Uwielbiam to moje 30+ wiesz? Wkroczyłam w trzydziestkę jako silna, zdecydowana babka, która wie czego chce. Mam tylko jedno życie i choćbym nie wiem ile razy obejrzała „Powrót do przyszłości”, nie uda mi się tej fruwającej machiny odtworzyć żeby wrócić i naprawić to, co po drodze spartoliłam (jeszcze bym się smarem upyciała, albo co gorsza, paznokieć złamała!). Przeszłość jest dla mnie po to, żeby wyciągać z niej wnioski, a teraźniejszość po to, żeby te przyszłe wnioski, były jak najbardziej pozytywne. Wszystkie porażki jakie odniosłam po drodze, traktuję jak lekcję. Jak kurs, za który normalnie musiałabym zapłacić, a i tak wiadomo, że dopiero w praktyce utrwaliłabym to, co prowadzący próbowaliby mi na nim wtoczyć do głowy.
Osoby, które poznają mnie „w realu” zazwyczaj serwują mi jeden i ten sam tekst (do znudzenia): „A ja myślałam, że Ty jesteś taka słodka blondyneczka, a tu proszę, baba z jajami!”. W mojej głowie natomiast, zawsze rodzi się to samo pytanie: dlaczego ta słodka blondyneczka według większości nie może mieć jaj? Jestem miła, empatyczna, pomocna, wesoła… ale kiedy trzeba potrafię rzucić mięchem do pana majstra, co to 3 tydzień z rzędu dotrzeć na robotę do nas nie potrafi, albo zrobić klientowi wykładnię z naszych ustaleń dotyczących współpracy i przypomnieć, że jestem jego partnerką, a nie wyrobnikiem. Nie zawsze taka byłam, zgadza się. Wiesz co mnie tego nauczyło? Macierzyństwo – przyspieszony kurs asertywności i walki o swoje. A właściwie to nie o swoje, a o dziecka. Od dziecka wszystko się zaczęło. Bo kiedy pojawiło się dziecko, nagle zrozumiałam, że najważniejszą wartością w życiu każdego rodzica jest czas. Nie pieniądze. Czas. Pieniędzy zawsze możesz zarobić więcej, poświęcając na to więcej czasu. Ale czasu nie pomnożysz. Masz tylko 24 godziny, które musisz rozdysponować tak, żeby wystarczyło i na pracę (nawet jeśli nie pracujesz zarobkowo, to pracujesz w domu), i na siebie i na rodzinę. I wiesz co Ci powiem? To jest jak najbardziej do zrobienia! Ze zwykłej kobiety, możesz momentalnie stać się TURBOkobietą. Zobacz jak ja to robię.
Praca jest potrzebna, ale nie każda i nie za każdą cenę.
Wiesz kiedy zrezygnowałam z mojej pracy na etacie? Kiedy mój szef (40+, bez rodziny) poinformował mnie, że lecimy w delegację do Egiptu, kilka dni przed odlotem. I wiesz, wcale tu nie chodzi o to, że miałam gdzieś polecieć, bo na tym właśnie polegała moja praca. Z tą różnicą, że szef o wyjeździe wiedział dużo wcześniej, miał też świadomość tego, co wtedy w Egipcie się działo (nie było bezpiecznie), a ja zdążyłam wrócić z innej delegacji. Dla niego nie było ważne to, że mam malutkie dziecko. Praca z nim, nie była efektywna. Tydzień trwonił na bzdurne pogadanki o niczym, a później dziwił się, że w soboty nie przyjeżdżałam do nadrabiać zaległości. Pisząc to wszystko, kręcę głową z niedowierzaniem :) Wytrzymałam z tym gościem dokładnie 8 miesięcy. Egipt był gwoździem do trumny. Postanowiłam wtedy postawić wszystko na blog i z dnia na dzień odeszłam. To była najlepsza decyzja w moim życiu. Blog daje mi możliwość wyceny swojego CZASU. Im bardziej jestem efektywna, im bardziej zorganizowana, tym szybciej wykonuję swoje obowiązki. Rozliczam się z efektów, nie z poświęconego na pracę czasu.
