Można? Można! Czyli o tym jak realizować siebie będąc mamą.

Można? Można! Czyli o tym jak realizować siebie będąc mamą.

Czy czujesz się spełniona? Zastanów się i odpowiedz sobie szczerze w myślach. Czy patrząc wstecz masz poczucie maksymalnego wykorzystania czasu dla osiągnięcia Twojego celu? A masz w ogóle jakiś cel? Jesteś matką… oczywiście, Twoim celem może być uszczęśliwianie Twojego dziecka i życie dla rodziny. A myślałaś kiedyś o tym, że realizując sama siebie uszczęśliwiasz swoje dziecko i rodzinę podwójnie? Ja mam cel. Wspominałam Ci o nim już niejednokrotnie. Marzę o szczęśliwej rodzinie (z minimum dwójka dzieci) wspólnie zasiadającą do Wigilijnego stołu w naszym wymarzonym domu. Dróg do osiągnięcia tego celu jest wiele. Wiele jest też składowych tego celu… wiele jest do niego kroków. Ale każdy mnie do niego przybliża.

Szukajcie a znajdziecie

Od zawsze powtarzałam, że „Kiedy będę na macierzyńskim założę biznes swojego życia”. Nie wiedziałam jeszcze jaki, ale zaczęłam szukać. Idealny wydawał mi się biznes internetowy. Taki, który dobrze rozkręcony w trakcie urlopu będę w stanie spokojnie prowadzić dodatkowo, kiedy wrócę do pracy po macierzyńskim. Jeszcze w trakcie zwolnienia podczas ciąży próbowałam różnych „biznesików” typu kołderki dla dzieci, sklep internetowy. Nie czułam tego. Ale szukałam. Gdybym nie spróbowała nie wiedziałabym czy mi to pasuje czy nie.

Od porodu Matiego minęły 3 miesiące. Sytuacja się ustabilizowała. Mieliśmy względnie ułożone pory karmień i drzemek, świat zaczął wracać do normalności. Albo to my w końcu przyzwyczailiśmy się do nowej sytuacji. Znów wróciły moje myśli: „Co by tu zrobić, no co by tu zroooobić” :) I wtedy Maciek wpadł na pomysł bloga. Jeszcze tego samego dnia zaczęłam szukać szablonu i nazwy. Nad nazwą zastanawiałam się „lulając” Pączka. Szablonu szukałam kiedy już spał. Następnego dnia Maciek zakładał już Bakusiowo.pl a ja robiłam swoją pierwszą nieudolną sesję zdjęciową.

Po prostu działaj

Dzisiaj Bakusiowo.pl jest najpopularniejszym blogiem parentingowym w Polsce (zobacz tutaj). Od jego założenia minęło dopiero półtora roku. Kiedy rozmawiam z moimi znajomymi „z branży” mówią mi otwarcie, że jestem fenomenem polskiej blogosfery. Że nikomu nie udało się osiągnąć tak dużo w tak krótkim czasie. Słucham ich i nie rozumiem. Nie rozumiem, bo czuję, że nie zrobiłam niczego wielkiego. Po prostu wykorzystałam czas, który dało mi moje dziecko. Wiedziałam, że albo teraz albo nigdy. Patrzyłam realnie na moje umiejętności (a raczej nieumiejętności) i je „szlifowałam”. Tak było np. z fotografowaniem. Kupiłam książki, poszłam na kurs i się nauczyłam. Tak po prostu. Bez kombinowania. Skoro czegoś nie umiesz to się naucz. Nie szukaj wymówek. A już szczególnie wtedy, kiedy masz tyle czasu podarowanego przez dziecko. Ustal sobie cel i do niego dąż. Tak „o”.

Dziecko Ci w tym tylko pomoże. Bo dziecko uczy Cię organizacji czasu. Dziecko pokazuje Ci co jest ważne a co można sobie odpuścić. Dziecko „zabierając” Ci czas w rzeczywistości daje Ci go jeszcze więcej. Nie rozumiem matek, które mówią, że musiały zrezygnować z siebie przez dziecko. Albo jeszcze lepiej – dla dziecka. Jak można zrezygnować z siebie dla dziecka? Przecież to kim jesteś, jak się czujesz w swojej skórze bezpośrednio na nie wpływa!  1

_DSC8214

Godzina tylko dla siebie

Nie musisz zakładać bloga. Możesz zająć się czymś zupełnie innym. A jeśli planujesz wrócić za jakiś czas do pracy czytaj książki branżowe. Nie mów mi, że nie masz kiedy. A co robisz kiedy Twoje dziecko śpi smacznie w wózku podczas spaceru w parku? Z resztą… nie może tak być, że Ty zajmujesz się dzieckiem 24 godziny na dobę a Twój partner jest święty bo pracuje (a Ty niby nie?). 24-8godzin w pracy=16. 16-2godziny na dojazdy(wiem, że przesadzam, ale robię zapas żeby uniknąć wyliczanek)=14. 14-8godzin na sen=6 godzin. Dajmy mu jeszcze godzinę na poranne przygotowania do pracy. To nam daje 5 godzin dla rodziny. 5 godzin, z których Ty masz święte prawo do uszczknięcia sobie chociaż godziny dla samej siebie. Bo Ty też pracujesz. Dajmy mężowi godzinę dla niego samego żeby było po równo. Zostają Wam 3 godziny na wspólne bycie z dzieckiem i każde z Was ma tą świętą godzinę dla siebie. Proste jak konstrukcja cepa. A jakie sprawiedliwe!

