Największy błąd, który popełnia kobieta stając się matką.

Największy błąd, który popełnia kobieta stając się matką.

Stało się. Najpierw dwie kreski na teście, które uświadamiają Ci, że od tej chwili odpowiadasz za małego człowieka, który właśnie się w Tobie rodzi. Później emocje związane z porodem i to przerażające uczucie, kiedy zabierają Twoje dziecko do mierzenia i ważenia, a Ty czujesz jakby Ci je zabrali na wieki i projektujesz najgorsze uczucia, jakie właśnie przechodzi Twoje zagubione maleństwo w obcym świecie. Później dociera do Ciebie, że nikt nie jest tak bardzo potrzebny Twojemu dziecku jak Ty sama, bo przecież mama jest dobra i na głód, i na kolki, i na nocne potrzeby przytulenia. Nie tata… MAMA. Czujesz się odpowiedzialna za każdy oddech Twojego dziecka. Czujesz, że ono nie może żyć bez Ciebie, a Ty bez niego.

Przechodziłam to wszystko krok po kroku. Każdą z opisanych wyżej sytuacji. Płakałam na pierwszych zakupach bez dziecka, na które wybrałam się po większy rozmiar ciuchów, bo nie miałam się w co wcisnąć po porodzie, a finalnie i tak wróciłam z torbą ałtfitów dla maluszka, zrezygnowałam z bardzo fajnej pracy, po 10-dniowym wyjeździe w delegację do Francji, bo nie wyobrażałam sobie zostawić swojej rodziny kolejny raz na tak długo, umierałam z przerażenia, kiedy pierwszy raz oddawałam Matiego do przedszkola, bo bałam się, że poczuje się przeze mnie odrzucony, że ktoś mu coś zrobi kiedy nie będę miała na niego oka… no co tu dużo mówić… dopadł mnie syndrom zwany macierzyństwem :)

A wiesz jaki jest jego największy skutek uboczny? To, że kobieta myśli w pierwszej kolejności o dzieciach, w drugiej o mężu, w trzeciej o tym wszystkim co do ogarnięcia dookoła, a w czwartej… czwartej nie ma bo matka już śpi, padnięta po kolejnym męczącym dniu.

Ja w moich tekstach wspominałam Ci bardzo często o tym, że zaniedbuję samą siebie. Miałam jakieś zrywy kilkudniowe, po czym znów rzucałam się w wir ratowania świata. Na szczęście wraz z usamodzielnianiem się Matiego (czytaj. odcinaniem pępowiny) tych zrywów miałam coraz więcej. Rok temu dosyć ostro zabrałam się do roboty jeżdżąc na siłownię, zmieniając dietę i styl życia. Zaczęłam bardziej skupiać się na sobie. Niestety z siłowni zrezygnowałam bo A. padła mi zupełnie odporność, B. wydawało mi się, że Maciek ma do mnie pretensje o to, że znikam na 3 godziny, co drugi dzień. Podobno ich nie miał, no ale kurde! Jak byś odebrała tekst w stylu: „Znowu Cię nie będzie tyle czasu?”. Moje wyrzuty sumienia potęgowały tylko (prawdopodobnie) niewinne uwagi Maćka. Sama czułam się źle poświęcając sobie TYLE CZASU. I jakoś tak się to rozmyło. Znów skupiłam się na rodzinie, domowym ognisku i pracy, która przecież nie tylko dla mnie, a dla nas wszystkich nie? Na kolejny zjazd energetyczny nie musiałam długo czekać. Wrzesień ubiegłego roku. Po prostu totalnie się rozłożyłam. Poświęcałam uwagę wszystkiemu, tylko nie sobie. Zaniedbałam się właściwie w każdym aspekcie. Pewnego dnia stanęłam przed lustrem i zobaczyłam niewyspaną, zaniedbaną, zmęczoną życiem dziewczynę, która nigdy nie spodziewała się, że zmęczy się tak bardzo jeszcze przed trzydziestką (no i dodatkowo nie będzie mogła zajść w drugą ciążę prawdopodobnie przez chroniczne zmęczenie). Wzięłam wtedy taki prawdziwy urlop od bloga przenosząc wszystkie akcje, które mogłam przełożyć, na październik i zabrałam się za ładowanie akumulatorów. Przebadałam się wzdłuż i wszerz, wyspałam za wszystkie czasy, wyleżałam na leżaczku na podwórku i pierwszy raz (tak na serio pierwszy) postanowiłam dać sobie przyzwolenie na skupienie się tylko i wyłącznie na sobie. Pamiętasz ten tekst „Postanowiłam zająć się w kocu samą sobą. Nie wszystkimi dookoła. SOBĄ.”? No właśnie. Kwintesencja mojego postanowienia. I wiesz co? Trwam w nim! Do tej pory!

