rewolucji. Nie każdy jest na rewolucję gotowy. Ale na małe zmiany krok po kroczku każdy. Zobacz, tutaj jest rozpisany cały plan podzielony na etapy. Dostosowany do Twojej sytuacji. Żadna tam psychologia czy inne hipnozy. Czasem to co najprostsze jest najbardziej skuteczne.
Moje ChouChou nie bez powodu noszę obok zegarka. Zegarek to miejsce, na które spoglądam najczęściej w ciągu dnia. Zazwyczaj wtedy, kiedy się spieszę. I to właśnie mnie motywuje podwójnie. Żeby działać, żeby nie zapominać o tym marzeniu, które kryje się pod aksamitką. ChouChou to dla mnie coś w rodzaju obrączki. Podjęłam decyzję na tyle poważną, że jej symbol mam zawsze ze sobą. Na mnie to działa!
Więcej o metodzie ChouChou przeczytasz tutaj.
A ja już nie mogę się doczekać żeby poinformować Cię o tym co z moim ChouChou osiągnęłam. Ale jeszcze chwilka. Jeszcze chwilunia. Bądź cierpliwa :)
Trzymam za Ciebie kciuki! Pamiętaj, powiedzenie „Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko” to nie są jakieś bujdy na resorach. To święta prawda, która powinna Ci przyświecać każdego dnia. Niech moc będzie z Tobą! :*
Poza tą godziną dziennie są jeszcze weekendy, kiedy mąż/partner nie pracuje. Ja zawsze wypatruję soboty, niczym słońca w listopadzie. Wtedy mam czas dla siebie i na kilka godzin znikam na rowerze, to kocham. Dzielimy się też w kwestii usypiania syna i wtedy też mam czas dla siebie. Paradoksalnie od kiedy mam dziecko czytam, ćwiczę i realizuję swoje pasje w większym zakresie, aniżeli wtedy, kiedy „tylko” pracowałam. Nie daję sobie przyzwolenia na wymówki, ani na „nie chce mi się”, a Młody permanentnie zmusza do wczesnego wstawania i szybkiego ogarnięcia się. Każdego dnia bez wyjątku.
Polecam ten filmik odnośnie dążenia do realizacji swoich marzeń: https://www.youtube.com/watch?v=ktjMz7c3ke4 oglądam go za każdym razem gdy brakuje mi motywacji :)
Mam pytanie trochę nie na temat :) Planujesz jakiś wpis o doświadczeniach przy cesarskim cięciu? Chyba kiedyś wspominałaś, że opiszesz to co przeżyłaś :)
Oj kochana to nie jest wszystko takie proste jak się wydaje… Moje dziecko od urodzenia nie spało w dzień, może 30 min. raz na jakiś czas, jak mała miała 3 miesiące jej tata uległ wypadkowi i amputowano mu nogę, ja poszłam do pracy…zmianowej, tata Julki co prawda bardzo szybko wrócił do siebie, ale stał się pracoholikiem, który wychodził z domu rano, a wracał wieczorem. Jak byłam w pracy to dzieckiem zajmowali sie moi rodzice, jak wracałam z pracy to ja zajmowałam się nią cały czas, żeby wynagrodzić jej to, że mnie nie ma. To było straszne doświadczenie. Musieć zacząć pracować tak wcześnie. A jak dziecko idzie spać (przeważnie godzina 22 ), to uwierz mi, że człowiek nie ma siły na nic. Teraz jest lepiej. Jula chodzi do przedszkola, chodzi wcześnie spać, ja mam czas na realizowanie się również, ale i tak nie ma go, aż tyle ile bym chciała. Niestety mam również tendencję do brania sobie na głowę zbyt wielkiej ilości rzeczy :P Ale przynajmniej mam jakieś cele i spełniam się w wielu dziedzinach :) Mimo, iż obecnie jestem sama godzę wychowywanie dziecka z pracą, studiami i nauką języka. Po obronie mam zamiar uczyć się szyć. Moje hobby to robienie ciast i deserów i dobrze mi to wychodzi :) Remontuję mieszkanie, co jak doskonale wiesz, tez pochłania sporo czasu :) i absolutnie jestem za tym, że kobieta powinna mieć trochę czasu dla siebie. Ja akurat mam wokół siebie osoby, które uważają , że jak sie ma dziecko to już nic i nikt oprócz niego sie nie liczy, długo z tym walczyłam, długo byłam krytykowana za to, że myślę też o sobie w tym wszystkim. Długo dorastałam do tej świadomości, mimo oskarżeń, że jestem złą matką, bo np. sobie kupiłam ciuch za 100zł a dziecku za 50. Na szczęście udało mi się wyswobodzić z tych destrukcyjnych uwag osoby, chyba po prostu nieszczęśliwej, która właśnie poświęciła dla dzieci absolutnie wszystko i dopiero teraz widzi, że nie było to wcale konieczne.
