Co czuje matka, której dziecko umiera

Co czuje matka, której dziecko umiera

Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży bałam się panicznie tego, że nie usłyszę bicia serduszka w 8 tygodniu. Usłyszałam. Na szczęście usłyszałam… bo nie wiem co bym zrobiła, gdyby okazało się, że serduszko nie bije. Nie chcę nawet o tym myśleć. Po 8 tygodniu miało być z górki… Nie było.

Stresowałam się do 3 miesiąca o to, czy z dzieckiem wszystko będzie w porządku, czy rozwija się prawidłowo… Po 3 miesiącu miało być z górki… Nie było. Bałam się wszystkich dni, w których nie czułam ruchów mojego dziecka. Bałam się mojego tętna, dziwnych skurczy… Właściwie to bałam się do samego porodu, a i po porodzie strach o zdrowie mojego dziecka nie ustał. Bo bałam się tego, jaką ocenę w skali Apgar otrzyma Mati, bo bałam się bezdechów, chorób, które ujawniają się dopiero po kilku tygodniach czy miesiącach. Codziennie dostaję kilka wiadomości z prośbą o ratowanie dziecka, z którym na początku wszystko było w porządku. Walczy wtedy cały internet. Niebotyczne kwoty (których wysokości nigdy nie pojmę) spływają na konta maluszków walczących o życie. Z przyjemnością obserwuję losy Pawełka, którego stan opłakiwałam razem z tysiącami zaangażowanych w pomoc ludzi. Zazwyczaj kobiet. Zazwyczaj matek. Bo matka rozumie matkę i jest w stanie wyobrazić sobie chociaż w minimalnej części ból, który przeszywa serce po utracie najdroższej istoty – własnego dziecka…

Dlaczego ja?

Jest wiele pięknych historii, które pokazują, że warto pomagać, bo wspólnymi siłami jesteśmy w stanie uzbierać te horendalne sumy potrzebne na operacje i leczenie. Niestety są i takie, które nie kończą się happy endem. Dziecko umiera. W łonie matki, zaraz po porodzie, przed operacją, bo nie udało się uzbierać określonej sumy, albo i po niej, bo… bo tak miało być. Moja przyjaciółka straciła dziecko. Rozmawiałyśmy kilka dni temu o tym. I wiesz co mi powiedziała? Że najgorsze jest to leżenie, zaraz po poronieniu, wśród kobiet w ciąży, które rozmawiają całymi dniami o swoich dzieciach i planach po ciąży. Leżysz wtedy na tym łóżku i zastanawiasz się „DLACZEGO JA? BOŻE! CO JA CI ZROBIŁAM?!”

No właśnie… a co zrobiły miliony matek w Afryce i Azji, których dzieci, które urodziły się zdrowe? Wyobraź sobie, że rodzisz swoje dziecko, tulisz je, czujesz tę falę ogromu miłości, który zrozumie tylko druga matka, a po kilku dniach bezradnie patrzysz, jak Twoje dziecko kona. W niewyobrażalnych katuszach, których nie jesteś w stanie niczym załagodzić. Umiera zdrowe, silne dziecko, które po prostu wybrało sobie nieodpowiedni kontynent. Bo w krajach rozwijających się dzieci umierają na chorobę, która dla nas jest wręcz kuriozalna. Na chorobę, która w krajach cywilizowanych jest zniwelowana do zera. Na tężec noworodkowy… Zanim skończysz czytać ten wpis umrze jedno dziecko. Zanim zrobisz sobie kawę umrze drugie. I tak co 11 minut… Z jakiego powodu? Bo nie ma pieniędzy na szczepionki przeciwtężcowe. Jedna szczepionka kosztuje kilkadziesiąt groszy! Wystarczą dwie szczepionki aby uchronić dziecko i matkę przed śmiercią. No właśnie… bo oprócz dzieci, na tężec noworodkowy umierają również matki, często osierocając kilkoro maluchów.

Jak do zakażenia tężcem dochodzi? W prosty sposób. Poród w Afryce to nie taki sam poród jak w cywilizowanych krajach. Tam, szczytem marzeń jest poród w czymś na wzór domu, na kawałku prowizorycznej podłogi zamiast ubitej gliny. Kobieta rodzi sama. Nie ma mowy o znieczuleniach, o ważeniu dziecka, o jakiejś skali Apgar. Tam skala jest zero-jedynkowa. Przeżyje, albo umrze. I niestety często umiera, bo matka nie ma nawet sterylnych narzędzi, które umożliwią jej obcięcie pępowiny. Pałeczki tężca dostają się do krwiobiegu dziecka (i często matki) podczas niehigienicznego zabiegu, który u nas jest kojarzony z opływającym patetyzmem ruchem nożyczek, wykonywanym przez ojca. Tam, ten jeden ruch zaważa na całej przyszłości matki i dziecka.