Paradoksalnie zajmując się samą sobą zyskałam nowe pokłady cierpliwości do dziecka (i do męża), wprowadziłam porządek do swojego życia dzięki wprowadzeniu obowiązkowych punktów w stylu: jadę co 3 tygodnie na rzęsy, maluję paznokcie oglądając 2 odcinki „Przyjaciółek” ciurkiem, robię zdrowe jedzenie dla siebie i dla Maćka, ale jeśli on nim gardzi… jego wybór, dla mnie więcej :) Wprowadziłam też trochę ułatwień w stylu ombre na włosach, zzy tam sombre, nie wiem które to jest które, ale wiem, że pół roku nie malowałam sobie odrostów. Zgnębiłam też Maćka o większą ilość wakacji w roku, bo uznałam, że nie muszę być taka jak wszyscy i jeśli czuję potrzebę wakacji, 3 miesiące po wakacjach, to muszę tę potrzebę spełnić, a nie zastanawiać się co jest ze mną nie tak. Kiedy czytam książkę to czytam książkę i nie ma, że ktoś mi będzie przeszkadzał (książka to dla mnie najwyższy stan relaksu dla mózgu). Policzyłam wszystkie książki, które muszę „doczytać” bo do tej pory nie miałam na nie czasu. Naliczyłam ich 72. I zrobię to! Do końca 2017 pochłonę wszystkie :) Zrezygnowałam też z kuracji hormonalnej, którą szprycowałam się przez długie miesiące żeby zajść w ciążę. Wyglądałam jak słoń. Ale robiłam to po to, żeby moje nieposłuszne ciało wreszcie się dostosowało do potrzeb moich, Maćka i właściwie to Matiego też. W lutym powiedziałam sobie „dość”. Pomimo tego, że bardzo chciałam i chcę zajść w ciążę, nie mogę udawać, że nie widzę, jak katastrofalny wpływ na mój wygląd i samopoczucie ma szprycowanie się chemią.

Wybrałam siebie. Kolejny raz. I bardzo się z tego cieszę, a z tego co widzę, to cieszy się z tego tak samo moja rodzina. Nie biadolę już Maćkowi, że jestem za gruba do kostiumu kąpielowego, albo, że będę beznadziejnie wyglądała na rodzinnym spotkaniu. Nie robię sobie wyrzutów z tego, że znikam raz w tygodniu, na bitą godzinę w łazience i robię sobie domowe SPA. Z entuzjazmem reaguję na spontaniczne pomysły Maćka, w stylu „moi rodzice właśnie do nas jadą, zabieram Cię dzisiaj do teatru”. Paznokcie mam zrobione ZAWSZE, rzęsy zrobione ZAWSZE, cerę zadbaną ZAWSZE, nogi ogolone… prawie zawsze ;) Na stałe wprowadziłam w swoje życie, dbanie o samą siebie, bo wiem, że to jak ja się czuje ze sobą, wpływa na to, jak czuje się ze mną moja rodzina. Jestem matką. Oczywiście, że jestem! Ale bycie matką i żoną nie oznacza, że przestaję być samą sobą. ZADBAJ O SIEBIE DLA DOBRA NIE TYLKO SWOJEGO, ALE I TWOICH BLISKICH. Bo zadbana mama to szczęśliwa mama a szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. A szczęśliwa żona, to szczęśliwy mąż :)