Od takiej godziny dziennie tylko dla siebie powinnaś zacząć. Nikt Ci nie mówi, że masz zakładać akurat bloga i wypruwać sobie żyły żeby osiągać spektakularny sukces, chociaż ja będę kibicowała każdej pracowitej mamie. I zawsze pomogę pamiętaj! :) Najważniejsze to żebyś nie zapominała o samej sobie. Żebyś nie wypadała z obiegu. Żebyś nie ograniczała się do symbolicznych kaszek i kupek. Zacznij od wygospodarowania sobie godziny w ciągu dnia tylko dla siebie. Niczym niezakłóconej godziny, która Cię zrelaksuje, rozwinie i ułoży Twoje myśli. Zobaczysz, że już po pierwszej takiej godzinie spędzonej na czytaniu literatury branżowej w Twojej głowie zakiełkują pomysły albo chociaż pragnienia. Godzina dziennie to umowny czas. Bo wierzę, że jesteś w stanie wygospodarować dla siebie wiele więcej.

Tajna metoda

Myślisz, że ja jestem robotem? Absolutnie nie! Ja też miewam chwile, w których zaczynam czytać i zasypiam, albo moją godzinę tylko dla siebie poświęcam na obejrzenie nowego odcinka „Przyjaciółek”. Albo gonię tak, że zapominam o tym moim postanowieniu i „budzę się” o 23:00 ze świadomością, że mój mózg już na nic kreatywnego dzisiaj nie da rady. Są różne sposoby pamiętania o konkretnym celu, który sobie stawiamy. Ja przyklejałam sobie karteczki do komputera, na lodówkę, nawet w łazience żeby pamiętać o tym, jaki cel sobie założyłam. Później zaczęłam przepisywać te swoje hasła na nadgarstek żeby „mieć je przy sobie” też podczas spacerów. Nie znałam wtedy metody ChouChou, która zapukała na moją skrzynkę mailową jakiś czas temu. A jest fenomenalna! Zajrzyj tutaj.

Metodę ChouChou polecają już takie osobistości jak Dorota Wellman czy Zosia Ślotała. Polecam ją również ja. Bo od kiedy noszę moje marzenie cały czas przy sobie przybrane w taką gustowną formę, podporządkowuję cały swój dzień temu, żeby znaleźć chociaż chwilę na zrobienie czegoś w kierunku jego realizacji. Zdradzę Ci pewną tajemnicę… „Godzina tylko dla mnie” to drugie marzenie, które mam zapisane na aksamitce. Zmieniłam je kilka dni temu bo poprzednie marzenie doprowadziłam do końca. Już niedługo Cię czymś zaskoczę :) Ale jeszcze nie mogę zdradzić co i jak. To coś wieeeelkiego!

_DSC8191 _DSC8205

Podstawa to dobry plan

No dobra. Pewnie sobie myślisz – nie jestem robotem. No i dobrze! Bo ja też nie jestem! Wygrzebać się z pieluch jest trudno. Niesamowicie trudno. Porozmawiać szczerze z mężem o tym, że potrzebujesz czasu dla siebie też nie jest łatwo. Bo przecież on pracuje. A Ty czujesz się gorsza bo „siedzisz w domu”. Jak się do tego zabrać? Od czego zacząć? ChouChou to nie „jakaś tam” aksamitka, tasiemka czy jak to nazwiesz. To cała metoda coachingowa, która odmienia Twoje życie. A co najważniejsze odmienia je stopniowo bo nikt z nas nie lubi rewolucji. Nie każdy jest na rewolucję gotowy. Ale na małe zmiany krok po kroczku każdy. Zobacz, tutaj jest rozpisany cały plan podzielony na etapy. Dostosowany do Twojej sytuacji. Żadna tam psychologia czy inne hipnozy. Czasem to co najprostsze jest najbardziej skuteczne.

Moje ChouChou nie bez powodu noszę obok zegarka. Zegarek to miejsce, na które spoglądam najczęściej w ciągu dnia. Zazwyczaj wtedy, kiedy się spieszę. I to właśnie mnie motywuje podwójnie. Żeby działać, żeby nie zapominać o tym marzeniu, które kryje się pod aksamitką. ChouChou to dla mnie coś w rodzaju obrączki. Podjęłam decyzję na tyle poważną, że jej symbol mam zawsze ze sobą. Na mnie to działa!

Więcej o metodzie ChouChou przeczytasz tutaj. 

A ja już nie mogę się doczekać żeby poinformować Cię o tym co z moim ChouChou osiągnęłam. Ale jeszcze chwilka. Jeszcze chwilunia. Bądź cierpliwa :)

Trzymam za Ciebie kciuki! Pamiętaj, powiedzenie „Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko” to nie są jakieś bujdy na resorach. To święta prawda, która powinna Ci przyświecać każdego dnia. Niech moc będzie z Tobą! :*