To jest dokładnie to samo co praca w domu. Im szybciej zrobisz obiad, tym lepiej dla Ciebie. Im sprawniej zrobisz zakupy, tym lepiej dla Ciebie. Od organizacji zależy to ile masz czasu. Ja, już od rana działam na trybie TURBO. I nie chodzi o to, żeby dostać zadyszki. Chodzi o to, żeby nie trwonić czasu na to, co niepotrzebne. Żeby wycisnąć z życia tyle, ile się da.
Wymagam od innych szanowania mojego czasu.
Krzywda mi się jakoś jeszcze z tego powodu nie stała. Przyjaciół mam tylu ilu miałam. Na brak pracy nie narzekam. Peace & Love. Tyle, że z poszanowaniem tego, co ma dla mnie najwyższą wartość w życiu, czyli MOJEGO CZASU. Jak ja to robię? Ano proszę bardzo:
- Nie umawiam się na spotkania „na mieście” jeśli mogę załatwić pewne kwestie mailowo i telefonicznie. Jeśli już się umawiam, staram się zapełnić swój dzień pod korek i wykorzystać to, że muszę wyskoczyć z mojego służbowego dresu i położyć na twarz podkład. Mam taką złotą myśl w ramce w moim gabinecie: „Don’t let today, be a waste of makeup”. Trzymam się tej zasady zawsze wtedy, kiedy planuję kolejne tygodnie. Nie ma opcji, żebym pojechała do Warszawy na jedno spotkanie, albo bez konkretnego powodu. NOŁ ŁEJ. Gdybym tak jeździła na wszystkie spotkania, na które jestem zapraszana, nie robiłabym nic innego.
- Nie odbieram telefonów i nie odpowiadam na maile w 5 sekund. Po prostu NIE. Telefon mam zawsze wyciszony. Od lat. Podobnie jest z mailami. Najpierw kończę to, co robię. Później siadam do maili i telefonów. Żeby zobrazować moją postawę zawsze podaję ten sam przykład. Wyobraź sobie, że robisz coś w domu. Nie ważne, czy jest to obiad, czy przesadzanie kwiatków, czy pranie, czy praca zdalna. I nagle do domu wpada ta osoba, która pisze do Ciebie maila, albo dzwoni telefonem i wymaga, żebyś akurat w tej chwili miała dla niej czas. Albo jeszcze lepiej. Jesteś na zakupach, albo u lekarza, a ta osoba zostawia Ci pod wycieraczką liścik z informacją, że HELOOOOŁ! BYŁAM U CIEBIE A CIEBIE NIE BYŁO! Co wtedy myślisz? Proste! NIE-NOR-MAL-NA! I dla mnie nienormalne są sytuacje, w których ktoś wymaga ode mnie odpowiadania na maile w weekendy, albo odbierania telefonu JUŻ TERAZ. Osoby, które ze mną współpracują, znajomi, rodzina, przyjaciele… wszyscy wiedzą, że jeśli sprawa jest pilna, najlepiej wysłać do mnie SMS. Nieodebranych mam zazwyczaj po kilkanaście, więc zdarza mi się i zapomnieć oddzwonić i po prostu nie mam na to siły. SMS to zawsze konkret w krótkiej, treściwej formie.
