Kiedy oglądam te zdjęcia uśmiecham się sama do siebie. Wspominam spacer sprzed kilku dni i przypominam sobie, co czułam, kiedy patrzyłam się na mojego synka. Wspominam jego radość, kiedy wręczał własnoręcznie zerwany „bukiet kwiatów” Babie Iwące. Nie ważne, że to były dwa, wątłe kwiatki. Dla Matiego to był bukiet. Bukiet, którym obdarowywał swoją ukochaną Babcię.
Kiedy oglądam te zdjęcia wspominam uśmiech mojej mamy, kiedy Mati biegł do niej żeby pocałować ją setny już raz w ciągu tego samego dnia. To są chwile. Momenty. Momenty, które musimy doceniać. Bo tego się nie da kupić. To jest dar od losu, za który musimy dziękować każdego dnia.
Mój synek jest zdrowy, radosny, ciekawy świata. Jest otoczony ludźmi, którzy go kochają, których potrafi już wymienić z imienia a nawet policzyć ile tych osób w danym momencie przy nim jest. Niewyraźnie to niewyraźnie, ale czy to nie jest piękne? Czy nie jest piękne to, że my – matki, dostajemy od losu taki dar jak nasze dzieci?
Dzieci uczą nas celebrowania chwili. Uczą nas odczuwania tego co tu i teraz. Dzieci uczą nas doceniania tego, co dane jest im przeżywać w danym momencie. To niezwykły dar. Dar, który otrzymuje każda z nas – matek.
Czy zastanawiałaś się kiedyś nad tym ile dobra jest wokół ciebie? Czy cieszyłaś się, z tego, że możesz wyjść na spacer ze swoim dzieckiem, że możesz zadzwonić do swojej mamy i poprosić o radę? Czy zastanawiałaś się nad tym jakie to wielkie szczęście, móc obserwować niesamowitą więź swojego dziecka z Twoją własną mamą? Wiem, że nie każdy tak ma. Wiem, że wiele z nas żyje daleko od swoich rodziców albo już ich pożegnało. Mężowie wyjeżdżają w delegacje, przyjaciółki „niedzieciate” przestają być przyjaciółkami bo nie rozumieją naszego świata a dzieciate z zazdrości o to, ż e Twoje dziecko rozwija się szybciej od ich dziecka unikają z Tobą kontaktu. Ale zastanów się dobrze, czy nic pozytywnego w Twoim życiu się nie dzieje?
Nawet jeśli męża nie ma tygodniami, kiedyś wraca. Nawet jeśli Cię wkurza przyziemnymi sprawami – JEST! I ma Cie kto wkurzać! :) Twoje dziecko jest zdrowe, a jeśli nawet nie jest, to nadal jest z Tobą. Kocha Cię, tak samo jak Ty je kochasz. Kurcze no… rozumiesz o co mi chodzi? Szklanka jest zawsze do połowy pełna a nie pusta. Jeśli zaczniesz dostrzegać piękno wokół siebie, bedzie go coraz więcej. Obiecuję Ci.
Ja wiem… łatwo jest mówić komuś żeby cieszył się tym co ma, dopóki nie wejdzie się w jego skórę. Ale tak samo łatwo jest zazdrościć komuś życia, nie mając pojęcia jakie ono rzeczywiście jest. Nie znam człowieka, który nie miałby problemów. Nie znam człowieka, którego życie byłoby usłane samymi różami. Myślisz, że ja jestem dzieckiem szczęścia? Już nie raz Ci pisałam o tym, że nie życzę Ci moich problemów. Szczególnie tych sprzed lat, kiedy nie byłam w stanie zapanować nad rzeczywistością, która mnie otaczała. I chociaż bardzo próbowałam, wiem, że są w życiu sytuacje, na które nie mamy wpływu. Nie powiem, wkurza mnie, jeśli nie jestem w stanie nad czymś zapanować. Ale co mam zrobić? Skoczyć z mostu? Pożegnać się z tym życiem?
