Atrakcyjność kobiety zależy w dużej mierze od mężczyzny

Atrakcyjność kobiety zależy w dużej mierze od mężczyzny

Nikt mnie nie przekona do tego, że macierzyństwo z reguły czyni nas piękniejszymi. To nie macierzyństwo tylko wiek, doświadczenie i lata na polu bitwy uczą nas powoli tego, że jeśli nie znajdziemy czasu dla siebie, to niedługo nie poznamy się w lustrze. Macierzyństwo nie czyni Cię atrakcyjniejszą a znalezienie czasu dla siebie, kiedy jest się mamą to wcale nie jest pstryknięcie palcem.

Wrzuciłam ostatnio na FB kilka tekstów ukazujących prawdę o macierzyństwie. Pod każdym trafiały mi się bojowniczki o „dobre imię mam”, które komentowały mniej więcej podobnie: „bycie atrakcyjną to tylko i wyłącznie nasz wybór”, „znalezienie czasu dla siebie to tylko i wyłącznie nasza broszka”, „macierzyństwo podkreśla kobiecość”… sranie w banie po śmietanie. Serio…

„Atrakcyjna” w ciąży

Nikt mi nie powie, że moje blisko 30 kg na plus w ciąży to podkreślenie moich krągłości. Że moje stopy niemieszczące się do butów bo w szerokości i podbiciu nagle miały tyle samo co w długości były podkreśleniem mojej kobiecości. Plamy na twarzy, odbarwienia, włosy wypadające po porodzie, zwisający brzuch… Nie no kwiat kobiecości. Zaraz się dowiem, że nie trzymałam diety, że nie piłam wody to mi się odkładała w stopach. Może i tak, nie przeczę. Może i przez geny bo i moja babcia dupiasta i mój tata dupiasty i ja dupiasta ze skłonnościami do tycia. Ale nie jestem jedyna. Zdecydowana większość mam przybiera w ciąży (szczególnie tej pierwszej) za dużo. Bo to dla niej nowość. Nowa rzeczywistość i wielkie zmiany. Podobnie jak rzeczywistość po urodzeniu dziecka, do której trzeba się przyzwyczaić i nauczyć się na nowo swojego życia.

Ciąża i cud narodzin to rzeczywiście coś pięknego. To coś, co przyćmiewa te wszystkie minusy i bije je na łeb na szyję. Ale błagam… nazywajmy rzeczy po imieniu i zwisający brzuch nazywajmy zwisającym brzuchem a nadprogramowe kilogramy nadprogramowymi kilogramami a nie podkreśleniem kobiecości bo nie powiesz mi chyba, że przed ciążą nie czułaś się kobieco. Jakoś dziwnie to właśnie do ideału młodych, nieskażonych ciążowymi kilogramami i rozstępami dziewcząt chcemy dążyć my – matki. I każda z nas dałaby wiele, żeby mieć takie ciało jak przed ciążą. Tak jest. Trzeba z tym żyć. To oczywiście nie jest powód do załamywania rąk i skakania z mostu z głazem u szyi, ale błagam… nie oszukujmy się wzajemnie i nie stawiajmy sobie poprzeczki w miejscu, w którym nie powinno jej być.

Nie jesteśmy superbohaterkami

Znalezienie czasu dla siebie podczas pierwszych lat macierzyństwa JEST PROBLEMEM i im szybciej się do tego przed sobą przyznamy tym lepiej dla nas. Bo łatwiej jest rozwiązywać problem, niż uznać, że jest się wyjątkiem potwierdzającym regułę. Regułę, która w rzeczywistości nie istnieje i jest mitem. Prawda jest taka, że dziecko pomimo tego wielkiego szczęścia, które nam daje, utrudnia nam życie. Utrudnia nam pójście z mężem na randkę, wyjazd na wakacje, chodzenie na siłownię i wizyty u kosmetyczki. Bo będąc matkami NIE MAMY NA TO CZASU w takiej samej ilości jak przed zajściem w ciążę. Owszem, dziecko uczy nas organizacji czasu i wykorzystywania dnia na 200%, ale właśnie dlatego, że ten czas musimy dzielić pomiędzy dziecko a siebie i nie widzę żadnego problemu w przyznaniu się do tego. Tak jest i ja to przyznaję, co nie oznacza, że mam pretensje do swojego dziecka.