- Biada wszystkim „fachowcom”, którzy się na coś ze mną umawiają. Mam pamięć doskonałą do każdego słowa i każdego ustalenia. I tak jak ja szanuję osobę, która ze mną współpracuje, tak i od tej osoby szacunku wymagam. Życie nauczyło mnie, że trzeba umawiać się konkretnie. Jeśli pytam o to ile będzie mnie kosztowała taka i taka usługa, nie daję za wygraną, dopóki nie dostanę konkretnej wyceny. Jeśli potrzeba ode mnie więcej szczegółów – spoko. Jeśli za ekspresowe wykonanie usługi mam dopłacić – spoko. Jestem i konkretna i ugodowa. Naprawdę. Nie targuję się, nie wymuszam pustych deklaracji. Podchodzę do tematu naprawdę uczciwie. Jeśli jednak trafi mi się jakiś cwaniaczek, który mówi mi, że właśnie mi układa płytki w łazience, nie wiedząc, że ja właśnie w tej łazience stoję i widzę, że gościa nie ma – biada mu. Ja jestem miła i dobra dopóki ktoś jest dla mnie taki sam. Zrobię kawkę, postawię ciasteczko, dam napiwek. Ale wszystko do czasu. Do czasu, kiedy druga strona mojej dobroci nie zacznie wykorzystywać. Malwineczka blondyneczka naprawdę potrafi wyegzekwować to, na co się umówiła. Nauczyłam się tego podczas budowy domu, kiedy dzień w dzień przemierzałam trasę Bródno – wioska, z komputerem pod pachą, hot-dogiem i energetykiem ze stacji benzynowej po drodze, żeby nie tracić czasu na celebrowanie śniadań, bo robota czeka. I kiedy tak panowie robotnicy, olewali mnie jeden, drugi i trzeci dzień z rzędu, a ja siedziałam jak głupia na pustakach, łapiąc kiepski, wiejski internet, żeby chociaż maile poogarniać w międzyczasie, coś we mnie pękło. Od tamtej pory kieruję się zasadą PŁACĘ – WYMAGAM. Nic ponad stan. Tyle, na ile się umówiłam. Ale biorąc pod uwagę też to, że płacę za efekt, wykonany w określonym z góry CZASIE.
Lubię „kupować” sobie czas.
Czy mówiłam Ci już, że nie znoszę zakupów? Przechadzanie się po centrum handlowym nigdy nie było dla mnie formą rozrywki. W sklepie z ciuchami zachowuję się gorzej niż facet (częściej to ja czekam na Maćka przed sklepem niż on na mnie). Najlepiej robi mi się zakupy przez internet. Mam swoje ulubione sklepy, w których znam rozmiarówkę, jestem pewna jakości materiałów, a co najlepsze, mogę sobie włączyć filtrowanie po kolorach i dostępnych rozmiarach. Za 2-3 dni, kurier podwozi mi moje zakupy pod same drzwi. Tyle ile mogę, zamawiam więc przez internet. Resztę zakupów robię systemem TURBO: jadę po konkretną rzecz, koniecznie dobrej jakości, a jeśli po drodze spodoba mi się coś jeszcze, nie zastanawiam się 10 razy tylko biorę. Jestem strasznie wybredna jeśli chodzi o ciuchy. Trudno mi dogodzić. Jeśli więc jestem już na zakupach, staram się wykorzystać ten czas maksymalnie i nawet jeśli wpadnie mi w oko kostium kąpielowy, a mamy środek zimy, biorę. Kiedy zachce mi się spontanicznych wakacji w marcu, wiem, że jestem na nie przygotowana i nie będę traciła czasu na szukanie konkretnego modelu, w konkretnym czasie. Pomimo tego, że wszystkie poradniki o rozsądnych zakupach grzmią o tym, że powinniśmy kupować tylko to, czego aktualnie potrzebujemy, ja wolę zaoszczędzić sobie czas, kupując wtedy, kiedy coś wpadnie mi w oko. Ten system sprawdził się u mnie już dziesiątki razy.
Lubię kupować też czas w innych aspektach mojego życia. Np. zatrudniając Panią do sprzątania. Walczyłam o naszą Panią Elę z Maćkiem, przez długie miesiące. Maciek nie dawał za wygraną. Mój jaśnie mąż twierdził, że to niepotrzebnie wydane pieniądze, bo przecież możemy sami. Kiedy wyliczyłam mu, ile w ciągu tych 6 godzin obecności Pani Eli jestem w stanie zarobić, dał za wygraną. Podobnie było z Matim i jego przedszkolem. Teoretycznie może być w domu. Przecież zawsze ktoś w nim jest. Niestety łączenie obowiązków zawodowych, domowych i macierzyńskich to największa strata czasu, jaką można sobie wyobrazić. To takie trzymanie trzech srok za ogon. Bo się da. No jasne, że się da! Tylko, że masz wtedy rozwalony calutki dzień i nic nie zrobisz na 100%. Ja wolę jednak podzielić dzień na kilka części. Nadać mu jakiś rytm. To daje mi poczucie bezpieczeństwa. Dokładnie tak samo jak dziecku. Może i się starzejemy, ale nasze mechanizmy są cały czas takie same.
