5 oznak, że jesteś Brucem Lee Macierzyństwa

5 oznak, że jesteś Brucem Lee Macierzyństwa

Powiem wprost – pierwsze lata macierzyństwa to jak gotowanie zupy na kaloszu. Emocje są, receptura jest, dobry humor obecny, ale smak nie powala. Na początku wszystkiego się uczysz, ba!, wkuwasz na blaszkę, żeby poczuć się „prawdziwą” mamą. Raz Ci wychodzi, raz nie. Ale nie odpuszczasz. O nieeee!!! Jesteś nakręcona jak chomik w karuzelce. Na przekór ciotkowym, koleżeńskim, babcinym „dobrym radom” robisz wszystko po swojemu. Podejmujesz rękawicę, bo wiesz, że przyjdzie taki dzień, kiedy świat wstrzyma oddech, słońce wyjrzy zza chmur, ktoś w końcu wyniesie śmieci (o co prosisz od dwóch dni!), a Ty powiesz o sobie „Jestem Brucem Lee macierzyństwa!!!”… i tak się składa, że ten dzień właśnie nastał. A skąd to wiem?

 

Bo nie panikuję

Bo nie panikuję, kiedy moje dziecko dostanie wysypki, zagorączkuje albo połknie pieniążek (wiesz jak jest… za pierwszym razem jadę na ostry dyżur, za drugim – niecierpliwie czekam na odnalezienie monety w kupie, za trzecim – potrącam z kieszonkowego;)). Zamiast przeszukiwać Dr Google wzdłuż i wszerz, czy maniakalnie wydzwaniać do znajomych lekarzy w środku nocy – spokojnie czekam na rozwój wydarzeń. Mam kilka sprawdzonych scenariuszy w głowie i dobrze zaopatrzoną apteczkę domową, a w sytuacjach kryzysowych – Maćka, który studzi moje emocje. Od tego on jest ;)

Bo nie umieram ze wstydu

Bo nie umieram ze wstydu, kiedy mój syn w najlepsze demonstruje bunt trzylatka (łudziłam się, że nie ma takiego zespołu zachowań, aleeee… jest!) przy kasie hipermarketu, do której ustawiła się 20-osobowa kolejka poirytowanych klientów, łącznie ze mną – wyrodną matką odmawiającą dziecku słodkiego jak cholera batonika (trzeciego z rzędu), którego pochłonie w trzy sekundy i z nadmiaru glukozy we krwi zwymiotuje w trakcie drogi powrotnej do domu. Przerabiałam to nieraz i wiem, jak reagować. Nie reagować! Większość rodziców to przechodziła, więc niech nie robią takich dużych oczu, stojąc razem ze mną w dłuuuugiej kolejce do kasy!

Bo nie zadręczam się wyrzutami sumienia

Bo nie zadręczam się wyrzutami sumienia za każdym razem, kiedy tylko podniosę głos. Nosz kuźwa! Człowiek składa się z emocji. Czasami to słychać! Jasne, że nie chodzi o nieskrępowane wydzieranie się od rana do wieczora, jak gniazdowy podczas meczu, ale o taryfę ulgową dla swoich nadwyrężonych nerwów, o spust nagromadzonego ładunku, który trzeba od czasu do czasu zdetonować. Moje dziecko też tego doświadcza – wkurza się na mnie jak stary wyjadacz. A kiedy przeholuje – przeprasza. Mądry chłopak! Nauczył się ode mnie ;)

Bo nie przejmuję się uwagami innych ludzi

Bo nie przejmuję się uwagami innych ludzi, którzy głośno komentują moje metody wychowawcze (i nie są to ciepłe słowa). Nooooo, trzeba mieć tupet, żeby to robić na forum, w przekonaniu swojej rodzicielskiej wszechwiedzy. Mati to moje dziecko i tylko ja wiem (+ Maciek oczywiście), jak go wychowywać! Znam go lepiej niż wszystkie cioteczki, sąsiadeczki, nawet przedszkolanki razem wzięte. I kocham mocniej niż Marlin swojego Nemo, Elinor – Meridę Waleczną, i w ogóle bez rankingów… najbardziej. A kiedy mam jakiś problem wychowawczy – radzę się zaufanych osób, nie krytyków-amatorów! Po prostu.

Bo nie realizuję planu „idealna mama”

Bo nie realizuję planu „idealna mama”, lansowanego przez niektóre bestsellerowe poradniki. Nie uczestniczę w wyścigu po tytuł „najekologiczniejszej mader ewer”, ani w konkursie na mistrzynię maratonu z dzieckiem na głowie. W macierzyństwie jestem przede wszystkim sobą! Z kompletną listą zalet i wad. Ol inklusiw. Jeśli popełniam błędy to swoje (mają metkę made by Malwina). I ciągle czegoś nie wiem, ciągle coś mnie zaskakuje, ciągle czegoś się uczę. To w sobie cenię. Inaczej nie byłabym taką fajną mamą. Ty pewnie też :)