Nie mam zamiaru idealizować w tym wpisie mojego męża. Bądźmy szczere – faceci to baaaardzo skomplikowana rasa wtedy kiedy poszukujemy w nich prostoty i niesamowicie prosta kiedy wymagamy od nich odrobiny kreatywności i finezji. Facet to facet… a kiedy tak patrzę na tego mojego bobika czasem moje myśli same z siebie wybiegają gdzieś, 40 lat dalej, kiedy mój syn będzie już odpieluchowany i śmiało będzie mógł wybrać się na polowanie na żonę. Czym ją zwabi? Ano tym, czym zwabił mnie mój małżon, bo przecież to będzie Pączkowy wzór do naśladowania. Czy tego chcę, czy nie… (hahaha just kidding).
1. Pierwsze i wbrew pozorom niesamowicie ważne to „porządkowość”. Jeśli facet w wieku gimbazjalnym nadal nie potrafi zanieść brudnej bielizny do kosza a na jego biurku zalegają uświndolone talerze pamiętające każdy obiad z ubiegłego tygodnia wiedz, że ktoś, gdzieś… popełnił błąd. I prawdopodobnie jest to ojciec, który swojemu synowi nie daje zbyt dobrego przykładu. Ta sama gimbaza za kilka, kilkanaście lat stanie się mężem i załamie swoją żonę. Prędzej czy później ją załamie. Bo życie z brudasem to coś strasznego. Nie będę wytykała palcami, ale znam takie przypadki. Aż za dobrze je znam. I od zawsze wiedziałam, że mój mąż będzie „porządnicki”. Maciek sprząta, zmywa, pierze… nie ma z tym żadnego problemu. Nie umniejsza to jego godności. I chwała mu za to. Przynajmniej mam mniejsze obawy co do tego małego Pąka. Bo bałaganiarstwo będzie mógł już tylko… odziedziczyć po mamusi :D (znowu just kidding hje hje hje).
2. Jak mój Maciek strzeli placka to będziesz zbierała szczękę z podłogi! Gwarantuję Ci to! Mi już strzelił nie raz i to takiego porządnego. Nie jakiś tam placuszek. Tylko taki placek prosto z serca. A dokładniej z piekarnika :P Mam już gotująco-piekąco-smażącego męża. Do pełni szczęścia brakuje mi już tylko gotująco-piekąco-smażącego syna. A patrząc na jego zamiłowanie do drewnianych kuchenek i wspólnego gotowania czuję, że będzie z niego kucharz w tatusia. I bardzo się cieszę. Nie uważam, żeby gotowanie było czynnością zarezerwowaną tylko dla kobiet. Owszem, baba, która nie potrafi ugotować zupy to już obciach. Ale moim zdaniem taki sam obciach dla faceta. Bo to czysta chemia i fizyka przecież. Nauki ścisłe okraszone nutką kreatywności prawda? Przynajmniej wiem, że jak ja gdzieś wyjadę na Kanary czy inne Szeszele to Maciek nakarmi dziecko czymś innym niż pętkiem kiełby i pajdą chleba (bez masła bo przecież smarować się już nie chce).