Szanuję czas swój i innych.
Kupuję czas i wygodę.
Bogactwo mierzę czasem, nie pieniędzmi.
Pieniądze traktuję jak narzędzie, nie cel sam w sobie.
Najwyższą wartością jest dla mnie czas spędzony z moją rodziną.
Włączam tryb TURBO tam gdzie mogę, po to, żeby włączyć tryb SLOW tam… gdzie chcę.
Do napisania tego tekstu zaprosił mnie Santander Consumer Bank, który posiada w swojej ofercie bardzo fajny produkt – Karta Kredytowa Visa TurboKARTA. Dla mnie rozwiązanie idealne, bo oprócz tego, że spełnia moje podstawowe wymagania, typu: płatności zbliżeniowe, czy stały dostęp do rachunku również przez telefon, to daje mi coś jeszcze:
- Ma bardzo długi bo aż 54 dniowy okres bezodsetkowy (czyli zależnie od momentu w którym płacisz masz nawet 54 dni na to, żeby uregulować należność i nie naliczą Ci się odsetki od zakupów).
- Korzystam z niej za darmo, bo spokojnie robię nią zakupy na 1000 zł w ciągu całego miesiąca, a gdybym jakimś cudem tego nie zrobiła, koszt miesięczny to tylko 4,90 zł.
- Dostaję do 360 zł rocznie, zwrotu za zakupy (3% na stacjach paliw i 1% poza nimi, w tym płacąc za zakupy internetowe, które robię zdecydowanie częściej niż te „w realu”).
- Wspomniany moneyback działa na całym świecie, więc płacąc np. za obiad w Grecji, nie martwię się o kurs waluty.
- W pakiecie z kartą mam bezpłatną usługę Car Assistance, dzięki której w razie awarii, czy kradzieży samochodu, konsultanci zapewniają mi hotel, opiekę nad dziećmi czy samochód zastępczy.
- Wniosek o kartę składa się bez wychodzenia z domu, klikając po prostu TUTAJ. Wszystko odbywa się przez Internet, czyli tak jak lubię – bez niepotrzebnego trwonienia czasu.
PEES. I pamiętaj o tym, że TURBOkobietą jesteś zawsze. Nie ważne, czy pracujesz w korpo, czy prowadzisz dom. Nie ważne co na codzień robisz, jak jesteś ubrana, umalowana… Wszystko zaczyna się w Twojej głowie. Włączaj tryb TURBO, tam gdzie możesz, żeby włączyć tryb SLOW tam, gdzie chcesz :*
Amen ❤????????????
Czy mogłabym prosić o informację, skąd jest sukienka i buty? Są piękne! :)
Butki KAZAR, a sukienka ze sklepu BOHO LIFESTYLE takiego co go na IG wyhaczyłam :) Jest oznaczony na zdjęciu w tej sukience na moim IG.
„Niestety łączenie obowiązków zawodowych, domowych i macierzyńskich to największa strata czasu, jaką można sobie wyobrazić. To takie trzymanie trzech srok za ogon.”
