Brzydki latawiec…

Brzydki latawiec…

Maciek zainspirowany wielką polaną, którą odkryliśmy nieopodal domu, postanowił zbudować latawiec. Pół wieczora spędził na jego konstruowaniu po czym przyszedł do mnie pochwalić się swoim dziełem…
Ja: Maciek, ale to jest brzydkie! Przecież to są dwie listewki i kawał obleśnej folii :( Nie przyczepisz do tego nawet ogona z kolorowych kokardek jak w bajkach?
Maciek: Malwinka, ja skończyłem politechnikę a nie akademię sztuk pięknych… to ma LATAĆ… a nie być gejem na niebie!

Dokładnie 8 lutego, w naszą rocznicę ślubu, napisałam na Facebooku taką właśnie anegdotkę. Troszkę się wtedy pośmiałyśmy, Maciek dostał kilka komplementów od mężów czytelniczek nawet. I jakoś tak… poszło w niepamięć. Moją niepamięć. Minęły dwa miesiące, wyszło pierwsze słoneczko i Maciek swoje dzieło (które specjalnie dla mnie przyozdobił gustownym ogonem z pociętego worka na śmieci) postanowił pokazać Matiemu.

Ja obserwowałam tą sytuację z balkonu. Trochę byłam obrażona na ten latawiec bo ja serio liczyłam na tego „geja” i serio wielce marzyłam o tym, że to będzie taki bajkowy, wzruszający latawiec, którego nigdy w życiu nie było mi dane puścić. Podążając schematem myślowym Maćka, prawdopodobnie, gdybym powiedziała mojemu tacie, żeby mi zbudował latawiec usłyszałabym, że on kończył elektrykę a nie inżynierię podniebną. Podążając czy nie podążając… nigdy latawca w powietrzu nie widziałam. A kiedy wyszłam podejrzeć chłopaków na balkon tak wiesz…”od niechcenia”… no dobra, zawsze wyganiam chłopaków na spacer, żeby w spokoju popracować a później szkoda mi, że mogę coś przegapić i pędzę za nimi jak szalona. No więc kiedy wyszłam na ten balkon i zobaczyłam tego podniebnego brzydala, później minę Matiego a na końcu minę Maćka… coś we mnie pękło.

Mati biegał za tym brzydkim ogonem jak szalony, krzyczał, podskakiwał… Nie wiedział bidulek jak wyrazić swoje emocje :) Dla niego ten brzydki latawiec był prawdziwym „ŁAŁ”. A Maciek… Maciek wyglądał jakby spełniały się jego marzenia. Jakby z jednej strony powrócił do dziecięcych lat a z drugiej zrozumiał, że właśnie puszcza latawiec z własnym synem. A wiesz co ja poczułam?

Że dzieci uczą nas, że nie wszystko musi być takie na 100%. Takie piękne i wymuskane. Że w latawcu chodzi o to, że on LATA a nie, że wygląda. Do szczęścia nie potrzeba ideału. Szczególnie dzieciom… i facetom ;) Tylko my – baby, jesteśmy takie „na 100%” :) 

DSC_0018 DSC_0012 DSC_0031 DSC_0063 DSC_9989 DSC_9997 DSC_9999 DSC_0001 DSC_9981 DSC_0047 DSC_0054 DSC_0034 DSC_0039 DSC_0024