Daj, Daj, Daj!

Daj, Daj, Daj!

Ostatnio to u nas najczęściej pojawiająca się „fraza”. Pączek wszedł na kolejny poziom komunikacji werbalnej. Teraz „daj, daj, daj” oznacza wszystko co tylko Jaśnie Panicz sobie życzy. Daj, Daj, Daj butelkę z wodą, ale też daj, daj, daj … mnie na kolana bo chcę sobie popisać na Twoim komputerku. Daj, Daj, Daj, używane jest zarówno jako groźba jak i prośba. Daj, Daj, Daiiii plus oczy kota ze Shreka i rączki wyciągnięte do góry to już chwyt, który rozkłada mnie na łopatki. Nie potrafię mu się oprzeć.

Dzisiaj w sklepie widziałam parę z dzieckiem. Chłopczykiem przesłodkim tak samo jak mój. Z błyszczącymi, niebieskimi oczkami i falującymi się włoskami koloru zboża. Gdyby do mnie ten chłopiec powiedział to magiczne Daj, Daj, Daj, to pomimo tego, że nie jestem jego mamą uległabym jego prośbom. Ten chłopiec akurat chciał tylko stać w wózku. A właściwie to sobie stał. Bezpiecznie oparty, rozglądający się po stoisku z warzywami. Był grzeczny. Moje dziecko potrafi być sto razy bardziej nieznośne w takich sytuacjach. Matka spokojnie wybierała warzywa, ojciec stał przy wózku. Malucha miał na wyciągnięcie ręki. Ale nie podobało mu się to, że chłopiec nie siedzi w wózku.Wymyślił sobie, że dziecko ma usiąść. „Siadaj! Siadaj mówię!!!” Żałuję, że nie mogę Ci oddać tego tonu, tych nerwów, tej złości. Nie potrafię. Poczułabyś to, co ja wtedy poczułam. Wiem to.

Zatrzymałam się w miejscu. Nie potrafiłam się ruszyć. Tak bardzo było mi szkoda tego chłopczyka. On nawet nie zapłakał. Był przyzwyczajony do takiego tonu. Był przyzwyczajony do takich emocji jego ojca. Moje dziecko zaczęłoby wystraszone płakać.Chłopiec patrzył niebieskimi oczkami prosto w oczy ojca, który wyglądał na takiego, co ma problem z tym, że w ogóle musi chodzić po tej ziemi.

Nie wiem co musiałoby się wydarzyć w moim życiu, żebym poczuła potrzebę wyżywania się na moim dziecku. I tu nie chodzi o to, że ja jestem kobietą. Mój mąż zachowuje się dokładnie tak samo jak ja. On też nie potrafi się oprzeć Daj, Daj, Daj. On też czuje potrzebę wyprzytulania swojego synka. On, nigdy nie krzyknąłby w taki sposób na nasze dziecko. A skoro ten facet zrobił to na środku sklepu, nie chcę myśleć jak zachowuje się w domu.

Myślałam, że te czasy już się skończyły, że każdemu z nas-rodziców byłoby wstyd przed samym sobą zachowując się w ten sposób. Dochodzę do wniosku, że się myliłam. Nadal po tym świecie chodzą matoły i bezmózgi. Nadal po tym świecie chodzą malutcy, smutni ludzie, którzy nie widzą problemu w wyżywaniu się na bezbronnych dzieciach.