tak jest! :)
Żebym ja wiedziała o tym wcześnie… Choć, nigdy nie jest za późno żeby zacząć ;)
Czas zawsze się znajdzie jeśli tylko się chce. Ja zainteresowałam się szyciem w momencie gdy moja mama miała ciężki wypadek. Uczyłam się szycia mając pod opieką niepełnosprawną mamę i dwu letnie dziecko. Z tego szycia zrobiła się prawdziwa pasja, która przerodziła się w zamiłowanie do wszelkiego DIY. Rok później założyłam swojego bloga, teraz zdominowanego głównie przez posty o tematyce DIY i choć nie udało mi się przebić tak jak tobie to cały czas wierzę że kiedyś ze swojej pasji do DIY i blogowania uda mi się żyć. W międzyczasie doczekałam się drugiej córeczki więc ten czas jeszcze mi się skurczył. Póki co poświęcam tym swoim pasjom każdą wolną chwilę bo wierzę że warto, że kiedyś się uda coś więcej dzięki nim osiągnąć.
Bardzo mądrze napisane.
Mi niestety brakuje przede wszystkim pomysłu i wiary w siebie :(
Jak to czytam to czuję się taka beznadziejna, że nie potrafię takiego czasu, symbolicznie godziny sobie dać..
Ja czuję to samo. Zawsze jest cos…. albo odpoczywam
a wiara w siebie coraz bardziej spada.
Uwielbiam Ciebie <3 ;)
Życzę Tobie spełnienia każdego marzenia i dojścia do każdego zaplanowanego celu, ale najbardziej mam nadzieje, że oznajmisz nam o 'małej pączce' :P bo widać jak ważne to jest dla Ciebie :)
Ja na moją kruszynkę czekam do września i właśnie zabieram się za pisanie bloga i się zebrać nie mogę, pomimo tego, że chwilę już kiedyś prowadziłam, ale niestety wmawiałam sobie, że ciężko to pogodzić z aplikacją adwokacką i pracą, no ale każde tłumaczenie lenistwa jest dobre :/ najważniejsze we wszystkim jest dobre zorganizowanie
Ja z moim młodym rozpoczęłam biznes-własny gabinet stomatologiczny:)Miał pół roku,wszelkie załatwienia z nim na rękach.Pewnie,że można!
Mam wrażenie, że zawsze miałam coś z pracoholiczki i na macierzyńskim to się nie zmieniło :) Sama nie wiem jak to wszystko ogarniam, bo mój syn jest z gatunku elastycznych (czyt. stałe pory drzemki i karmienia są dla nudziarzy) – chyba po prostu im więcej zajęć, tym lepiej potrafię się zorganizować :)
Musisz dobrze chować przed nami ten sztab krasnoludków ;). A tak całkiem poważnie, chcieć to móc :)
Na początku po porodzie wydawać by się mogło, że już nigdy nie nadejdzie chwila, żeby móc coś robić spokojnie dla siebie. Z czasem udaje się nam coraz lepiej udaje nam się zorganizować i można sobie pozwolić na zrobienie czegoś dla siebie. Ja też przymierzam się do założenia bloga, co prawda o innej tematyce, bo wydaje się to być możliwe do pogodzenia z opieką nad dzieckiem. Przyznam, że Twój artykuł dodał mi trochę wiary w siebie! ;)
Malwina, od jakich książek zaczęłaś uczyć się fotografii? Sama chciałabym podszkolić się w fotografowaniu dzieci a wybór w tej tematyce na rynku jest bardzo duży…
Najlepsza najlepsiejsza to Fotografia Cyfrowa Bena Longa. Super napisana! I Mamarazzi <3
Też uważam, że trzeba robić coś dla siebie. Coś innego niż dziecko, czy dom, coś swojego. Ja w trakcie ciąży założyłam bloga (nie tak popularnego, ale i tak pisanie sprawia mi przyjemność) oraz po urodzeniu synka firmę z ubraniami dla dzieci. I jakoś daje wszystko połączyć, trzeba tylko chcieć no i mieć trochę wsparcia od bliskich :) Wyznaję zasadę, że Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko :)