Mam płakać nad tym, że tych róż na mojej drodze było mniej niż bym chciała? Nie. Nie płaczę. Wyrywam chwasty i pielęgnuję te róże, które mnie otaczają. Zachwycam się nimi. Cieszę się z każdego uśmiechu mojego dziecka, z każdego kroku zbliżającego mnie do spełnienia moich marzeń. Cieszę się z tego, że każdego dnia otwieram oczy. Bo oprócz kilku chwastów, które przyjdzie mi w danym dniu wyrwać, czeka na mnie widok najpiękniejszych róż tego świata. I tylko ode mnie zależy, ile tych róż dostrzegę. Życzę Ci, abyś i Ty każdego ranka miała przed sobą taką samą perspektywę. Ta perspektywa zależy tylko od Ciebie. Od tego, co pozwolisz swoim oczom dostrzec…
Bakuś:
Zestaw (spodnie+koszulka) – tutaj (promoszka jest z tego co mi wiadomo) ;)
Kapelusz – Okaidi
Buty – Zara
Niestety mamy już nie mam, zmarła jak byłam w ciąży, z partnerem mi się nie układa, pracy po studiach nie mogę znaleźć.. Życie nie jest piękne, jest trudne, niestety.
To akurat prawda. Bo zawsze może być gorzej. Czasami patrzę w lustro i sama sobie się śmieje w twarz , że czasami tak marudzę bo mąż w tej chwili woli oglądać mecz niż rozmawiać , ze mną o tym co dzisiaj widziałam w sklepie co można było by kupić. Życie może być piękne, przecież w życiu są piękne chwile :)
Pozdrawiam panią ze zdjęć , bo to mama prawda ? Wygląda jak Twoja siostra :)
Zgadzam się w 100 %. Trzeba się cieszyć z każdej chwili spędzonej razem i pielęgnować się to co ma. Powiedz mi Malwina jak ty to robisz że tak pięknie umiesz myśli obrać w słowa ?;) . Piękne zdjęcia a treść jeszcze lepsza:)
Jezusicku, ale Baba Iwąka ma figurę!!!
Jak pięknie to napisałaś! Ja marzyłam o dużej rodzinie, niestety sami z moim synkiem jesteśmy…..zazdroszczę takich chwil z Babcią….
Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę, pełen samochód 2+3+pies. Jestem sama z synem + pies+kot. Marzę dalej. Mało tego, jestem pewna, że wszystko przede mną i będę miała dużą rodzinę. Jestem szczęśliwa z tym co mam. Niczego mi nie brakuje. Przyjdzie czas, będzie reszta! :-)
My też jesteśmy same, a marzyłam o tym, co Ty. Nie powiem, że jest cudownie, wspaniale i fantastycznie – jest trudno, ale jest wiele cudownych, wspaniałych i fantastycznych momentów, z których buduję mozaikę codzienności. I w takich właśnie momentach myślę sobie ile traci ten, który nas zostawił i nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że sam pozbawił siebie takich chwil, przeżyć, emocji, uczuć, czegoś niewyobrażalnie pięknego i najcenniejszego. I nie ma żadnego „ale” – Ty, Ma.Ka, ja i inne samotne i niesamotne mamy – we are the winners i, oczywiście, the champions:) I tak, jak pisze Malwina – pomyśl o tym, co masz, a nie o tym, czego nie masz, chociaż wiem, że nie jest to łatwe, ale jedynie takie myślenie ma sens.
Juz dawno nie myślę o tym czego nie mam. Mam wspaniałego syna, przyjaciół i w sumie dużą rodzinę. Ciągle się coś dzieje, czasem marudzę ze zmęczenia, ale mam serce pełne radości i miłości. Robię to co lubię, czego nie lubię, nie robię :-) w głowie aż huczy od marzeń. Cóż więcej pozostało, jak tylko je spełniać… :-)
A ja twierdzę, że autorka wpisu ma 100 % racji. Życie jest takie, jakie je widzimy.