Byłam bardzo zaciekawiona tym tekstem do czasu, aż przeczytałam to zdanie. Rozumiem, że kobieta w ciąży czy też posiadająca większy dom zatrudnia panią sprzątającą, bo chce mieć więcej czasu dla siebie czy dla rodziny, ale pisanie, że w czasie jak ta Pani jest to można tyle i tyle zarobić, przeczy temu co jest wcześniej napisane. To samo z przedszkolem. Nie wyobrażam sobie, że oddaję swoje dziecko dobrowolnie do przedszkola, jeżeli największą wartością w życiu jest dla mnie czas spędzony z rodziną. Bo albo chcę spędzić z tym dzieckiem każdą chwilę, póki mogę, póki nie chodzi jeszcze do szkoły, i to ja chcę być osobą, która wychowa go w 100% (plus mąż oczywiście) a nie przedszkolanka, albo daję go do przedszkola, bo w tym czasie mogę więcej zarobić. Nie rozumiem jak można uważać za największą stratę czasu łączenie wychowywania dziecka z pracą. Dziecko to największa radość jaką daje życie, ale niestety większość ludzi spycha wychowanie swoich dzieci na obce osoby z przedszkoli czy żłobków, bo muszą zarabiać na te żłobki i przedszkola.
Kompletnie nie zgodzę się z demonizowaniem przedszkola. Mogłabym rozpisać się na pół godziny czytania, ale postaram się w skrócie:
– nie każdy nadaje się na „matkę polkę”. Większość kobiet zamknięta w domu z dziećmi nie jest mega szczęśliwa jak opisujesz, rodzi się flustrację, zaczyna się szybciej tracić cierpliwość do dzieci, itp. Rutyna zabija radość życia. Praca, wyjście do ludzi sprawia, że bardziej cieszysz się z czasu spędzonego z dziećmi.
– więc mniej czasu z dzieckiem wcale nie oznacza mniej efektywnie. Chodzi o jakość a nie ilość!
– ciekawe zajęcia w przedszkolu, rozwijające umiejętność pracy w grupie, talenty, mowę. W domu nie jesteś w stanie tak dziecku urozmaicić czasu i uczyć pewnych umiejętności nie mając odpowiedniego wykształcenia.
– Sama jestem „wychowana” w przedszkolu i widzę, że szybciej np. umiałam odnaleźć się w grupie, dogadywać się z innymi niż dzieci, które dopiero do zerówki do nas dołączały. Przedszkolaki lepiej radziły sobie w szkole i były bardziej samodzielne od tych, które ledwo co zostały oderwane od maminej spódnicy.
Podsumowując – kocham dzieci i swoje i cudze. Wiele osób mi mówiło,że nadaje się na przedszkolankę i w sumie mogłabym nią być, gdybym nie została grafikiem. I choćbym miała kupę kasy, i siedziała na kanapie wyłącznie „pachnąc”, dziecko wysłałabym do przedszkola, właśnie dlatego,że je kocham i uważam to za dobre dla niego.
Więc nie oceniaj proszę postępowania innych wyłącznie swoją miarą. To co dobre u Ciebie u innych może być niewypałem.
a ja to w ogole powinnam być zlinczowana, bo jestem w domu a dziecko w przedszkolu. Chodzi na 4 godziny, odpocznie ode mnie, ja od niego. Ogarne zakupy, dom i to wszystko na luzie. Bez odrywania się non stop do zabawy. Od marca sie wszystko zmieni bo rodzinka się nam powiększy, wiec wiem co mnie czeka. Dlatego teraz korzystam z chwili ciszy. A synek jest mega zadowolony, codziennie spiewa mi nowe piosenki, albo mowi wierszyki, opowiada co robil i z kim się bawił. Przedszkole duzo mu daje. W sobote non stop chodzi i mowi: nuuudzi mi się! Dlatego popieram Malwinę. Dzieci garną się do dzieci. A dorośli do dorosłych :) Chociaż na pare godzin.