Zgadzam się z Tobą w 100%. A w szczególności ze zdaniem „Skoro czegoś nie umiesz to się naucz. Nie szukaj wymówek”. Bo najtrudniej jest się za coś zabrać. Zacząć. Zrobić ten pierwszy krok. A potem przejść przez te wszystkie chwile załamania i poczucia bezsensu na początku. Ale z każdą chwilą jest już coraz lepiej i sprawniej :) Ja miałam dokładnie tak samo jak Ty: jeszcze przed ciążą chciałam wykorzystać zwolnienie i macierzyński do rozkręcenia biznesiku. Przy pierwszej córci niestety pomysły nie przeszły próby czasu, ale teraz za drugim razem jestem już ciut mądrzejsza i bardziej „naumiana”. A i moja determinacja, żeby już nie wracać do korpo jest o stokroć większa, więc i biznes zaczyna mi się bardziej składać w sensowną całość :)
;) dobre ;)<3
Mądrze gadasz!!!
Po urodzeniu drugiego dziecka „wena przysxła a wraz z nia pomysły”. Rozwijam się, tworzę, spełniam marzenia o swoim matczynym biznesie. Jest dobrze a bedzie jeszcze lepiej. Jest i blog, ale czy osiągnie sukces? Nie wiem.
We wszystkim nie można być perfekcyjnym ;)
„Marzenie doprowadzone do końca”… czy już można gratulować kolejnego Bakusia ??
6 godzin snu brzmi to tak … mało, ale jak ja marzę chociażby o tych 6 godzinach nieprzerwanego snu.
Ja sama niedługo zostanę mamą, trochę się boję czy sobie ze wszystkim poradzę, bo już teraz mam dużo na głowie, ale i tak jestem podekscytowana przyjściem na świat mojej córeczki. Malwina, cieszę się, że wspomniałaś o programie godzina tylko dla siebie organizowanym przez ChouChou, bo ja właśnie niedawno dostałam jedno z tych cudeniek w prezencie od siostry i jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam u Ciebie post o ich akcji Emotikon smile jak na razie mój „motywator” z marzeniem sprawdza się rewelacyjnie, więc może skusze się też na ChouChou z godziną tylko dla siebie, w ferworze nowych obowiązków przydałby mi się jakiś pomocnik, na którego będę mogła spojrzeć i znaleźć nowe siły do pracy. Mam nadzieję, że po porodzie poradzę sobie ze wszystkim, zazdroszczę Ci tej umiejętności organizacji czasu, dużo nauki przede mną. Pozdrawiam wszystkie mamy i trzymam za nas kciuki. :)
A ja wyznaję zasadę MWD czyli…. Matka Wystarczająco Dobra :) Każda ma swój pomysł na macierzyństwo. Jedna kobieta się w tym odnajdzie i dorobi się 5 dzieci. Będzie szczęśliwa. Inna poczuje że urlop macierzyński to bezproduktywna czarna dziura w czasoprzestrzeni, którą trzeba zagospodarować i założy blog/sklep/zakład fryzjerski. I to da jej oderwanie od domowego ogniska które czasem zbyt mocno przypieka ;) Wszystko zależy od tego kto ma jaką sytuację. Dla mnie natomiast jedno jest jasne: nigdy nie miałam tak wielkiej motywacji do życia i pracy jak mój mały bąbel. Patrzę na niego, chce mu dać wszystko co mogę i już.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że brakuje czasu cały czas.
dzięki za ten wpis ! :) dzięki Tobie natchnęła mnie wena na własny :) sieję moc razem z Tobą ! Pozdrawiam z Berlina :)
http://becomedemummy.blogspot.de/2015/06/moje-dziecko-moj-osobisty-akumulator.html