3. Skoro już jesteśmy przy tych chemiach i fizykach mogę spokojnie podać Ci kolejną cechę, którą chciałabym, żeby mój synek odziedziczył po tacie. Ja to nazywam „techniczny umysł”. Ja wiem, że to różnie bywa. Może być humanistą i nic z tym nie zrobię. Myślę, że nie oddam do szkoły z internatem przez to (oddam jak mi się znudzi po prostu) (just kidding x3 – muszę zaznaczać kiedy żartuję bo później dostaję prywatne wiadomości z o tym, że jestem wyrodną matką i że spalą mnie na stosie). Ale wracając do technicznego umysłu to fajnie jest jak facet zna się na prawach fizyki i może swojej kobiecie wytłumaczyć na jakiej wysokości musi zawiesić lustro żeby widzieć też stopy bez walenia nosem w taflę (mi tłumaczył to kilka tygodni :/) albo wytłumaczy jej na czym polega działanie płaszcza wodnego w kominku. Kobitka może zająć się wybieraniem zasłonek do domu a nie edukować się od postaw z wujkiem Google podczas wicia wspólnego gniazdka. Dzisiaj np. dowiedziałam się, że szybowiec wcale nie jest z papieru (nie pytaj skąd takie przekonanie) i że lata „na ciepłym powietrzu” a jak poleci nad wodą to trafi na zimne i może zacząć spadać. Ot, ciekawostka podczas oglądania takiego szybowca zamiast „Łaaał, ale bym polatał”, „Łaaał, ciekawe ile to kosztujeeee”…
4. Będzie banał teraz, ale muszę. Bo dla mnie to ważne. Facet musi umieć prowadzić samochód. Nie podniecają mnie opowieści ile to kto zrobił kilometrów „bez prawka”. To jest akurat głupota i nieodpowiedzialność rodziców. Obchodzi mnie to jak facet tym samochodem jeździ i czy jeździ w ogóle. Kiedyś wydawało mi się, że samochodem potrafi jeździć każdy facet. Że ma to we krwi. Niestety za moje przekonanie zapłaciłam dosyć wysoką cenę – dachowanie z jednym z takich facetów, co to za umiejętnie jeżdżących uważałam. Dachowanie w nowym, wymarzonym samochodzie, którym cieszyłam się od 8 dni. Dałam prowadzić samochód FACETOWI, który władował się na skrzyżowanie nie zauważając wielkiego czerwonego znaku STOP i grubaśnej linii STOP na ulicy. Od tamtej pory nie ufam na drodze nikomu a umiejętność bezpiecznego prowadzenia samochodu uważam za przymiot.
5. Ostatnia cecha będzie czymś co uważam za najważniejszy, najpiękniejszy i najbardziej męski przymiot ever. Umiejętność okazywania uczuć. Bo ta umiejętność pokazuje właśnie siłę a nie słabość. To tak jak z tymi różowymi koszulkami. Podobno tylko prawdziwy mężczyzna nie wstydzi się założyć różowej koszulki. No i coś w tym jest! Właśnie o to chodzi. Prawdziwy facet, który jest pewien swojej męskości wie, że wrażliwość i umiejętność okazywania uczuć to nic wstydliwego. Wrażliwości mojego męża z całego serca życzę naszemu Pączkowi. Bo z tej wrażliwości wypływa masa dobra. Z tej wrażliwości wypływa miłość do dziecka, szacunek dla rodziców i żony. Z tej wrażliwości wypływa nić porozumienia, która łączy nas pomimo tego, że czasem jest tak ostro między nami, że tylko wióry lecą! Kiedy widzę jak Maciek patrzy na nasze dziecko, jak bardzo je kocha, jak cieszy się z każdej bzdury dociera do mnie jak fantastycznie czuje się z nim nasz synek i jak bardzo kochany będzie się czuł w przyszłości. A z tego wynikną same dobre rzeczy.
Hmm… jak to przeczyta Maciek, pewnie mi powie, że zrobiłam z niego pipę :) Bo wychodzi na to, że tylko sprząta, gotuje i przytula. A w międzyczasie jeździ „technicznie” samochodem i „rwie laski na szybowca”. Nie no… nie jest tak. Wiesz o tym prawda? To są cechy, których brak, do tej pory najbardziej drażnił mnie u facetów. Jeden drażnił mnie tym, że był nieczuły i mieszkał z karaluchami, drugi nie potrafił jeździć samochodem, trzeci był delikatnie mówiąc… mało inteligentny. Każdy z nich był fantastyczny na swój sposób, każdy z nich miał też w sobie przynajmniej jeden z wyżej wymienionych przymiotów, ale zawsze musiało się trafić coś, co było tej listy na górze przeciwieństwem. Wiem, że te cechy ceni sobie wiele kobiet. I chciałabym, żeby mój synek właśnie te cechy odziedziczył po tacie. Reszta po mamie i Pączek na Prezydenta! ;)
A Ty za co cenisz swojego męża? Co Ci się w nim tak po prostu… podoba? :) A może Cię czymś wkurza? Może śpi z karaluchami? ;) Dawaj śmiało, zaraz obmyślimy jakiś plan na metamorfozę!