Dzisiaj pokażę Ci jak wygląda (mniej więcej) moje cotygodniowe SPA (obowiązkowe tak samo jak paznokcie co 2 tygodnie i rzęsy co 3). Po prostu nie ma przeproś, żebym to odpuściła. Musi być muzyczka, musi być minimum pół godziny moczenia się w wodzie (bo kąpię się w wodzie z solą, co daje efekt detoksykacji całego organizmu, takiego samego jak kąpiel w wodzie morskiej, ale warunek jest jeden – minimum 30 minut w wannie). Jako, że robi się ze mnie coraz większy freak „naturalnościowy”, mam dla Ciebie dzisiaj 6 moich ulubionych produktów, które są full naturalne i full skuteczne :) Uwaga. Jedziemy z koksem:

Włosy

O włosy zadbałam przede wszystkim tak, że przestałam je traktować rozjaśniaczem. Fryzjerka zrobiła mi delikatne przejście od odrostu do jasnych końcówek i właściwie na tym zakończyłam wizyty w salonie fryzjerskim. Teraz włosy żyją sobie swoim życiem, a ja staram się stylizować je tylko na większe okazje. Stąd moje wieczne koczki i kucyki (a kucyki tylko na luźnej gumce). Myję włosy codziennie, daję im wyschnąć bez pomocy suszarki, a w razie stylizacji mam taką fajną, która dostosowuje temperaturę i nie dmucha cały czas gorącym powietrzem. Na rozjaśniane końcówki obowiązkowo maseczka bez spłukiwania i od czasu do czasu tabletki z biotyną. Chciałabym je łykać regularnie, ale jakoś tak ciężko z moją pamięcią :) Szampony i odżywki staram się zmieniać w miarę często bo nie chcę przyzwyczajać do nich włosów, ale zawsze używam zestawu, czyli odżywka i szampon z tej samej parafii. Teraz używam zestawu YOU NIVERSE, z mango i orchideą, który ma za zadanie regenerować włosy i dodatkowo dawać efekt objętości. Do tej pory trafiałam na produkty, które albo były „volume”, albo regenerowały. A tu mam 2 w 1. No i ten zapaaaach!

Ciało

Zwykłe balsamy przestały mi wystarczać. Muszę mieć coś super bio, super natural, super nawilżające, ale i natłuszczające. Ostatnio makijażystka, która malowała mnie przed nagraniami dla jednej z marek posmarowała mi twarz najpierw własną mieszanką olejów, a dopiero po tym kremem nawilżającym. Powiedziała, że nie wystarczy używać kosmetyków nawilżających. Trzeba skórę dodatkowo natłuszczać bo możemy z czasem uzyskać odwrotny efekt i skóra będzie jeszcze bardziej przesuszona. Ciekawe nie powiem. Muszę jeszcze zgłębić ten temat, żeby mieć 100% pewności, ale już teraz używam peelingu, który oprócz tego, że jest super gruboziarnisty i kapitalnie złuszcza naskórek, to jeszcze zostawia taką przyjemną powłoczkę na skórze. Do tego masło z tej samej parafii i kładę się spać mięciutka jak pupcia niemowlaka. Wrócę jeszcze do tego peelingu. Ten, którego ja używam to BIOLOVE o zapachu różanym. Ta powłoczka, o której Ci wspominałam to efekt dodatku olejku arganowego, ale najlepsze jest to, że ten peeling jest cukrowy, a w cale się nie zachowuje jakby nim był :) Dotychczas omijałam peelingi cukrowe szerokim łukiem. Kupiłam parę razy zachwycona grubymi ziarnami, ale podczas kąpieli okazywało się, że te kryształki rozpuszczają się tak szybko, że nie ma opcji żeby jakoś sensownie złuszczyć naskórek. BIOLOVE (do kupienia w Kontigo) to jedyny peeling cukrowy, który jest naprawdę warty swojej ceny, a uwierz mi przetestowałam już chyba wszytko – jestem fanatyczką peelingów.

