Po moim ostatnim wpisie posypały się pytania o to „jak ja to wszystko ogarniam”. Jak udaje mi się pogodzić rodzinę z pracą i blogiem. Nie wiem czy będzie w tym coś odkrywczego, ale może wyciągniecie z tego co napiszę jakieś wnioski dla siebie. Ale lejdis – jest prośba. Ja Wam mówię jak życie ogarniam ja – Wy opowiadacie mi, jak to jest ou Was oki? Każda z nas żyje inaczej, każda ma inne sposoby na organizację czasu. Zróbmy sobie burzę mózgów! Razem wpadniemy na coś genialnego – w kupie siła :)
PRACA
Podstawa to dobra organizacja i umiejętność pracy w grupie. Ja działam zadaniowo. Wszystko spisuję w notatniku. O niczym nie zapominam, nad wszystkim panuję. Bez zeszytu moje życie opanowałby chaos.
Czasy Zosi Samosi odeszły w zapomnienie. Owszem, świadomość tego, że robimy coś sami daje nam namiastkę spokoju, ale zabiera nam czas. Deleguję zadania, wyznaczam terminy, wymagam. Nie myślcie sobie, że jestem jakimś tyranem! Wymagam ale jednocześnie pomagam. Umiejętność pracy w grupie to nie tylko linijka w CV. To coś, co niesamowicie ułatwia nam radzenie sobie z obowiązkami.
Jak to mawia mój szef – jeśli nie wyrabiasz się z obowiązkami przez 8 godzin i kiblujesz, prawdopodobnie przyszedłeś do pracy na kacu i do lunchu spałeś na biurku. I to się kochani zgadza! Dobra organizacja, której mistrzyniami jesteśmy my – matki pozwala zazwyczaj na ogarnięcie tego, co jest do ogarnięcia w czasie tych 8 godzin.
DOM
Chciałoby się powtórzyć znów świętą prawdę o organizacji pracy. Ale jest coś ważniejszego. Właściwie to KTOŚ, a dokładniej – mąż. Mój mąż nie boi się odkurzacza, potrafi wstawić pranie i zmienić pieluszkę. Stanowimy świetny duet. Rozumiemy się bez słów. Sama nie dałabym rady. Z mężem, względne ogarnięcie mieszkania czy opieka nad dzieckiem to żaden problem. Wykorzystujemy każdy wolny dzień, każdy wolny weekend. Z pomocą przychodzi nam też Baba Iwąka, której podrzucamy Bakiego kiedy chcemy wyskoczyć na zakupy albo coś szybko załatwić. Nauczyliśmy się też działać w pojedynkę. Nie musimy wszystkiego robić razem. Coś za coś.
Jeśli chodzi o obiad, który w rzeczywistości zajmuje masę czasu to my mamy ten problem z głowy. Mati je z Babą Iwąką, my codziennie wcinamy lunch w naszej restauracji.
BLOG
Do napisania tekstu potrzebuję względnej ciszy. Ciszy, która trwa dłużej niż 15 minut. A w sumie to nie ciszy. Potrzebuję spokoju. Ten spokój zapewniają mi podróże służbowe, przerwy lunchowe, samotne wieczory w hotelu. Podczas delegacji do Paryża powstało kilka tekstów. W tym momencie np. lecę do Włoch. Acer wyposażył mnie w ultralekki komputer, który towarzyszy mi dosłownie wszędzie.