Bakuś:
Kapelusz – Okaidi
Koszulka – Zara
Spodenki – Zara
Buciki – Mrugała
Mi zawsze imponowało to, że mój mąż jest niesamowicie zaradny i przedsiębiorczy, strasznie mnie to motywuje do działania :) Na szczęście dla naszego domostwa też nie ma problemu z wykonywaniem obowiązków domowych, ba! z naszej dwójki to on jest bardziej „porządnicki”. No i ma w sobie ten ojcowski luz, dzięki któremu nasz synek wspaniale się rozwija, chociażby na basenie – mnie przerażało nurkowanie i chyba ogółem bardziej się przejmowałam tymi zajęciami a z tatą młody świetnie się bawi i jeszcze zbiera pochwały od instruktorki! Aż zazdrosna jestem o to ;)
mój piękny Białystok :)
mój mąż – lekki bałaganiarz ;)
za to kucharz z zamiłowania i.. z zawodu :) szkoda , że w zawodzie nie pracuje , ale żonkę pasie należycie :)
U mnie wszystko by się zgadzało ale ten punkt 5…. no nic, nie można mieć wszystkiego. Ale ojciec na 5 z + :)
Mój Pawcio spełnia każde 5 punktów a Nawet dodam mu 6! Moja domowa złota rączka. Od tynków, po krany, samochody do sklepania pięknej drewnianej donicy z „paleciakow’.Ale zawsze musi być „ALE”… Musi mu się chcieć. Posprzata, ugotuje (mięsiwio zawsze doprawi lepiej ode mnie) techniczny inteligent, totalna przylepa ,samochód też umie poprowadzić aczkolwiek od pojawienia się synka jak dla mnie jest zbyt porywczy.no i te ale. Po prostu zdolny ale leń. Ile trzeba czasem się naprosic jak trzeba coś na już..a jak nie to nagle wracam a tam pyszny chlebunio pachnie
Oj a u mnie tak jakby odwrotnosc Twojego męża, powiem tak, ani to mądre ani zasadne ani oszczędne.. czasem się zastanawiam dlaczego z tym jestem…
U mnie tylko pkt 4 się zgadza :/
U mnie też się zgadza wszystko :-) dodam jeszcze, że mój mąż jest strasznym gadulą ale ta cechę nabył od demnie :-)
Oj a u mnie tak jakby odwrotnosc Twojego męża, powiem tak, ani to mądre ani zaradne ani oszczędne.. czasem się zastanawiam dlaczego z tym jestem…
Fajne zdjęcia, bardzo fajne! :) ale mam pytanie o sandałki – nadają się na napompowaną stopę, z gruuubaśnym podbiciem?
świetne ;) <3 i lecę sandałki zobaczyć ;)
Charaktery mamy dość podobne, chociaż Marcin jest zdecydowanie bardziej cierpliwy i faktycznie tę cechę Miłka mogłaby po nim odziedziczyć. Ja natomiast całą ciążę „modliłam się”, żeby Miła miała nos po tatusiu, ale nogi po mamusi :D Resztę można miksować. :P
Jeśli chodzi o mojego jeszcze nie męża, ale prawie (prawie bo 3 dni jesteśmy po terminie) ojca mojej córy, to spełnia wszystkie warunki. Chociaż, na trochę inny sposób. Jeśli porządek to hmm… umie, ale musi mu się chcieć. Choć przy mnie, w obawie przed zrzędzeniem uczy się szybciej :P Gotowanie… piszesz, że baba co nie umie zupy ugotować to obciach. No cóż, siara na max, ale zupa u mnie zawsze z przepisu hehe. Talentu to ja nie mam, choć z głodu nie umrzemy. Ale jak ten Mój zrobi obiadek to, palce lizać. Wiedzę na różne tematy ma tak obszerną, że czasami mnie zawstydza. Prowadzić umie. Jest odpowiedzialny i uczuciowy. Choć różowa koszula i asymetryczny przedziałek, nigdy w życiu nie przejdą, bo „facet to ma być facet i ma wyglądać na faceta”, no cóż nie można mieć wszystkiego ;P
Ja mojego strasznie cenię, że jest zaradny życiowo i jest w pełni optymistyczny! mogłabym się tego od niego uczyć, wszystko załatwi, nie ma dla niego żadnego problemu i przeszkody której nie da się pokonać. Dla niego po deszczu zawsze wychodzi słońce i wszystko wyjdzie na dobre byle razem. I do tego czuły i bardzo kochający :) tylko kuchnię omija szerokim łukiem (chyba, ze wołam go na obiad) :))
Uwielbiam twoje „lekkie pióro” :-) chcialabym przeczytać coś dłuższego :-) mam nadzieje, ze myślisz o napisaniu jakiejś książki, poważnie :-) czekam!
