5 tajnych sposobów na metamorfozę Twoich poranków

5 tajnych sposobów na metamorfozę Twoich poranków

Siódma rano. Szykujemy się z Maćkiem do pracy. Wróć! Kręcimy się po pokoju jak KUPY w przeręblu w panice kompletując stroje biznesowe. Jak zwykle w niedoczasie. Jak zwykle bez konkretnego planu. Konkretny plan o 7 rano nie istnieje. Może i gdyby Maciek szykował się do tej pracy sam, powstałoby coś takiego jak Konkretny Plan. Ale Pan Konkretny Plan kiedy tylko widzi moją poranną fryzurę wyłaniającą się zza drzwi sypialni bierze nogi za pas i czym prędzej ucieka do sąsiadów. I wtedy nastaje CHAOS…

Chaos chaosiasty chaosem podszyty. Chaos, który totatnie nie pasuje do mojej osobowości. Ale mam na to pewną teorię. Ja, po pierwszej kawie dostaję takiego motorka w zadku, że robota pali mi się w rękach do nocy. Ba! Jak się dobrze rozkręcę, to i pół nocy potrafię jeszcze „przedziałać”. Nie ma się co dziwić, że poranne zorze połykam podczas pierwszego porannego ziewnięcia a oczy otwieram dopiero wtedy, kiedy zrzucę pół zawartości szafki szukając po omacku pudełka z kawą.

Mój mąż mnie kocha. Kochał mnie zanim mnie jeszcze poznał, kochać mnie będzie do końca świata i o dwa dni dłużej. Kocha mnie wiosną, latem i zimą, w dzień powszedni i od święta. Jest tylko jeden wyjątek od tej reguły. Miłość mojego męża pryska O PORANKU. Mój mąż o poranku najchętniej zepchnąłby mnie ze skały i przygniótł wielkim głazem dla pewności, że się nie wydostanę. Do wieczora oczywiście, bo wieczorem obecność żony jak najbardziej wskazana przecież :)

Oczywiście zdarzają się wypadki przy pracy i raz na milion lat coś mi się poprzestawia i wstanę za wcześnie. Powstają wtedy takie oto wpisy na mojej prywatnej tablicy na FB:

Facebook poranek

Dzisiaj był właśnie jeden z TYCH dni. Co prawda nie wstałam zbyt wcześnie, ale na bank coś mi umknęło w międzyczasie bo byłam gotowa 15 minut za wcześnie. Znaczy się byłam gotowa na czas właśnie… a to już chore. I tak sobie jedziemy jak co dzień, tą samą drogą, ale jakąś taką inną. Obraz za oknem dziwnym trafem nie przesuwa się z prędkością światła, kanapka jakaś mniejsza bo zdążyłam ją zjeść i nawet przeżuć ostatnie kęsy zamiast połykać w całości. I tak sobie jadę i jadę, myślę i myślę i wymyśliłam. Stwierdziłam, że skoro w pozostałej części dnia idzie mi tak świetnie z organizacją czasu, zrobię sobie psikusa i ogarnę się i o poranku. Już widzę miny przyjaciół, którzy do tej pory mieli okazję ze mną mieszkać. Katarzyna właśnie popłakała się ze śmiechu a Jaro wrócił do palenia ze stresu, że świat się kończy. Ja i poranne wstawanie prowadzimy odwieczną walkę. Jesteśmy jak Północ i Południe w wojnie secesyjnej, jak zwaśnione rody Montechcich i Capuletich, jak Power Rangers i Kitowcy… Moje postanowienie może zaburzyć równowagę wszechświata, zakrzywić czasoprzestrzeń, cofnąć lodowce… Ale zrobię to. A raczej spróbuję. Ot, tak. Dla hecy :)

No dobra. Ale jak się zabrać do tego usprawniania poranków? Pan Internet podpowiedział mi takie sposoby:

1. Ustaw sobie budzik w drugim pokoju. Albo od razu w wannie, żebyś wystraszona, że obudzi też Twoje dziecko zerwała się z łóżka i wskoczyła do niej od razu w celu unicestwienia zagrożenia.

2. Żeby nie zabawić zbyt długo w ciepłej kąpieli ustaw sobie drugi budzik w salonie/kuchni/u sąsiada/gdziekolwiek gdzie będzie w stanie nadal obudzić Twoje dziecko. Mając świadomość, że za 15 minut dzika zwierzyna zacznie wydawać z siebie przerażające melodie szybciej się umyjesz. Podobno i odżywka nagle nie będzie musiała tak długo pieścić Twoich włosów.

3. Przygotuj ubrania dzień wcześniej. Wieczorem paradoksalnie myślisz trzeźwiej niż rano. Dzięki temu ominą Cię poszukiwania rajstop i bluzki, która ostatecznie odnajduje się w koszu z brudnymi ciuchami i zepsuje Ci koncepcję całego stroju.

4. Półprodukty na śniadanie również przygotuj wieczorem. Owoce suszone do owsianki zalej wodą, kanapki przygotuj i przykryj woreczkiem foliowym w lodówce. I zmyj naczynia! Żebyś rano nie musiała myć ulubionego kubka chcąc się napić kawy.

5. Kosmetyki, które zabierasz po skończonym makijażu do pracy „na poprawki” kup x2. Noś w torebce oddzielną kosmetyczkę z tymi samymi kosmetykami. Przecież i tak je zużyjesz. Unikniesz grzebania w czeluściach zaginionej Atlantydy i wywracania jej do góry nogami tylko po to żeby przypomnieć sobie, że puder używałaś wczoraj przed wyjściem do osiedlowego i leży pod lustrem w przedpokoju.

Trochę się boję, że mi się uda. Co ja wtedy zrobię? Będę już przecież idealna! No oprócz tego nadbagażu na brzuchu, udach i boczkach. Eeeeee, czyli będę miała z czym walczyć do końca życia. Mogę śmiało rozpoczynać metamorfozę moich poranków. Niebawem dam Wam znać jak mi idzie :)