Możesz uratować życie dziecka (nie wydając ani grosza)!

Dlaczego ja Ci o tym w ogóle piszę? Bo możesz pomóc! W prosty sposób, który nie wymaga od Ciebie ani złotówki więcej wydanej z domowego budżetu. Od 11 lat UNICEF, wraz z marką Pampers, sukcesywnie walczą z tężcem noworodkowym. Udało się już wyeliminować tę straszliwą chorobę w 19 krajach. Zostało jeszcze drugie tyle. To półmetek walki. Jesteś w stanie sobie wyobrazić, że widmo śmierci odeszło znad połowy krajów rozwijających się? To działa! A teraz walka będzie jeszcze prostsza. Bo mamy internet. Bo mamy zaangażowane społeczności, współczujących matek. Bo wreszcie zrozumieliśmy, że DOBRZE JEST POMAGAĆ. Bo tak samo jak pomagamy naszym rodaczkom, zbierającym milionowe kwoty na operacje swoich dzieci, tak samo możemy pomóc komuś, kto ma po prostu inny kolor skóry. Ale nadal jest człowiekiem! Takim samym jak my.

Właśnie ruszyła kolejna odsłona kampanii Pampers i UNICEF„1 paczka = 1 ratująca życie szczepionka”.

Pomóc możesz na 3 sposoby (niezależnie od tego, czy Twoje dziecko używa jeszcze pieluszek):

Kupując pieluszki Pampers (Active Baby-Dry lub Pampers Pants)
1 paczka = 1 ratująca życie szczepionka

Dodając zdjęcie swojego malucha w specjalnej aplikacji TUTAJ
1 udostępnienie zdjęcia malucha = 1 ratująca życie szczepionka

Oglądając i udostępniając dalej TEN FILM z facebookowego profilu Pampers
1 obejrzenie i udostępnienie = 1 ratująca życie szczepionka

Rozumiesz to? Wystarczy obejrzeć ten film i udostępnić go na swoim Facebooku, a Pampers w podziękowaniu za wsparcie akcji, przekaże do UNICEF równowartość zakupu jednej szczepionki. Do tej pory, udało się uratować już 500 000 niemowląt i ich mam. Obejrzyj i udostępnij. Tylko tyle <3

Opowiastka…

Dla nas, ludzie żyjący w dalekiej Afryce to taka „opowiastka”. Taka forma złej bajki. Warunki życiowe tych ludzi i ich tragedie są dla nas niewyobrażalne, więc często stosujemy nieświadomie technikę wyparcia. Oglądamy zdjęcia fotografów, tłumaczymy dziecku dlaczego ta dzidzia ma ciemną buzię… Dla nas to taka trochę opowiastka o „Murzynku Bambo” ze szkolnej czytanki. A to nie jest czytanka. To są prawdziwi ludzie, którzy czują tak samo jak my i cierpią tak samo jak my… a może i mocniej…

Zobacz krótką relację z konferencji prasowej Pampers & Unicef, którą poprowadził Olivier Janiak. Olivier był TAM. Widział to wszystko na własne oczy. I wierz mi, jego oczy podczas opowieści o tym, były pełne bólu. Namacalnego bólu tych wszystkich ludzi. Olivier Janiak jest dla nas taki prawdziwy, taki nasz. Może patrząc na niego wśród mieszkańców Afryki, która często wydaje nam się inną planetą a nie kontynentem oddalonym o zaledwie kilka tysięcy kilometrów, będzie nam wszystkim łatwiej uzmysłowić sobie, że ten problem jest realny. On jest. A w tej chwili pewnie serce jakiejś matki, rozrywa przeszywający ból, bo właśnie odeszło jej dziecko…

wyjazd_prasowy_angola_olivier_janiak_2 wyjazd_prasowy_angola_olivier_janiak_3 wyjazd_prasowy_angola_olivier_janiak_1 _dsc9257 _dsc9294 _dsc9302 _dsc9312 _dsc9317 _dsc9305 _dsc9281 _dsc9278 _dsc9286 _dsc9283