7 faktów o mnie, których jeszcze nigdy nie ujawniłam

7 faktów o mnie, których jeszcze nigdy nie ujawniłam

Znasz mnie już całkiem dobrze. Oczywiście na tyle na ile w jakiś sposób Ci to umożliwiam, ale ze mnie człowiek nieskomplikowany więc zazwyczaj wykładam kawę na ławę. Są jednak sytuacje, tematy, których na blogu nie poruszałam a co za tym idzie, pozbawiłam Cię kilku… kilkunastu… no dobra kilkuset smaczków ;)

Po ostatnim wpisie o 11 faktach, których o mnie nie wiesz, zaskoczyło mnie jak bardzo jesteśmy do siebie podobne. Z tym strachem przed kurami myślałam, że zostanę wyśmiana a tu (nie)miła niespodzianka – kur boi się połowa czytelniczek bloga :) Ciekawe co tym razem okaże się naszą wspólną cechą.

Szczerze nienawidzę much.

Kocham zwierzęta, motylki, nawet żuczków mi szkoda jak się przypałętają do domu ale muchy nie zniesę! Mam dziką satysfakcję kiedy je zabijam a dzisiaj np. kiedy francę strzeliłam z placka i wpadła do zlewu z wodą, patrzyłam się jak psychol jak się w tej wodzie topi. Jezu… boję się siebie!

Nie znoszę zapachu gotowanego mleka.

A jeszcze jak mi Maciek wspomina o PYSZNYM kożuchu mam odruch wymiotny. Mleko potrafię spożywać tylko w towarzystwie płatków miodowych albo fantastycznego dzieła – „Cacao” Deco Morreno.

Jestem zero-jedynkowcem.

Nie umiem nigdy wypośrodkować swojego działania, złapać balansu. Albo robię sobie pełny makijaż albo straszę sąsiadów. Jeśli pracuję to do rana, jeśli się lenię to śpię do południa. Jeśli jestem na diecie to na całego, jeśli odpuszczam to „na ostrej”. Dzisiaj np. jestem na tym etapie „zero” więc opróżniłam całą szafkę słodyczową ;)

Śpię nago.

Ten punkt podpowiedział mi Maciek. Podobno to nie jest standardowe zachowanie… serio? Z tym spaniem to też czysta „zero-jedynka”. 3 tygodnie zero piżam, tydzień „na ostrej” :) piżama, szlafrok, czapka i najlepiej zakopałabym się pod górą tych wszystkich otulaczy i wyszła dopiero jak się skończą „te dni”.

Obrzydziłam sobie zielony kolor.

No dosłownie tak zrobiłam. Kiedy chodziłam do liceum, dwie pierwsze klasy byłam „dzieckiem kwiatem” więc pomimo tego, że zielony pasował mi jak świni siodło, chodziłam tak jak ustawa nakazywała. Zielone spodnie, brązowa bluzka… o matyldo. Wyglądałam strasznie. Doszło do tego, że cały mój świat był zielony, łącznie z moimi paznokciami i kolorem długopisu w zeszytach. Przedobrzyłam na wieki.

Śnię o lataniu.

Przez długie lata nie śniło mi się zupełnie nic. Regularnie śnić zaczęłam dopiero po przeprowadzce tutaj, na wieś. Wszystkie sny, które miałam przed przeprowadzką mogę policzyć na palcach u jednej ręki, z czego żaden nie był pozytywny. Albo wojna, albo złodzieje, albo trąba powietrzna, albo… latanie. I to latanie ostatnio śni mi się bardzo często. Jest niesamowicie przyjemne, tak jakbym pływała w powietrzu. Czy ktoś może mi to wyjaśnić? (psychologicznie bo w senniki nie wierzę) :)

Kiedy kończę czytać książkę płaczę…

…niezależnie od tego, czy jest w niej coś wzruszającego czy nie. Mój organizm przyzwyczaił się do emocji na zakończenie książki do tego stopnia, że niezależnie od tego czy kończę powieść czy poradnik, łzy ciekną mi ciurkiem. Chyba wyszło na to, że płaczę bo kończy się książka a ja tak szybko się przywiązuję ;) Wyobraź sobie teraz durną blondynkę płaczącą nad mielonym, który trafił się na końcu książki kucharskiej :) No serio… lekarz potrzebny od zaraz :)

A jak to jest u Ciebie? Masz jakieś dziwne zachowania? Napisz w komentarzach, może wybierzemy się do wariatkowa na jakiś wspólny turnus? ;)