Są dni, w których wydaje się nam, że ta szklanka nie jest do połowy pusta, tylko wypełnina jakimś totalnym syfem, gdy nie potrafimy się cieszyć, ale też głęboko wierzę w to, że trzeba się trzymać chociaż promyczka nadziei. Nigdy nie wiemy, do czego nas doprowadzi życie, coś, co z obecnej perspektywy wydaje się sytuacją bez wyjścia, za kilka lat postrzegamy zupełnie inaczej. Dlatego ja wybieram takie spojrzenie na świat. I jest mi z tym naprawdę dobrze.
Super pozytywny wpis! Oby więcej takich. Ludzie nie potrafią docenić tego, że mają zdrowe, dobrze rozwijające się dziecko, kochającego męża i rodzinę.
Bakuś jest prześliczny, a ta pani na zdjęciu to chyba Twoja starsza siostra, a nie Mama. ;)
No i masz ci babo placek….
doprowadzilaś mnie do łez.
Niestety moja mama zmarła w maju tego roku na raka 4 miesiące po tym jak dowiedziała się o chorobie. Zawsze marzyła o wnukach i gdy się w końcu doczekała mojego dziecka i mojej siostry mogła cieszyć się byciem babcią zaledwie 1,5 roku. Mimo że bardzo przeżywam brak mojej mamy ponieważ byłam z nią bardzo zżyta i każdego dnia odczuwam jej brak staram sie dostrzegać radość. Widzę ją przede wszystkim w moim synku i tym ze jest zdrowy ze lada chwila będzie miał już dwa lata, w moim partnerze mimo że nie zawsze było między nami kolorowo ale tworzymy rodzinę. W mojej siostrze i tacie bo w ostatnim czasie jeszcze bardziej się wzmocnilismy jako rodzina. Radość to tez dla mnie małe ale istotne rzeczy takie jak tęcza bo widzę w nich moja mamę.
Dla każdego może to być co innego ważne by nauczył się to dostrzegać! Są miliony ludzi którzy tracą najbliższych, patrzą a choroby i cierpienie swoich dzieci a mimo to dostrzegają małe ale istotne radości a czym przy tym są nasze małe problemy…
piękny tekst Bakusiowa mamo; )
Zazdroszczę osobom umiejącym się cieszyć z tego co mają. Ja nie potrafię. Mam depresję i lęki przed ludźmi. Obecnie nie biorę leków bo jestem w ciąży. Nie umiem docenić tego, że mam dziadków, rodziców, partnera, teściów, zdrowego syna a zaraz urodzi się druga istota. Skupiam się na swoich wadach, problemach, rzeczach których nie mam a chciałabym mieć.. Wciskam sobie do głowy problemy których nie ma , obawy ze wszyscy mnie obgaduja i są przeciwko mnie. Spotykam wiele życzliwych ludzi na swojej drodze..spotyka mnie wiele dobra. Np to ze będę mieć wymarzoną córkę, dużo rzeczy dla niej dostałam, rodzina mi pomaga, mamy zdrowie a jednak nie mam tyle pieniędzy ile bym chciała, na wiele rzeczy mnie nie stać, musze oszczędzać, nie mam figury modelki, partner jest ale nie ma go przy mnie bo woli po pracy odpocząć czy spać a wieczorem siedzieć przy komputerze. Jestem świadoma tego co czuje a nie potrafię tego zmienić. Czuje się bezwartościowa i gorsza od innych. Zazdroszczę ze wszyscy maja więcej niż ja.. Ach. Gdybym pokonała te choroby była bym szczęśliwa osoba:-(
Nie jestem specjalistą, ale wiem co piszę, bo to przeszłam. Dawno temu, choc wciąż pamiętam i zawsze będę pamiętała. Odstawiłam leki, odstawiłam lekarza, który mi wciskał kit, że to choroba. Depresja nie jest chorobą, jest stanem umysłu, za który człowiek sam odpowiada. Wierzyłam, że mam depresję, ze jestem chora. Trafiłam „w ręce” kobiety, która skasowała kupę kasy za postawienie mnie na nogi, jaka jestem jej za to wdzięczna! Z ręką na sercu i wiarą powiem Ci – TRENER/COACH. Poszukaj w swojej okolicy, wujek Google na pewno pomoże. I nie bój sie szukać pomocy. Nie jesteś chora, nie daj sobie tego wmówić!