Zgadzam się. Żłobek uratował mnie przed stratą zmysłów, pomimo, iż byłam w domu z drugim dzieckiem. Jest mała różnica wieku między moimi synami i ze starszym (juź 2 lata) nie dawałam rady. Żłobek jest super. Mały maluje, wykleja, bawi się z dziećmi a w domu to były bajki bo matka polka musi zrobić pranie, obiad, zająć się młodszym. Zaczęłam też pracę na pół etatu i jestem zadowolona :)
To prawda, wykonując obowiązki domowe oraz prace Noe poswicamy 100 % czasu dla dziecka. Zawsze czy pralam czy sprzatalam , gotowałam, prasowalam dziecko było przy nodze . Mimo że chciałam z całych sił żeby się zajęło zawsze się nudziło i wisiało na mnie. Ja byłam sfrustrowana przez to bo nic nie mogłam zrobić na 100% . Szybko obiad szybko sprzatnac szybko wyjść na zakupy. W przedszkolu dziecko spędza czas na Maxa, tam ma się czym i z kim zająć a ja w tym czasie mogę dokładnie zrobić to co muszę. Po poworocie mamy czas dla siebie bez nerwów ze coś musiałam załatwić.
Witam, zgadzam się w 100% z opinią Agnieszki. Sama zrezygnowałam z pracy, ponieważ mam 2 dzieci, i wynajęcie opiekunki pochłaniało w 70% moje zarobki. Moim zdaniem to nie chodzi o to czy ktoś chce pracować czy woli siedzieć w domu z dziećmi, chodzi o kalkulacje kosztów. I co druga polka nie ma możliwości mając małe dzieci pracować mieć Pani do sprzątania opiekunki i prywatnego przedszkola. Ludzi na to po prostu nie stać i tyle :(
Agnieszko, myślę, że nie zrozumiałaś o co chodzi. Jeśli myślałaś o zostawianiu dziecka w przedszkolu od 7 do 17 to mam wrażenie, że nie o to Malwinie chodziło. Jeżeli na parę godzin zostawia dziecko w przedszkolu, to nie dość, że sama ma czas zająć się pracą, a i dziecko na tym skorzysta. Więcej i szybciej można zrobić nie mając dziecka nad głową. Wiem, bo sama odpisywałam wczoraj na maila koleżance przez kilka godzin, bo co i rusz moje dziecko domagało się uwagi/posiłku/spaceru/zabawy, a jak tylko je zostawiałam, to czułam się jak najgorsza matka świata. Tak więc jak mam w planach popracować, to szukam dziecku opieki (tata,babcia)
Agnieszko a czy ja mam się tym czasem najeść? Powiedz mi kiedy mam zarobić na to życie? Kiedy moje dziecko jest w przedszkolu , a Pani sprząta, ja zarabiam na to, żeby po przyjeździe mojego dziecka z przedszkola mieć już czas tylko dla rodziny. Co w tym jest złego?
Dla mnie największą wartością w życiu jest rodzina i jak nazwałaś wspólnie spędzany czas, jednak jestem na zwolnieniu lekarskim a moja córka chodzi do przedszkola. Przedszkole bowiem daje jej coś czego ja nie mogę jej zapewnić sama jako matka. Tam poznaje ludzi, zupełnie odmiennych. Tam ma pewne niezmienne zasady. Zresztą nie jestem w stanie tak urozmaicić jej czasu jak robi to przedszkole. Już po dwóch tygodniach, nie łatwej adaptacji wiedziałam, że to miejsce stworzone dla niej…. nauczyła się wielu nowych rzeczy. Nie wiem czy w artykule źle to zostało ujęte, chyba, bo łączenie takich obowiązków na pewno nie jest stratą czasu, ale trzeba sobie ułatwiać w miarę możliwości. Reszta artykułu zupełnie nie dla mnie, mam za mało kasy, żeby tak podchodzić do życia. Pozdrawiam wszystkich
Widać, że nigdy Pani nie pracowała w domu z dzieckiem na głowie. Ani się nie da pobawić, ani popracować. Czas totalnie stracony. Mama niezadowolona, dziecko wkurzone, bo mama ciągle mówi – nie teraz, poczekaj. Od kilku weekendów próbuję ogarnąć dodatkową pracę w domu i mam ochotę zabrać laptopa i się wyprowadzić na kilka godzin, żeby spokojnie popracować. Porównywanie pracy gosposi do możliwości zarobkowych to nic innego tylko czysta kalkulacja. Jeśli w ciągu pracy pani sprzątającej mogłabym zarobić na jej pensję plus wielokrotnie więcej, to chyba warto. Poza tym czas dla rodziny też jest zaoszczędzony, bo nie trzeba pracować, a po pracy jeszcze sprzątać. Można zająć się zabawą z dziećmi. I na koniec – co złego jest w przedszkolu? Sama mama nie zastąpi dziecku kolegów, nauki w trakcie zabawy i tych wszystkich atrakcji, które czekają w przedszkolu. Naprawdę Pani myśli, że w tym wszystkim liczy się tylko kasa, a nie rodzina? Często nie zgadzam się z Malwiną, mam trochę inne życie niż ona, ale tutaj to akurat jej podejście jest mi bliskie. Pracująca mama powinna korzystać ze wszystkich możliwych pomocy, na jakie ją stać, a wszystkim będzie się żyło lepiej. No, chyba, że według Pani mama powinna jedynie spełniać się w domu z dziećmi i w kuchni. Ale za co wtedy żyć z tą rodziną?
