Nigdy nie pozwolę, żeby dzieciństwo mojego dziecka wyglądało w ten sposób!

Nigdy nie pozwolę, żeby dzieciństwo mojego dziecka wyglądało w ten sposób!

Naszym dzieciom przyszło dorastać w naprawdę kiepskich czasach. Znasz mnie dobrze. Wiesz, że ja do narzekaczy nie należę. Niestety w tym temacie moje wnioski są zdecydowanie negatywne. My mieliśmy gorzej od naszych rodziców, nasi rodzice z pewnością gorzej od swoich rodziców, a nasze wnuki na bank będą miały najgorzej z nas wszystkich. Dlaczego? Prosta sprawa! Bo stosunek tego ile siedzimy do tego ile się ruszamy, z pokolenia na pokolenie staje się coraz bardziej przerażający. A przecież wszyscy (mniej lub bardziej) jesteśmy świadomi tego, że nasze zdrowie i samopoczucie w głównej mierze zależy od tego co jemy i ile się ruszamy. Dzisiaj jedzenie sobie odpuścimy. Pogadajmy o ruchu, którego dzieciaki mają coraz mniej, za co winić nie powinniśmy tylko „czasów”, ale również siebie.

Małe klony

Siebie? No jak to?! Ano tak to, że sami się nie ruszamy! A nasze dzieci przykład biorą właśnie z nas! To my jesteśmy „dorosłymi”, którymi tak bardzo chcą być nasze dzieci. To my wiedziemy ich zdaniem świetne życie. To na naszym miejscu chcieliby być. Cokolwiek robimy, to nasze życie wydaje im się takie super. Pamiętasz jak zazdrościłaś swoim rodzicom prawda? Jak chciałaś być już taka jak Twoja mama albo tata? Ja pamiętam. Chłonęłam wszystko. Każde ich zachowanie. Bo oni byli DOROŚLI. A ja też chciałam być dorosła. Więc małpowałam tyle ile mogłam, resztę nieświadomie kodując w swojej głowie jako „wzorzec”. Tak to działa. Obydwie o tym wiemy. No dobra… to zastanówmy się co nasze dzieciaki widzą obserwując swoich rodziców?

Praca siedząca przed komputerem. Dojazdy do pracy samochodem, albo jak Bóg da komunikacją miejską, to się chociaż tyłek przez tych 100 metrów poniesie. Po pracy zakupy i mikro-trening pod tytułem „wnoszenie siat z zakupami do chałupy” i po aktywności. W sobotę sprzątanie (też potrafi zmęczyć), w niedzielę obiadzio i ciacho, żeby sobie umilić weekend i chociaż przez chwilę osłodzić zbliżające się widmo poniedziałku. Ulubiony serial dla rozrywki, albo jakiś mega-hit w piątek wieczorem. I od piątku do piątku. Od mega-hitu do mega-hitu. Na jogging nie ma czasu. Na spacer nie ma czasu. Czas wypełnia nam praca i dom.

Przebudzenie

Miewamy momenty „przebudzenia”. Zazwyczaj wtedy, kiedy nie możemy się dopiąć w spódnicy sprzed miesiąca, a mężowi koszula zaczyna się rozchodzić na brzuchu, grożąc wybiciem źrenicy guzikami, które z tej opiętej koszuliny straszą gotowością do strzału. Albo wtedy, kiedy widzimy nasze dzieci rozpłaszczone od kilku godzin przez telefonami/tabletami/komputerami czy innymi ustrojstwami. Myślisz sobie wtedy: „Kurczę… to nie jest złe! Ale w odpowiednich ilościach. A w naszym domu ilości się ewidentnie zaburzyły… Czas na zmiany!”.

I tak jak i przy odchudzaniu i wszelkich innych postanowieniach, do wprowadzenia obowiązkowego ruchu całą rodziną zbieramy się tak, jakbyśmy od razu mieli maratony przebiegać. Wielkie postanowienia, harmonogramy, przewracanie życia do góry nogami. Wstawanie 2 godziny wcześniej, zmiana diety, zmiana życia, zmiana wszystkiego. Znasz to prawda? Ja znam zbyt dobrze. Słynne w moim dotychczasowym życiorysie, podejście ZERO-JEDEN… albo wszystko, albo nic. O zgrozo! Najgorszy błąd z możliwych!!!

Na spokojnie

Od kiedy odkryłam destrukcyjny wpływ takiego podejścia, na większość moich postanowień, unikam go jak ognia. Wiesz czym je zastąpiłam? Filozofią życiową, której pozazdrościć mi mogą najstarsi Indianie. Zwie się onaaaaa… NA SPOKOJNIE. O matko, dziewczyno! Jakie ja cuda z moim życiem wyczyniam dzięki tej tajemnej praktyce! Wszystko idzie do przodu! I tak, zamiast zamęczać mojego męża i dziecko harmonogramami ilości spalonych kalorii i godzin „w ruchu”, po prostu proponowałam chłopakom… lody :) Ale 15 km dalej. W lodziarni, do której mieliśmy dotrzeć na rowerach w ramach celebrowania fajnej pogody w letnie popołudnie. I tym sposobem, minione lato mogę zaliczyć do rekordowego pod względem ilości przejechanych na rowerach kilometrów (i zjedzonych lodów) :) A wiesz co robimy jesienią? Zbieramy grzyby! Bo nie chodzi o to, żeby zaraz wyciskać z siebie siódme poty. Chodzi o to, żeby się po prostu ruszyć z domu. Pochodzić.  Pooddychać. Zakodować w głowie tego malucha, że rodzice relaksują się nie tylko w domu, ale i na świeżym powietrzu. Dać mu kurczę przykład no! I nie pozwolić żeby dzieciństwo naszego dziecka upłynęło na wysiadywaniu kanapy i „odpoczywaniu po szkole”, bo tatuś tak odpoczywa po pracy.

Wszystko jest dla ludzi

Wszystko jest dla ludzi. Komputer, konsola, telewizor, telefon… ciasteczka też. Ale tylko wtedy, kiedy zadbasz o podstawę, czyli odpowiednią dawkę ruchu Twojej rodziny. O tym konkretniej napiszę w kolejnym tekście. Przeczytaj go koniecznie. I wyluzuj! Podejdź do tematu zgodnie z moją tajną filozofią – NA SPOKOJNIE. Wprowadź ruch do Waszego życia w taki sposób, żeby nie zaburzyć Waszego rytmu, nie zniechęcić nikogo. Ja proponuję grzyby. Nie zwrócicie uwagi kiedy minie Wam połowa soboty na spacerowaniu po lesie :) Gwarantuję :)

Ten wpis przygotowałam w ramach akcji „Rusz się z Kubusiem”, którą całym sercem popieram.  Organizatorem akcji jest polski producent takich produktów jak mus owocowy Kubuś, czy woda mineralna Kubuś Waterrr. Czyli te produkty, które wspomagają aktywny tryb życia najmłodszych (i starszych też) ;) dostarczając energii pochodzącej z samych owoców, czy nawadniając organizm. W akcję zaangażowali się znani i lubiani piłkarze: Kamil Grosicki, Bartosz Kapustka, Michał Pazdan i Kamil Glik. Zapytałam chłopaków o to, jak zachęcić dzieciaki do aktywności fizycznej. Jak myślisz, co odpowiedzieli? :)

A nie mówiłam?! To co? W sobotę grzyby, w niedzielę szaleństwa na basenie zamiast drzemki po obiedzie i NA SPOKOJNIE się rozkręcicie prawda? Trzymam kciuki :)