5 rzeczy, po których rozpoznasz każdą matkę.

5 rzeczy, po których rozpoznasz każdą matkę.

Matka to gatunek nienormalny, powiedziałyśmy sobie to ostatnio. Oprócz kilku charakterystycznych zachowań mamy też kilka cech zewnętrznych, które pozwalają nam się rozpoznać w tłumie w 3 sekundy. Szczególnie te początkujące mamy. Oooo tak. Te początkujące to już przesadzają z tą swoją „widocznością”. Po czym się rozpoznajemy zatem?

  1. Związane włosy – jeszcze jak sobie dostojny koński ogon powiewa na wietrze to pół bidy. Gorzej jak po ciąży włosy zaczynają wychodzić garściami i „koński ogon” zamienia się w „mysią psitkę” jak to mawia babcia Ola. Mysiej psitki w ogon nie zwiążesz. Mysią psitkę to w jakiś mikro koczek na czubku głowy ewentualnie skręcisz. I tak sobie z dumnie skręconym włosiem paradujemy przyspieszonym krokiem bo wiecznie w niedoczasie przecież.
  2. Brak obcasów – żeby ten przyspieszony krok utrzymywać w odpowiednim przyspieszonym tempie. Albo w ogóle, żeby krok utrzymywać bo tyle kilometrów co w życiu matka z dzieckiem nachodzi to i zawodowy maratończyk się nie powstydzi. A obcasy niewskazane na pogonie przez trawniki za uciekającą pociechą. Z resztą po ciąży i tak wielka stopa się w połowę szpileczek nie zmieści prawda?
  3. Wielka torba – oprócz wielkiej stopy, matka choruje również na syndrom wielkiej torby. Ta powiększa się wprost proporcjonalnie do ilości upychanych w niej pieluszek, chusteczek nawilżanych, butelek i innych dzieciowych gadżetów. Z resztą z czasem te gadżety przestają być dzieciowe i przywiązujemy się do zapasowych pieluch nawet podczas wychodnego bez dziecka. No bo jak by tą torebkę z pieluch i chusteczek nagle opróżnił to by ramię zwariowało. Za lekko by było. I jakoś tak… dziwnie nieswojo.
  4. Smoczek w kieszeni – nieswojo z lekką torbą bez pieluch, nieswojo bez smoczka w kieszeni prawda? Smoczek w kieszeni w pewnym momencie to standard taki sam jak pomadka czy klucze od domu. Ba! Pomadki i kluczy zapomnieć się zdarzy czasem. Smoczka nigdy.
  5. Brak kolczyków, łańcuszków i innych zagrażających życiu ozdób – życiu matki oczywiście bo dla dziecka to przecież najlepsza rozrywka zaraz po szarpaniu za włosy. Ale włosy można w koczek, psitkę czy inny ogon. A wisiorka już nie. A kolczyka tym bardziej. Chyba, że raz a porządnie dziecko chwyci to z uchem urwie i bez problemu. Ale ucho czasem się przydaje żeby dziecka mlaskanie w nocy usłyszeć dobrze i w porę znaleźć smoczek albo wkurzyć się podczas PMS-u na męża, że tak głośno oddychać raczy. Taaaak. Ucho potrzebne czasem. Lepiej już z tych kolczyków zrezygnować. I wisiorków. Wisiorki są takie niemodne… wśród mam :)

Matka matkę wypatrzy na kilometr, wywącha na dwa. My – mamy bezbłędnie rozpoznamy się w tłumie. Zachowujemy się i wyglądamy charakterystycznie. Fajne to… bo w imię miłości, w imię wyższych priorytetów, bo tak naprawdę to na chwilę. I tylko my – mamy rozumiemy to doskonale. A jak nam dziatki podrosną… to my już pokażemy światu co to znaczy sexapil i prawdziwa kobiecość. I hope… ;)