Malwinko, tak bardzo spodobała mi się Twoja sukienka, że zamowilam sobie identyczną. Właśnie otworzyłam przesyłkę i wyciągnełam coś megaaaaaa wielkiegoooo, to jest worek do kolan !!! powiedz mi proszę jak Ty to wiążesz ?? Materiał jest dość śliski i ten paseczek cały czas się zsuwa… Gorszej sukienki to ja w życiu nie miałam :(
Serio??? Na bank zamówiłaś ten model? Ona taka sweterkowa jest. U mnie pasek trzyma się super. Najpierw paskiem w biodrach, a później wyciągasz na górze nad paskiem materiał żeby spódniczka zrobiła się krótsza a góra luźna.
Dziwne podejście do kwestii czasu – skoro tak Ci tego czasu brakuje w ogole i juz przy jednym dziecku to po co drugie dziecko? Rozumiem ze z milosci i chcesz kolejnego dziecka, ale tego czasu bedziesz miala jeszcze mniej.I co dalej?- maleństwo zaraz do żłobka a starszy do szkoły i heja. Po co Ci dom skoro nie masz czasu na jego ogarnięcia? Dla mnie Twoj tok myślenia nie ma sensu…
Lubię Twoje wpisy, Twój styl pisania i poczucie humoru, jednak irytuje mnie fakt, że co drugi wpis jest o pieniądzach, a jeżeli nie mówi bezpośrednio o forsie to zawsze jednak ten temat się przewija..
Moim zdaniem super, że pisze o pieniądzach. Kobiecość to nie tylko pieluchy czy buty na obcasie. Większość blogerów piszących o pieniądzach to faceci. Ok, zdarzają się kobiety, które piszą o kasie, ale w kontekście: jak zrobić tańszy obiad, żeby zaoszczędzić. Głos Malwiny jest zawsze fajnym powiewem świeżości. Nie udawajmy, że temat pieniędzy, nas kobiet, nas matek, nie dotyczy, bo dotyczy – jak każdego człowieka. Mnie bardziej irytowałoby, gdyby ta szalenie inteligentna babka pisała ciągle o kremach i błyszczykach, albo o zabawkach i kocykach dla niemowlaków. Na szczęście tego nie robi :)
A ja gdybym mogła zrobiłbym tak samo, ale mam ogromny problem z zebraniem się do roboty jesli terminy nie wiszą na głową jak czarna chmura :) pod presją czasu pracuje mi się wydajniej. Co do Pani sprzątającej i własnego domu. Baaardzo chciałabym mieć kiedyś domek, ale sprzątanie mnie przerasta. Jest to jedna z nielicznych rzeczy, których po prostu nie ogarniam. Nawet teraz wzięłam się do sprzątania mieszkania bo znowu cały weekend spędzimy jak to się mówi w gościach i jak miałam wynieść kilka rzeczy do auta żeby je odwieźć do mamy to poszłam na spacer po mieście byle nie wracać do sprzątania. A kto ciężarnej zabroni spacerowac :D przedszkole też nie jest złym pomysłem, dzieci są potem bardziej ogarnięte od rówieśników w zerowe. Mało które z dzieci znajomych w mojej okolicy nie chodzi do przedszkola bo rodzice muszą ciągnąć dwa etaty żeby spłacać kredyt i jakoś godnie żyć. Już mi się wydaje że jest mniej dzieci niechodzacych do przedszkola niż tych które chodzą.
