Czy może być coś gorszego od posiadania dzieci? Może!

Czy może być coś gorszego od posiadania dzieci? Może!

Ostatnio wkurzyłam się na siebie jak pies na sąsiada! Bo niby taka jestem wyszczekana, a kiedy przyszło co do czego, to mnie zatkało! Dosłownie. Zapomniałam języka w gębie. Chyba ugrzązł mi w napoleonce, którą bezkarnie akurat pochłaniałam. A zaczęło się niewinnie. W mojej ulubionej kawiarni (tyję na samo wspomnienie), rozmawiałam ze znajomą, która nie chce mieć dzieci. I ja to szanuję. Spoko, jej wybór. Ale ona chyba tego, że ja CHCĘ mieć dzieci i to jak najwięcej, zasadniczo nie szanuje, bo podczas rozmowy postanowiła mnie uświadomić, że moja droga życiowa to najgorsza opcja z możliwych („Ja na twoim miejscu czułabym się zniewolona”, bo „z najnowszych badań wynika, że macierzyństwo blokuje samorozwój”, a poza tym „to już sama chęć komplikowania sobie życia dzieckiem, jest irracjonalna i według bla, bla, bla, silne jednostki nie potrzebują UCIEKAĆ W DZIECI”). No zabrakło mi języka w gębie wiesz? Musiałam sobie to wszystko ułożyć. I ułożyłam i wiesz co? Tak naprawdę znam milion rzeczy, które są gorsze od posiadania dzieci, ale streszczę się do 5, żeby zdążyć przed czterdziestką :)

• Powroty z pracy do domu, w którym jest idealnie czysto i cicho, ale nikt nie majta Ci przed oczami transparentem z koślawo wymalowanym serduszkiem, nikt nie zapyta „Jesteś zmęczona, mamusiu?”, nikt nie zarazi niepohamowanym śmiechem, ani nie wyrzuci na podłogę setki resoraków, żeby znaleźć ten jeden ulubiony, na widok którego ucieszy się jak wiewiórka z orzecha. Nikt nie wkurzy Cię i nie rozczuli jednocześnie, akurat kiedy łapiesz emocjonalną zawiechę. I nikt nie czeka na Ciebie z takim zaangażowaniem, jakby od tego miały zależeć losy całej ludzkości.

• Spacery po lesie, w trakcie których nie zobaczysz najpiękniejszego grzyba świata, jak nic zarażonego ospą, stanowiącego doskonałą bazę do zupy z kategorii „ostatni posiłek w życiu”. Nie usłyszysz, co wygaduje echo, kiedy nie śpi, bo ktoś wrzeszczy mu do ucha imiona swoich ulubionych pluszaków. Nie przekonasz się, jak głęboko można wpaść w kałużę, która wydawała się małą łezką leśnego smoka. I nie pokonasz dwustu metrów sprintem, żeby uciec przed straszną muchą (miała taaaakie duże oczy) próbującą wylądować na czyimś słodkim nosku.

• Zasypianie w łóżku, w którym nikt nigdy nie waletuje, bo przestraszył się szumu wiatru albo skrzypnięcia schodów, do złudzenia przypominających odgłosy wydawane przez groźne potwory, ewentualnie szajkę złodziei grasującą po strychu; w którym nikt nie opowiada wymyślonych bajek, pełnych bohaterów od czapy w stylu szambiary czy walca i szalonych przygód, a w końcu którego nikt nie ogrzewa swoimi małymi stópkami i nie napełnia dziecięcym zapachem lepszym niż wszystkie markowe perfumy świata razem wzięte.

• Rodzinne imprezy, zupełnie pozbawione zachwytów nad Twoim wesołym i w okolicach uszu podobnym do Ciebie jak dwie krople wody potomkiem, którego zwyczajnie nie masz. Toasty, żebyś wreszcie go miała. Gorzej – wszystkie ciotki/matki/sąsiadki z troską w głosie pytają, kiedy się na niego zdecydujesz, bo zegar biologiczny tyka i wkrótce może być za późno. A Ty w odwecie cytujesz im najnowsze publikacje, mówiące o mrokach macierzyństwa, co spotyka się z kompletnym brakiem zrozumienia i wzrokiem pełnym politowania. Dramat.

• Planowanie przyszłości, w której z zasady nie uwzględniasz kogoś, kto przytula Cię w chwilach przygnębienia, budzi wcześnie rano swoim śmiechem, ufa bezgranicznie, dzieli się z Tobą czekoladą od dziadków, w kąpieli udaje wieloryba, od czasu do czasu domaga się wycieczek do sklepu zabawkowego w celu doprecyzowania swoich fantazji, myli oranżerię z oranżadą, w twórczym uniesieniu bazgrze po ścianie kredką, robi Ci drewniane śniadanka, strajkuje, ale też przeprasza, dziękuje, rozdaje buziaki jak gwiazda filmowa. I z każdą godziną istnienia nadaje sens Twojemu życiu.

Tak!!! To jest zdecydowanie GORSZE od posiadania dzieci.