Depresja to choroba, ale nie jest powiedziane, ze mamy sie jej poddawac. Wszystko co piszesz ja rowniez doswiadczylam. Podpowiem Ci wiec, nie poddawaj sie. Ja nie mialam pieniedzy, teraz mam, ale czasy bez pieniedzy wspominam jako szczesliwsze. Udalo mi sie znalezc sposob na zarobienie ich, ale jestem wrazliwa osoba i w tej chwili martwi mnie zawisc ludzi, ktorzy mi zazdroszcza. Mozna sie od tego rozchorowac. Szkoda mi ich, ale nie jestem za ich los odpowiedzialna, czasami pomagam, kiedy moge. Ale wtedy jest jeszcze gorzej, bo oni jak dzieci do matki krzycza, ze malo. Owszem ucieszylam sie zmiana mojego zycia, ale tym, ze wzrosla moja swiadomosc i moglam w czesci spelnic marzenia, a byly nimi studia, a wiec ciezka praca. Denerwowaly mnie uwagi ludzi mowiacych, ze ja to nie mam klopotow finansowych, ze sa np. studentki, ktore musza oddawac swe cialo, aby moc studiowac. Gdybym ja skorzystala z takich okazji, to nie byloby moze tragedii, ktora mnie spotkala wlasnie w trakcie zarabiania pieniedzy…. Nie napisze co to bylo, bo po 12 latach jeszcze sie nie otrzasnelam. Rowniez ludzie przypominaja mi co sie stalo…Na dodatek co to za dorobek i luksus: mieszkanie, srednie ciuchy i jedzenie… Chyba nie potrafie sie bronic, a mysle, ze zazdrosc budzilo raczej moje dobre samopoczucie niz pieniadze. Grunt to zdrowie. Trzeba starac sie byc kreatywnym, nauczyc sie szyc, wykonywac rozne drobiazgi samemu i umiec uzadadnic, ze nas to cieszy i nie musi to byc rzecz kupiona w sklepie. Poprawiac swoja swiadomosc, szukac sposobow, czytac, znalezc cos co mozna zaproponowac innym – zabawy towarzyskie, wlasnorecznie zrobione powidla, swetry, spiew, taniec, cokolwiek. I tak jak mowi autorka – wiedziec co sie ma i cieszyc sie tym, w tym czasie szukac drog do spelnienia marzen. Poprawiac swoja komunikacje, aby rozumiec innych. Moze sie okazac, ze masz coc czego inni potrzebuja, a oni pomoga Ci w tym czego Ty potrzebujesz. Oczywiscie nie od razu. Kiedy juz bedziesz miala pieniadze moze sie okazac, ze potrzebujesz zupelnie czegos innego. Poznaj wiec siebie i innych.
gda8 – i co z tego, że na wiele rzeczy Cię nie stać – jesteś pewna, że byłabyś rzeczywiście taka szczęśliwa, gdybyś je miała? A figura modelki? Czy to wyznacznik albo gwarancja szczęścia? Myślę, że tak, jak piszesz w ostatnim zdaniu – gdybyś pokonała choroby, to byłabyś szczęśliwa, bo szczęście to rzeczywiście stan umysłu, ale nie zgodzę się z Ma.Ka., że depresja to wmawianie choroby i że coach jest sposobem na wyjście z tego stanu – czasami pewnie jest, ale czasami depresja jest chorobą lub początkiem innych chorób. Trudno tu coś poradzić, żaden ze mnie ekspert, ale jedno jest pewne – gda8 – potrzebujesz pomocy, bo z tego, co piszesz, sama nie jesteś w stanie sobie pomóc i wyjść z tego stanu. Trzymaj się!