a ja pozwolę sobie zwrócić uwagę na to co napisałaś odnośnie TURBOkarty . Wydaje mi się, że błędnie został przedstawiony okres bezodsetkowy. Z postu można wywnioskować, że to od momentu płatności kartą mamy 54 dni na spłatę tej kwoty, którą akurat zapłaciliśmy. A to niestety tak nie działa :( przy karcie kredytowej mamy okres rozliczeniowy 30 dni, po którym jest generowany wyciąg i potem mamy dodatkowe 24 dni ( łącznie 54 dni ) na spłatę całego zadłużenia powstałego podczas tych 30 dni. ( po wyciągu zaczyna się kolejny okres rozliczeniowy ). jeżeli się mylę i masz 100% pewności, że jest jak napisałaś to proszę o wiadomość:)
pozdrawiam serdecznie
Dla mnie czytanie tego bylo strata czasu. I jeszcze ta reklama na koncu. Oczywiscie kazdy zarabia jak lubi i chwala ci za to, ze jestes super zorganizowana i swietnie sobie radzisz. Z drugiej strony, dziwne, ze czujesz potrzebe powiedzenia o tym calemu swiatu. Kiedys tez tak mialam. Teraz mam to gdzies. Wazne co ja wiem i moi najblizsi.
Czytam bloga już jakiś czas, komentuję po raz pierwszy. Podziwiam Twoją zdolność do organizacji czasu. Ja pomimo nie posiadania dzieci wracam z pracy i dosłownie padam na twarz, nawet nie mam siły zrobić sobie kolacji czy poczytać. Książka zaczęta, czeka na mnie od dwóch miesięcy. Może uda się do niej wrócić.
Niby nie pracuje fizycznie, bo siedzę 8 godzin za biurkiem, ale wracam wypruta psychicznie bo cały czas mózg musi być czujny.
Gdybym miała łączyć dziecko, domowe obowiązki i pracę pewnie zabrakło by mi doby. Albo o 17 ledwo bym patrzyła na oczy.
Czytam każdy wpis na tym blogu i za każdym razem jestem pełna podziwu dla Ciebie i tego co robisz. Po cichu liczę na jakąś radę od Ciebie jak się zorganizować by ogarnąć pracę, dom i narzeczonego :)
Pozdrawiam
Ja od jakiegoś czasu, tez większość zakupów zaczęłam robić przez internet i zaraz mam więcej czasu na to, co lubię robić. Bardzo fajnie napisany tekst. :)
Malwina, rewelacyjny wpis! Tematyka idealna, na czasie i dla każdego. Bardzo dobrze mi się Ciebie czyta, z uśmiechem i przytaknięciem „ona ma rację!”.
Mój mąż od dawna namawia mnie na pomoc w domowych porządkach, a ja uparcie – przecież dam radę, ogarnę to…wszystko.
No jednak za dużo bym chciała zrobić na raz. I na to co mi najbardziej sprawia radość, zwyczajnie nie mam już siły.
Poddaję się, a nawet zakasuję rękawy priorytetowo na moje radości, moją ukochaną pracę, malowanie i czesanie. Bo strona www sama się nie poprawi, a portfolia same nie wyślą:)
Dziękuję za ten czas, który poświęciłaś na stworzenie tego posta. :*
Czytam Twojego bloga co jakiś czas. Ale dopiero dzisiaj, po przeczytaniu TEGO wpisu, kliknęłam w zgodę na powiadomienia o kolejnych, nowych :) Jesteś pierwszą osobą, która myśli podobnie do mnie, że wcale nieprawdą jest, że „czas to pieniądz”, tylko na odwrót! Pozdrawiam!