Kurczę… nie mam męża, anie nawet partnera, ani kochanka… odszedł rok temu. Ale mam za to psa! Bardzo mądry zwierz to jest. Nie gotuje, ale pożera wszystko, sprząta każdy okruch jak ja lub syn zostawimy. Jest moim prywatnym trenerem fitness, dzięki niemu rok po urodzeniu młodego wyglądam i czuję się świetnie. Jest z kategorii tych technicznych. Doskonale oblicza odległość od piłki i wyskakując po nią zawsze złapie w locie. Cholernie pracowity również. Tropi zdobycz tak długo aż znajdzie. Nigdy się nie poddaje. Nie ma tez problemu z okazywaniem uczuć. Choć ma w kłębie „zaledwie” 70 cm, potrafi wgrzebac mi się na kolana, by zwinąć się w kulkę i położyć głowę na moim ramieniu. Gdyby mógł, to spałby na mnie każdą wolną minutę. I w przeciwieństwie do niektórych mężczyzn, jest bezgranicznie wierny.
Taki „facet” tez się liczy? ;-)
Ja Ci mówię, że się liczy! Przez Twój komentarz właśnie zaprosiłam mojego czteronożnego faceta do łóżka. A niech ma! Kanapa przecież taka pusta…
Otóż to! Ja zatem sypiam z dwoma mężczyznami na raz. Oprócz psa przychodzi tez kot. A jak przyjdzie syn, to jest ich aż trzech! :-D
Cudownie jak mąż spełnia priorytetowe potrzeby/oczekiwania żony i na odwrót. Gorzej jak przed ślubem łudzimy się, że coś się zmieni, bo po, to chyba mniejsza motywacja do zmian. Dlatego bardzo cenię sobie ludzi, którzy cały czas pracują nad sobą, próbują walczyć ze swoimi słabościami, lenistwem dla dobra rodziny. A mój…otwarty, towarzyszki, o ogromnej wiedzy o świecie, cierpliwy bałaganiarz, złota rączka o słomianym zapale, któremu brak inicjatywy, ale chętny i zgodny na wszelkie propozycje. Wierny i przystojny, że hoho, ot taki mix
Cenię męża za to, że potrafi pierwszy zażegnać konflikt – ja kurcze uparta jestem ;)) uczę się tego od niego właśnie. Cenię go za spokój i opanowanie, za to, że jest 100% facetem, z krwi i kości, a nie jakas ciamajda w portkach. Czuję się przy nim bezpiecznie, wiem, że zadba o naszą trójkę najlepiej jak potrafi! :)
Gratuluję takiego męża. Prowadzi Pani świetny blog parentingowy, bardzo dobrze się Panią czyta. Zapraszam do dodania bloga do naszej listy najlepszych polskich blogów parentingowych – . Pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego.
Ja to bym najbardziej chciała, żeby mój Jasiek (ma 3 miesiące) po tacie miał męską inteligencję (tzn. umiejętność odpowiedzi na wszystkie dziwne pytania typu „dlaczego niebo jest niebieskie?” „w jakiej odległości leżą od siebie tory kolejowe?” i inne tego typu, w odróżnieniu od arcytrudnych dla mężczyzn pytań typu „gdzie leży masło w lodówce?”), szczerość (największym „kłamstwem” mojego męża było kupienie w tajemnicy pierścionka zaręczynowego. Musiał mi się oświadczyć tego samego dnia, bo by nie ogarnął tej tajemnicy dłużej ;-)), no i niech włosy ma po nim, bo moje jakieś takie liche ;-)