Na trenera trzeba mieć pieniądze. Niestety mnie na to nie stać. Musiałabym zrezygnować z opłacania wynajmowanego mieszkania i pójść pod most. Staram się walczyć ale jest ciężko. Szczególnie jeśli nie ma się wsparcia. W ciężkich chwilach mama mówi ze pomoże itp a kiedy proszę o pomoc to nie ma czasu. Partner nic nie rozumie. Mam dla kogo walczyć o swoje szczęście ale naprawdę ciężko jest radzić sobie samemu. Juz niedługo będę brać leki. Mam nadzieje ze pomogą mi na tyle żebym poczuła się wartościowa i doceniła to co mam.
Pozdrowienia dla Baby Iwąki:) Piękna Kobieta i te jej noooogi…. :)))
Ja codziennie doceniam to co mam, szczególnie, że długo tego mieć nie mogłam… i mimo choroby genetycznej Eryka, jestem wdzięczna za każdy dzień i każdy jego uśmiech, a nawet łobuzerski czyn, który mu się dość często zdarza :) Celebruję każdą chwilę, bo te chwile nigdy nie powrócą w realu, jedynie na zdjęciach, które czasem uda mi się cyknąć ;)
Dołączam się do zachwytów nad Babą Iwąką;) Co za laska;)))
My też same, z dala od rodziny i wsparcia, w lęku przed zbliżającym się widmem żłobka, w obawie o godny byt. Z nie znanych powodów jestem jednak szczęśliwa i taka spokojna o nas, bo właśnie jesteśmy zdrowe, mamy siebie i kochanych, życzliwych ludzi. Jak każda marzyłam o pełnej rodzinie, gwarze i spacerach z naszym psem. Pies został z eks, walczył o niego bardziej niż o kontakt z dzieckiem, a to przecież MÓJ ukochany piesek… Serce czasem pęka, ale damy radę. Wiem to… jak zawsze dziękuję Ci za ten wpis.
Kora, znalazłam Cię, kobieto! Tęsknię za Twoim blogiem i chyba teraz rozumiem dlaczego zniknął. Trzymaj się :-* I jeśli masz ochotę, napisz do mnie wiadomość.
Kochana dobrze prawisz! A jeszcze jakbym znała jakiś złoty środek, żeby każdego dnia cieszyć się tej szklanki pełnej do połowy. żeby celebrować każdą chwilę. Niestety przychodzą takie dni, że moja szklanka jest wypełniona jakiś syfem o którym wspomniała wyże Kasia…
Ja staram się bardzo ale nie zawsze mi wychodzi. Chciałabym mieć bliżej mamy ale mam blisko dręczące mnie teściową. Nigdy nie piszesz o drugiej babci pączka, chyba że przegapiłam. Zastanawiam się czy tylko ja mam tak ciężko z ” mamusia”. Idę dalej walczyć z wiatrakami :(.
Wdzięczność na co dzień to chyba jedno z najtrudniejszych zadań do wykonania. I mam z tym ogromny problem, bo owszem, niby się cieszę z tego co mam, ale jednocześnie zawsze narzekam ciszej lub głośniej, na to czego nie mam lub co jest nie tak. Wiem, że nie tędy droga. Wiem, że trzeba inaczej i po prostu się staram łapać chwile szczęścia i uświadamiać sobie, że właśnie za to jestem wdzięczna. Nie jest to łatwe, ale zauważam, że powoli zdarza mi się to coraz częściej, a więc wdzięczność chyba można po prostu w sobie wyćwiczyć :)
Piękny tekst. Nic dodać, nic ująć…
Jesteście bardzo podobne z mamą ;-)
ależ masz piękna mamę i synka :)
Coraz bardziej doceniam to co mam :)
Super wpis, dzięki :)
Post 'ściereczka’, przetarł mi oczy, zresetował umysł myślący za dużo o rzeczach, które chciałabym mieć na rzecz myślenia o tym co mam :) p.s. Babcia 'Iwąka’ wcale na babcie mi nie wygląda, jeśli odziedziczyłaś po niej geny to zazdraszczam :-D
Bardzo fajnie się czyta Twoje posty. Zdjęcia malucha przecudne, a mama-zachwycająca! Pozdrowienia dla całej rodzinki.