Zdjęcia powstają podczas weekendowych spacerów. Jeszcze chwila i znów będziemy wracali do domu przed zachodem słońca więc jakoś przetrwamy zimę. Obróbka zdjęć nie wymaga już ode mnie takiego skupienia więc po powrocie z pracy zasiadam przed komputerem, przygotowuję zdjęcia i wrzucam cały wpis między 20 a 23. Owszem, mniej nas na Instagramie i Pintereście, odpisuję na maile i komentarze z opóźnieniem… ale życie to sztuka wyborów. Praca zawodowa kosztem Pinteresta? Chyba zrozumiałe ;)
RODZINA
Jako, że pracujemy z Maćkiem dokładnie tyle samo w ciągu dnia a ja dodatkowo prowadzę bloga, to zrozumiałe, że więcej obowiązków domowych typu: pranie czy kąpiel dziecka wykonuje on. Ja w tym czasie „oporządzam” na drugim etacie. Znajdujemy jednak czas na „Czas Honoru” i „Przyjaciółki” żeby razem płakać nad losem Zuzy, która straciła dziecko i Wilka, któremu bomba zabiła żonę, w międzyczasie zatrzymując, cofając i podgłaszając dźwięk do granic wytrzymałości, bo nasze dziecko czuje zawsze podczas naszej chwili przed telewizorem nieodpartą potrzebę najgłośniejszej zabawy, dzikich skoków i dubbingu w swoim języku :)
Tygodnie mijają bardzo szybko. Odliczamy od weekendu do weekendu. Weekend to święto. Wylegujemy się w pościeli, gramy w scrabble, jemy sushi. Świętujemy :) W weekend mamy czas na odpoczynek, na pracę, na kościół. Jesteśmy w stanie nadrobić zaległości z tygodnia i przygotować się do następnego. Wszystko jest na swoim miejscu.
Dzięki temu, że mamy wszystko poukładane, że mamy w ciągu dnia wydzielony czas na pracę, samoistnie wydzielił się też czas, który poświęcamy tylko i wyłącznie dziecku. Już nie jest tak, że robię 10 rzeczy na raz. Teraz po pracy mogę sobie zasłużenie pozwolić na chwile relaksu i beztroską zabawę kubeczkami, klockami czy spinaczami od bielizny. Mati przez cały dzień hasa z Babą Iwąką a kiedy Baba znika, pojawiają się rodzice gotowi do dalszych szaleństw. Ale o tym się nie rozpisuję, bo pisałam Wam dokładnie to samo w poprzednim wpisie :)
GDZIE W TYM WSZYSTKIM CZAS DLA MNIE?
Sposób wypoczywania to podstawowa różnica pomiędzy mną a BT. On wypoczywa leżąc na kanapie i zasypiając po 3 sekundach. Ja – czytając książki branżowe, rozwijając się przy okazji siedząc w skarpetach nawilżających stopy i maseczce na włosach. Mam taką godzinę relaksu prawie każdego wieczora kiedy usypiam Matiego. Wkładam go do łóżeczka przekładam rękę przez szczebelki i gładzę go po główce albo rączce jednocześnie czytając. Pisząc wpisy znajduję czas na refleksję nad życiem a chwila na modlitwę pozwala mi naładować akumulatory na kolejny dzień.
Czy istnieje jakiś sekretny plan na życie, którym się kieruję? Nie.
Ustalam priorytety i łączę obowiązki kiedy tylko się da… Ot, cała tajemna wiedza…
Indeed Maleńka!
Można? Można! Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że paradoksalnie, im więcej mamy obowiązków, tym sprawniej nam idzie wywiązywanie się z nich :)
Bakusiowa… jesteś wzorem, motywacją i silnikiem odrzutowym. Dziękuje, dziękuje, dziękuje.
Nic tylko brać przykład :) ja za to jestem świetnym przykładem braku organizacji- może udzielasz jakiś korepetycji? :)
Ja nigdy nie miałam problemów organizacyjnych i powrót do pracy nie wprowadził zbytnio chaosu w mym domu. Problem pojawił się później – dorastające dziecko. Im jest starszy tym nam trudniej. Nie chce się kąpać, nie chce iść spać nawet gdy jest zmęczony, usypianie trwa czasami 2h. Rano w domu przechodzi tajfun bo nie chce iść do przedszkola, płacze krzyczy i rozrzucona zabawki, a mi się podarly rajstopy, burzy mi w brzuchu a pod oczami mam wielkie wory na których ukrycie nie mam czasu. Bo trzeba przytulic wytłumaczyć i sprytnie ubrać i umyć buntownika.10 godz nie ma mnie w domu, więc swój wieczór często zaczynam o 23 i kończę go snem o 23:30 ;)