To, że się przed sobą przyznasz do tego, że jest Ci trudniej nie czyni z Ciebie złej matki. Dziecko jest ponadludzkim wysiłkiem i dla Ciebie i dla Twojego męża. Dla Ciebie głównie fizycznym, dla męża psychicznym. Bo tu właśnie zaczyna się sprawdzian jego miłości do Ciebie. Nie tej samczej, pożądliwej tylko tej głębszej, która w nowym obrazie swojej żony musi znaleźć to, co najpiękniejsze. To wnętrze. Bo „zewnętrze”… sorry, ale trochę się zmienia. I ja nie twierdzę, że na zawsze, ale pierwsze 2 lata życia z maluchem to worki pod oczami większe niż cycki, adidaski zamiast szpilek, ciągle te same ciuchy, bo przecież wszystko sprzed ciąży za małe, ale ciągle mamy nadzieję, że zrzucimy za chwilę pociążowe kilogramy więc po co kupować sobie… a z resztą, zawsze kiedy wychodzimy na zakupy wracamy z ciuszkami dla dziecka a nie dla nas. I koniec! Tak jest i niech mi nikt nie mówi, że taka matka jest bardziej atrakcyjna niż zgrabna sarenka w szpilkach. Gdyby tak było, na randki chodziłybyśmy w stroju sportowym jeszcze przed wyjściem za mąż i nie wiedziałybyśmy co to kredka do oczu.

Dziecko to próba

Dziecko to próba dla naszego związku i próba dla faceta. Bo albo nam pomoże i odciąży nas w obowiązkach, które naturalnie spadają na nas – matki, albo się obrazi kiedy żona otworzy mu drzwi w różowym pluszowym szlafroku z dzieckiem przy cycku i obwieszczeniem, że dzisiaj nie ma obiadu bo kolka cały dzień… Nie jest prawdą, że to, czy mamy czas dla siebie zależy od nas samych. Nie jest też prawdą, że to, jak wyglądamy zależy od nas samych. Bo w momencie, kiedy pojawia się dziecko, to właśnie wsparcie naszych partnerów jest kluczowe. To nasze ciało się zmienia, nie ich. To my idziemy na macierzyński i czujemy nierzadko, że TYLKO zajmujemy się dziećmi, albo próbujemy połączyć pracę zawodową z wychowywaniem dzieci i złościmy się na siebie, że nie potrafimy sobie odpowiednio zaplanować czasu. To niemożliwe, że dopiero po urodzeniu dziecka pierwszy raz zaznałyśmy czegoś takiego jak brak czasu. Czasu brakowało nam nierzadko jeszcze przed założeniem rodziny. Więc jak mamy ogarnąć to wszystko same? Nie da się i nie oszukujmy się, że to jest proste. Mężczyzna w stabilizacji tego wielkiego zawirowania odgrywa kluczową rolę. Albo nam się trafi taki, który wspiera i pomaga, albo taki, który jeszcze bardziej utrudnia sytuację.

Kluczowa rola mężczyzny…

To od naszych mężów i ich wsparcia, w dużej mierze zależy to, jak szybko złapiemy nowy rytm i znów zaczniemy się troszczyć o siebie. Dla nich, dla dzieci, dla nas samych. Przyznanie się do tego, że jest nam ciężko nie jest oznaką przegranej. Jest realną oceną sytuacji. A dzięki tej realnej ocenie jesteśmy w stanie podjąć racjonalne decyzje, które naszą nową rzeczywistość ustabilizują. Atrakcyjne mamy i szczęśliwe rodziny nie powstają za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To ciężka praca dwójki ludzi. To setki rozmów, tysiące prób i miliony potknięć. Jesteśmy tylko ludźmi a nie superbohaterkami i to właśnie te z nas, które mają odwagę się do tego przyznać są prawdziwie szczęśliwe.