Twarz

Moje dwa totalne hity, których używam równocześnie z nałożeniem odżywki na włosy (wybacz, ale w mokrych włosach wyglądam jak zmokła kura więc odpuściłam sobie demonstrację na tej sesji) :) Zazwyczaj całą pielęgnację skóry wykonuję zaraz po nałożeniu odżywki, więc trzymam ją na włosach dłużej niż na codzień. No, ale wracam do moich hiciorów. Obydwa z marki PureHeal’s. Najpierw traktuję twarz rozgrzewającym olejkiem z pyłem wulkanicznym, który otwiera pory i kapitalnie usuwa zaskórniki. To rozgrzewające działanie czujesz od razu po nałożeniu. To nie ściema! :) Później masuję twarz silikonową szczoteczką, w którą jest wyposażona buteleczka. Zamówiłam sobie taką silikonową końcówkę do mojej VisaPure, którą pokazywałam Ci w grudniu więc spodziewam się jeszcze lepszego efektu, ale na razie końcówka od PureHeal’s daje radę więc nie musisz od razu kupować sobie maszynerii za 700zł :) Woda magmowa zawarta w olejku ma za zadanie zwężać pory, ale ja dla pewności nakładam zaraz po tym zabiegu jeszcze maseczkę, która mnie kojarzy się z czymś innym, ale na szczęście moje kochane dziecko stwierdziło, że to czekolada więc może przy tym czekoladowym skojarzeniu pozostańmy ;) Maseczka też jest na bazie pyłu wulkanicznego, ale reszta składników jest inna dzięki czemu nie rozszerza już, a zwęża pory i kontroluje wydzielanie sebum. Cena obydwu produktów nie należy do najniższych, ale moim zdaniem są jej warte. Kupisz tylko w Kontigo, w sklepie stacjonarnym, albo internetowym.

A na koniec pokażę Ci jeszcze jedno F-E-N-O-M-E-N-A-L-N-E działanie mojej maseczki. Odkryłam je dzięki mojemu dziecku, które stwierdziło, że wyglądam w niej jak potwór. Hmm… jak potwór powiadasz? :) Od tamtej pory korzystam z tej funkcjonalności zawsze wtedy, kiedy potrzebuję spokoju podczas kąpieli, a Mati i Maciek uznają, że to najlepszy moment na zawracanie mi gitary. Robię wtedy poniższą minę i obserwuję jak obydwaj na paluszkach wycofują się z łazienki. Mati w obawie przed POTWOREM, a Maciek również w obawie przed potworem, ale takim, który określa się mianem PMS :) Podobno kiedy przechodzę PMS-a mam dokładnie taką samą minę ;) No więc korzystam do woli. Takie SPA należy mi się raz w tygodniu jak psu buda. Koniec kropka. Między innymi dzięki niemu jestem kochającą mamą, która skupia się na zabawie z dzieckiem, a nie na grudkach na czole czy niepomalowanych paznokciach i kochającą żoną, która nie ma pretensji o to, że mąż skierował nieopatrznie wzrok na inną kobietę, bo sama czuje się atrakcyjna i zadbana. I takiego zdrowego egoizmu życzę każdej z Was. Bo jak nie, toooo STRASZSZĘĘĘĘĘĘĘĘĘ!!!!!

NIESPODZIANKAAAA!!!

Wszystkie produkty, które Wam pokazałam pochodzą ze sklepu KONTIGO (TUTAJ). Mam dla Was specjalny rabat na hasło BAKUSIOWO (-10%).

Najlepsze jest to, że to jest dodatkowy rabat, który łączy się z innymi, a z tego co widziałam dzisiaj na stronie sklepu online, jest też promocja z okazji Dnia Matki (-20%).

Wpadajcie więc szybko na sklep i … dogadzajcie sobie (a tym samym swojej rodzinie) :)

LISTA PRODUKTÓW Z WPISU:

Masło BIOLOVE –> TUTAJ

Peeling BIOLOVE –> TUTAJ

Szampon YOU-NIVERSE –> TUTAJ

Odżywka YOU-NIVERSE –> TUTAJ

Żel PureHeal’s –> TUTAJ

Maseczka PureHeal’s –> TUTAJ