U nas jest jeszcze inaczej. Ja jak na razie nie pracuje. To była decyzja podjęta przez mojego narzeczonego. Póki Kajtek nie zacznie chodzić do przedszkola ja zajmuje się domem i gospodarstwem. Teściowa jeszcze przez kilka lat będzie pracowała bo brakuje jej do emerytury. Więc akurat się pięknie składa :) Gdy przejdzie na emeryturkę będzie dostępna 24h 7 dni w tygodniu. I wtedy będę mogła spokojnie pójść do pracy. Mój pracodawca nawet poszedł mi na rękę i od razu po udzieleniu mi urlopu macierzyńskiego dał mi urlop wychowawczy na 4 lata. Akurat tyle czasu mi nie będzie potrzeba by małego zostawiać pod opieką dziadków. Czas potrafię sobie całkiem nieźle zagospodarować. Nawet jestem sama jestem tym faktem zaskoczona :) Bo póki nie zostałam mamą nie potrafiłam sobie ogarnąć czasu na spokojne wypicie porannej kawy :) A teraz? Mam czas na zrobienie prania, obiadu, pójście do ogrodu by opielić warzywa i pozbierać owoce w sadzie. Mam czas na zabawy, spacerki, pogaduchy z koleżankami, spokojną kąpiel czy makijaż. Nikt by kiedyś nie pomyślał że stanę się tak dobrze zorganizowaną kobietą. :)
Ja miałam podobnie wróciłam do pracy kiedy moja córka miała rok. Organizacja była super nie mogłam narzekać. Dopóki nie nastąpił bunt,+ moje dziecko po półtora roku spędzonym w przedszkolu stwierdziło ze nie chce chodzić. I w dodatku rano jest wojna z ubieranie się itp. Jak kiedyś ubieranie się i wychodzenie z domu zajmowało mi max 15 min teraz zajmuje pół godziny. Ale podejrzewam że wszystkiemu winny jest bunt dwulatka wiec zaliczam zęby i jakoś czas leci :)
Powiem krótko- podziwiam Cię, podziwiam Was.
Jasne, że można! U mnie to samo, do tego chce zacząć w końcu czynnie uprawiać sport i jeszcze raz na 2 miesiące wyjeżdżam w delegację. Wszystko na wariackich papierach, ale ja lubię szybkie tempo więc w każdej ze swoich ról spełniam się na całego :)
Brawo! Tak trzymać. A u nas… Jesteśmy sami w 3. Żadnej babci do pomocy, nikogo bliskiego.
Za niecałe pół roku powinnam wrócić do pracy, więc poki co nie napisze nic w tym temacie.
Dom: czasami totalna masakra, brak czasu na prasowanie czy obiad. Jak ustalamy ze w week wszystkim się zajmę a mąż małym to… Cały czar pryska bo akurat musi coś do pracy zrobić a ja z miliona obowiązków dalam rade tylko posprzątać pokój… Wtedy wiem ze przez cały tydzień muszę robić wszystko z malym na ręku. Czasami mąż sam wieczorem prasuje lub sprzata. (chyba musi być naprawdę sajgon hehe).
Jak nie mam sił i chęci to ratko mi gotuje, lub zamawia coś ;-)
Relax: to, co właśnie robię, tj facebook, blog – mam na to czas podczas karmienia ;-)
Zakupy: Mlody do wozka i lecimy. Większe zakupy po prostu zamawiamy ;-)
Sen: tak bardzo bym chciała się wyspać….
Mimo wszystko jestem przeszczesliwa!!! I polecam od początku angażować tatę w obowiązki domowe, opiekę nad dzieckiem.
Wiesz co dziecko,zero w tobie pokory. J a własnie uciekłam z wawy , w której mieszkamy od kilku pokoleń, gdyz nie mogłam znieść wszechsłoików, którzy sprzedali kawalek ziemi w wiosce , a tu kupili małe 2 pokojowe lokum i czuli się panami.mieszkam teraz w domu na obrzerzach miasta , gdzie dla słoików za drogo. a markom , które tak reklamujesz moge tylko podziekowac , bo ani ja ani nikt z moich znajomych i rodziny nie zakupi żadnego z tych produktów .po prostu dla mnie to antyreklama.nie poprawiam błedów , bo mi się nie chce wysilać.
To super, że tak się da. Ostatnio zaczęliśmy z mężem na serio szukać wspólnego kwadransa na modlitwę. I pomimo że zmęczenie, że dom, że obiad na jutro a i rachunki do zapłacenia to ten wspólny czas zamyka nam dzień, pozwala spokojnie spać. I przypomina, za ile rzeczy jesteśmy wdzięczni. Za czas znaleziony wśród wszystkich obowiązków tez ;) odowiedziałem organizacja czasu daje moc, i poczucie bezpieczeństwa :)